Legenda po latach

18.05.2003

Czyta się kilka minut

Jerzy Andrzejewski: MIAZGA - trudno uwierzyć, ale to pierwsze oficjalne krajowe wydanie „Miazgi” w pełnym, nieocenzurowanym kształcie. Najbardziej oczekiwana powieść przełomu lat 60. i 70. powraca do nas jako zmarmurzona klasyka, kolejny tom Biblioteki Narodowej, z bardzo dziś potrzebnymi przypisami, przede wszystkim zaś -ze wstępem, w którym Anna Synoradzka-Dema-dre, autorka monografii Andrzejewskiego, sytuuje „Miazgę” na tle całej twórczości pisarza, wskazuje na pierwowzory powieściowych postaci i odtwarza losy książki, burzliwe i symptomatyczne zarazem. Symptomatyczne - bowiem dzieje jej (nie)publikowania stanowią odzwierciedlenie relacji między pisarzem a komunistyczną władzą, jego wybijania się na niezależność, ale też siły trzymających go więzów i rozpaczliwej czasem szamotaniny.

*

Pomysły, z których wyrosła „Miazga”, sięgają, jak pisze edytorka, roku 1960. Po zerwaniu z komunizmem i rozrachunkowej powieści „Ciemności kryją ziemię” (1957), po „Bramach raju” (1960), po olbrzymim sukcesie „Popiołu i diamentu” Andrzeja Wajdy - filmowej adaptacji zmieniającej polityczną wymowę powieściowego pierwowzoru - Andrzejewski uważany był za jednego z najwybitniejszych pisarzy współczesnych. Przekonanie to potwierdziła kolejna książka, „Idzie skacząc po górach” (1963), opowieść o artyście-demiurgu. W następnym roku jej autor podpisał tak zwany List 34, a nagonka władz na sygnatariuszy niewinnie dziś brzmiącej dwuzdaniowej petycji w obronie niezależności kultury przydała im jeszcze prestiżu w opinii społecznej.

Nic więc dziwnego, że gdy w 1965 roku na ostatniej stronie kwietniowego numeru „Twórczości” umieszczono (wielokrotnie potem powtarzaną) zapowiedź nowego utworu Andrzejewskiego, wywołała ona, jak wspominał Tomasz Burek, „sensację, falę sprzecznych pogłosek, niespokojnych domysłów, pytań i komentarzy”. Wreszcie w numerze z października 1966 pojawiły się obszerne fragmenty pierwszej wersji „Miazgi”. Wedle słów Burka „numer ów został natychmiast rozchwytany i zaczytany. Szybko obrastał legendą. Była to jedna z najpiękniejszych legend współczesnego piśmiennictwa”.

Czym jest, a raczej czym miała być i z czego wyrosła owa pierwsza niedokończona „Miazga”, której tekst przeczytać możemy w aneksie do obecnego wydania? „Od końca maja 1960 roku Andrzejewski rozważał stworzenie obszernej monografii biograficznej fikcyjnego artysty, współczesnego pisarza polskiego - pisze Synoradzka-Demadre. - Narratorem miał być przyjaciel nieżyjącego już prozaika... Pomysł był wyraźnie inspirowany »Doktorem Faustusem« Tomasza Manna”. Kompleks „Doktora Faustusa” - powieściowej summy, traktatu o artyście oddającego zarazem sprawiedliwość najnowszym dziejom własnego narodu - nękał nie tylko Andrzejewskiego, o czym przekonuje lektura dziennika Marii Dąbrowskiej...

W 1962 roku Andrzejewski, zaproszony przez Wajdę do współpracy przy uwspółcześnionej adaptacji filmowej „Wesela” Wyspiańskiego, zaproponował, by kanwą utworu stało się ślubne przyjęcie syna wysokiego dygnitarza z dziewczyną z zespołu „Mazowsze”. Wkrótce jednak drogi obu twórców się rozeszły: filmowe „Wesele” Wajdy, nie odchodzące już od realiów oryginału, powstanie dopiero kilka lat później, natomiast idea aktualizacji dramatu Wyspiańskiego poprzez ukazanie konfrontacji środowisk tworzących społeczeństwo PRL przeniesie się do nowej powieści Andrzejewskiego, łącząc się z wcześniejszym pomysłem biografii fikcyjnego pisarza.

W wersji zaprezentowanej w „Twórczości” w roku 1966 osią fabularną „Miazgi” jest ślub pary warszawskich aktorów, Moniki Panek i Konrada Kellera; panu młodemu świadkuje pisarz Adam Nagórski. Na bankiecie weselnym w podwarszawskim pałacu w Jabłonnie artyści spotykają się z ludźmi „aparatu i rządu”, gośćmi ojca panny młodej, byłego ambasadora i ministra. Jest to zarazem zderzenie świata „starych” i „młodych”. „Konfrontacja ludzi władzy i zasłużonych twórców - pisze Synoradzka-Demadre - odbywa się w rozświetlonych kryształowymi żyrandolami salonach na parterze”. Natomiast w podziemnym barze „dokonuje się przy muzyce w rytmach big-beatu »zbratanie« w młodości synów partyjnych decydentów, nieopierzonych artystów oraz ludzi najętych do obsługi: barmanów i szoferów służbowych limuzyn. Tutaj, pod powierzchnią obojętności i zgrywy tli się iskra wzbudzająca niepokój pokolenia dzierżącego władzę”.

Próba diagnozy społecznej i gra z tradycją nie wyczerpują sensów tamtej „Miazgi”. Jej osobliwość konstrukcyjna polegać miała na przedstawieniu dwóch odmiennych wariantów fabuły. Jak zdradził sam autor w przedmowie do publikacji w „Twórczości”: „do ślubu Konrada Kellera z Moniką Panek nie dojdzie, przyjęcie weselne w Jabłonnie się nie odbędzie”. Alternatywny przebieg wypadków miał zostać pokazany w ostatniej, trzeciej części dzieła: „Consummatum non est”, która w 1966 roku jeszcze nie istniała.

*

Pierwotna wersja nie została dokończona. Z kilku powodów, jak zaginięcie podczas podróży zagranicznej teczki z rękopisem, alkoholowe kłopoty autora (doświadczenia z kuracji odwykowej odbytej jesienią 1967 zaowocowały powieścią „Apelacja”), wreszcie - polityka. Odważne wystąpienia Andrzejewskiego w Marcu 1968, jego protest przeciw inwazji na Czechosłowację, wreszcie decyzja o wydaniu „Apelacji” u Jerzego Giedroycia, ściągnęły nań nie tylko represje władz, ale i kryzys psychiczny. Gdy zaś wiosną 1969 powrócił do „Miazgi”, jej koncepcja uległa rewizji, a ostateczny wariant powieści, powstały w 1970 roku, przybrał kształt odmienny od planowanego.

Zmiana dotyczyła najpierw czasu akcji: maj 1965 zastąpiony został kwietniem 1969, a „na biografiach protagonistów zaciążyły doświadczenia 1968 roku”. Tłem dla niedoszłego wesela stał się rozdział „Intermedium, czyli Życiorysy Polaków”: ujęta w encyklopedyczno-słownikowe noty kronika XX-wiecznych dziejów polskiego społeczeństwa. Całość zaś kadłubowej fabuły wchłonięta została przez dziennik jej twórcy. Dziennikowe notatki stają się równocześnie autotematycznym komentarzem, przejmującym chwilami zwierciadłem czasu (dotyczy to zwłaszcza „Mszy za poetę” i historii marcowej nagonki na Pawła Jasienicę) oraz lepiszczem zdestruowanej powieści.

*

Po ukończeniu „Miazgi” w październiku 1970 Andrzejewski zaniósł maszynopis do Państwowego Instytutu Wydawniczego, drugi egzemplarz przekazał pod opiekę Instytutu Literackiego w Paryżu, a kilka innych udostępnił przyjaciołom. I zaczęła się dziwna gra, w której stronami byli: pisarz, partyjni decydenci oraz wydawca emigracyjny.

Choć podczas pracy nad „Miazgą” Andrzejewski skutecznie unikał autocenzury, teraz uznał, że „lepiej jest, żeby książka wyszła, nawet z pewnymi skrótami, niż żeby się nie ukazała w ogóle”, a od Jerzego Giedroycia zażądał, by ten... uwzględnił w paryskim wydaniu ingerencje warszawskiej cenzury. Skutki były katastrofalne: zirytowany Giedroyc zrezygnował w ogóle z publikacji „Miazgi”, PIW również się wycofał i pierwsze pełne wydanie powieści ukazało się dopiero w 1980 roku, w innej już epoce, nakładem Niezależnej Oficyny Wydawniczej, w rozpowszechnianych poza cenzurą trzech gęsto zadrukowanych zeszytach. Wydanie oficjalne, które trafiło do księgarń w 1982 roku, było mocno okrojone; także równoległa edycja londyńskiej Polonii zawierała - jak wykazuje Synoradzka-Demadre - pewne skróty, dopiero edycja Pulsu z 1992 roku (również londyńska) przynosiła ponownie tekst pełny, a w dodatku czytelny... Powieść jednak rozminęła się ze swoim czasem i nie odegrała roli, jaką kiedyś odegrać mogła.

A jak ją czytać będą współcześni czytelnicy? Już w 1980 roku Tomasz Burek, skądinąd entuzjasta powieści Andrzejewskiego, widzący w niej „kwintesencję zamiarów, niepowodzeń, upadków i z dna rozpaczy podejmowanych wzlotów całej współcześnie liczącej się polskiej sztuki pisarskiej”, pytał z niepokojem, czy przypadkiem „Miazga” nie okaże się „wielkim dziełem spóźnionym” i „książką dla nikogo”. Chyba jednak warto dziś do niej wrócić, by odnaleźć sporą porcję prawdy o tamtym dosyć okropnym i ponurym czasie. Być może ta prawda tkwi także w jej ułomnościach i niespełnieniu. (Ossolineum, Wrocław-Warszawa-Kraków 2003, s. CXXXII + 860. Biblioteka Narodowa, seria I, nr 305. Opracowała Anna Synoradzka-Demadre.)

LEKTOR

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2003