Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To potrafimy. Z raportów policyjnych wyłania się nagle historia ponura, odrażająca, nie do pogodzenia się, nie do pojęcia, że mogła zaistnieć tak blisko nas, niemal w zasięgu ręki. Mobilizacja następuje błyskawicznie: dziennikarze ławą ruszają po bardziej szczegółowe relacje i uzyskują je bez trudu, ze zdjęciami włącznie. Gazetowe strony z komentarzami zapełniają się po brzegi, gospodarze programów publicystycznych, choćby jeden następował po drugim, zadają swoim gościom w różnych wersjach to samo pytanie: A pan(i) co na to? Niebawem można już komentować komentarze, bo padają propozycje i postulaty. Można więc także wyjść na ulice z mikrofonem i zwracać się do "szarego człowieka". Jest on zwykle najbardziej radykalny w domaganiu się sankcji i w wierze, że im kara surowsza, tym lepiej. Bo nutą przewodnią całej atmosfery jest w takich dniach zgorszenie, wszystkim nam przychodzące z łatwością. Więc nawet najcięższe epitety pod adresem sprawców i najbardziej bezwzględne oczekiwania wyroków znajdują poparcie, jeśli nie ogółu, to większości.
Ale zgorszenie jest uczuciem, które ogarnia nas wobec zjawisk, którym w żadnej mierze nie czujemy się winni. To jakieś ponure zło, które wkroczyło do naszego dobrego świata gwałtem i gwałtem ma być jak najrychlej odparte. Nie mamy nic a nic wspólnego ze sprawcą lub sprawcami. Gdyby było inaczej, przeżycie nasze byłoby bez porównania mniej komfortowe (bo przeżycie zgorszenia j e s t komfortowe...). Byłby to niepokój rodzący pytanie: czy nie jesteśmy tu współwinni - i w czym? A wtedy refleksja nie byłaby może tak łatwa i gładka w niekłamanym oburzeniu, ale o ileż bardziej ważna i odpowiedzialna...
Minione dni skoncentrowały uwagę publiczną (nawet szefa rządu) na wyjątkowo odrażającej patologii rodzinnej, a zaraz potem na sporze o skuteczność sankcji karnych i o prawo do ich stosowania. Ale przecież żadna normalna społeczność nie buduje się tylko na fundamencie kodeksów. Żaden człowiek nie nauczy się żyć dobrem w kompanii karnej. Czy na pewno nawet z takiej smutnej okazji jak historia Alicji B. nie ma miejsca na żaden nasz społeczny rachunek sumienia? I na spojrzenie szersze niż ten jeden temat? W tych samych dniach NIK opublikował wyniki kontroli stanu domów dziecka. Niewiele się o tym raporcie mówiło i pisało. A przecież brzmiał bardzo smutno: to nie są domy, gdzie dzieci wyrastają bezpieczne, uczone dobrego, naprawdę przygotowywane do życia. To w większości nie są w ogóle prawdziwe domy. Ale przecież to żadna nowina, tak jest od dziesiątków lat. I co? Też nikt nie jest winien niczemu i nikt niczego zmienić nie będzie w stanie?