Łapa w łapę

W przyrodzie występują nie tylko przemoc i konkurencja. Zwierzęta często też współpracują, i to z innymi gatunkami. Podczas polowań, podróży czy dla zachowania higieny.

04.05.2020

Czyta się kilka minut

Czyszczenie za jedzenie: karakara żółtogłowa zjada pasożyty kapibary / CHRISTOPHE COURTEAU / GETTY IMAGES
Czyszczenie za jedzenie: karakara żółtogłowa zjada pasożyty kapibary / CHRISTOPHE COURTEAU / GETTY IMAGES

To był kadr niczym z filmu Disneya. Nagranie przyjaźni między kojotem i borsucznikiem amerykańskim, sfilmowanymi przez kalifornijską organizację przyrodniczą Peninsula Open Space Trust, stało się niedawno hitem mediów społecznościowych. Wyraźnie podekscytowany kojot zachęca na nim borsucznika do przejścia przez wybudowany pod jezdnią tunel dla zwierząt, po czym oba drapieżniki maszerują razem, łapa w łapę.

Przyjrzyjmy się pozytywnym zależnościom międzygatunkowym – jest ich całe spektrum. Po jednej stronie mamy „żyć bez ciebie nie mogę”, czyli mutualizm, zwany też symbiozą obligatoryjną. To bardzo ścisły związek, od którego zależy przetrwanie; jego przykładem mogą być przeżuwacze, takie jak krowy, i ich bakterie jelitowe pozwalające na trawienie celulozy. Po drugiej stronie jest „no co ci szkodzi”, czyli komensalizm (z łacińskiego com – razem i mensa – stół, czyli współbiesiadnictwo). Na tej relacji korzysta jedna ze stron, druga natomiast nie ponosi żadnych kosztów. Jej przykładem są pąkle – niewielkie skorupiaki – podróżujące na grzbietach wielorybów. Pąkle prowadzą osiadły tryb życia, przyklejenie się zatem na stałe do walenia globtrotera jest szansą na dostęp do nowych pokarmów. Wieloryb nie traci na tej relacji, pąkle dużo zyskują.

Pomiędzy mutualizmem a komensalizmem jest protokooperacja – niezobowiązująca współpraca osobników różnych gatunków, korzystna dla obu stron. To rodzaj biologicznego handlu wymiennego.

Czyściciele i higieniści

Wymieniać można zasoby lub usługi. Najczęściej dostarcza się usług w zamian za zasoby – klasycznym przykładem jest „wizyta u zwierzęcej kosmetyczki”: małe zwierzątka czyszczą skórę tych większych, pobierając opłatę w postaci pasożytów lub łuszczącego się naskórka. Na lądzie prym wiodą tu ptaki, takie jak krowiarki, karakary czy starzyki. Oczyszczają one duże ssaki kopytne, jak żyrafy, antylopy, nosorożce lub bydło. Żywią się kleszczami i owadami, ale nie pogardzą też łupieżem, strupem ani woskowiną uszną…

Spotkać można również inne pary: np. mangusty przeczesujące afrykańskie guźce; kraby, które iskają iguany morskie; kolcogony lawowe (małe jaszczurki z Galapagos) łapiące muchy na plażujących lwach morskich. Niektóre „kosmetyczki” – np. spokrewnione ze szpakami bąkojady – do usługi dermatologicznej dorzucają w gratisie alarm, krzykiem ostrzegając swoich klientów przed zbliżającym się drapieżnikiem.

W wodzie, zarówno słonej, jak i słodkiej, istnieją gabinety kosmetyczne, czyli tzw. stacje sanitarne. Na ogół umiejscowione są w pobliżu raf koralowych, w odmętach wodorostów lub w innych punktach zapewniających rybom czyścicielkom i krewetkom higienistkom bezpieczne miejsce pracy. Do stacji przypływają duże ryby, jak mureny czy manty, a także żółwie morskie lub hipopotamy. Klient otwarciem pyska lub ustawieniem ciała daje znać, że czeka na obsługę, a rybki czyścicielki, najczęściej te z rodziny wargaczowatych albo babkowatych, zabierają się do wyjadania pasożytów, obumarłej skóry czy resztek pokarmów spomiędzy zębów.

Czasami pojawiają się oszuści – np. pod pasożytożernego wargatka sanitarnika podszywa się czyściciel rzekomy, który tylko czeka na okazję, żeby odgryźć klientowi kawałek skóry albo płetwy. Na takie chwyty dają się nabrać młode lub nieuważne osobniki. Te bardziej doświadczone odpędzają kanciarzy.

Tropiciele i buldożery

Ciekawsza i mniej oczywista wydaje się obopólna wymiana usług – tu obie strony wnoszą do partnerstwa nowe umiejętności. Przykładem tego typu protokooperacji jest ta między wspomnianymi na początku kojotem i borsucznikiem amerykańskim, które urządzają wspólne wyprawy łowieckie.

Oba gatunki polują na susły i inne małe zwierzątka, ale każdy z nich wypracował inną taktykę. Kojoty tropią ofiary, gonią je i łapią. Borsuczniki natomiast funkcjonują jak buldożery: rozgrzebują tunele i nory i wyłapują znajdujące się w nich drobne gryzonie; mogą również polować całkowicie pod ziemią. Kojoty i borsuczniki, ze względu na wspólne zainteresowania kulinarne, mogłyby ze sobą konkurować, bardziej jednak opłaca im się współpracować. Widząc kojota, suseł chowa się pod ziemię, natomiast natykając się w norze na borsucznika – ucieka na powierzchnię. Polując razem, kojoty i borsuczniki naganiają sobie wzajemnie zwierzynę.

Wspomniane nagranie nie było bynajmniej pierwszym odnotowanym przykładem bliskiego związku tych gatunków – protokooperację kojotów i borsuczników opisał Samuel Aughey w piśmie „American Naturalist” w 1884 r. Zaobserwowano ją już jednak dużo wcześniej, w czasach prekolumbijskich.

Wspólne, międzygatunkowe polowania nie są wyłącznie domeną wyższych ssaków – protokooperację odnotowano nawet u pozornie prymitywnych kręgowców, jakimi są ryby. Redouan Bshary i współpracownicy w czasopiśmie „PLOS Biology” opisali ciekawe zachowanie ryb z Morza Czerwonego. Strzępiele z gatunku Plectropomus pessuliferus to ponad metrowe drapieżniki polujące w otwartych wodach. Ich głównym przysmakiem są ryby rafowe. Ryby te często salwują się ucieczką w zakamarki skał lub raf koralowych, skąd masywne strzępiele nie są w stanie ich wydostać. Jednak głodny strzępiel nie poddaje się łatwo – zamiast dać za wygraną, prosi o pomoc innego sprawnego drapieżcę: murenę olbrzymią, która poluje w szczelinach skalnych. Ryby, spłoszone przez mureny, uciekają w otwarte wody, gdzie oczywiście czeka już na nie strzępiel. Strategie myśliwskie obu drapieżników świetnie się zatem dopełniają. Dzięki współpracy obie strony łapią więcej ryb niż podczas samotnych polowań. Ponieważ mureny i strzępiele połykają ofiary w całości, odpada też istotna kwestia wykłócania się o przynależną część łupów.

Wspólne łowy inicjują strzępiele: zapraszają mureny do współpracy, podpływając do nich i potrząsając głową na boki, trzy do sześciu razy na sekundę – to sygnał komunikacyjny. Potrafią także pokazać miejsce, w którym ukryły się zbiegłe ofiary – pływają nad nim głową w dół, dopóki murena nie zwróci uwagi na te akrobacje. Taki sygnał nazywa się gestem referencyjnym. Do niedawna sądzono, że tylko niektóre gatunki ssaków i ptaków potrafią wskazać coś interesującego dla drugiej strony. Jednak na gest referencyjny strzępieli reagują nie tylko inne ryby. Alexander Vail opisał w 2013 r. w „Nature Communications” protokooperację strzępieli z mięczakami. Rybią gestykulację potrafi poprawnie zinterpretować ośmiornica czerwona, polująca w podobny sposób, co mureny.

Ruchomy kamuflaż

Również nasi bliżsi, małpi krewni uprawiają protokooperację. Spójrzmy na to, co się dzieje w górach Etiopii, wśród dżelad brunatnych, kuzynek pawianów. Dżelady to jedyne ssaki naczelne żywiące się prawie wyłącznie trawą. Pasą się w olbrzymich stadach, liczących nawet 700 osobników. Stada te są często nawiedzane przez kaberu, czyli wilki etiopskie – drapieżniki polujące na kręgowce, od myszy po młode antylopy. Wydawać by się mogło, że wilki chętnie uszczknęłyby po małpiątku – tak się jednak nie dzieje. Kaberu chodzą wśród dżelad niezwykle wolno i spokojnie, wyraźnie dając im znać, że nie stwarzają dla nich zagrożenia. Małpy siedzą metr lub dwa obok wilków i nie zwracają na nie uwagi, mimo że zwykle wystarcza im widok zdziczałego psa na horyzoncie, żeby rzucić się do ucieczki.

Na czym polega ten pakt o nieagresji? Okazuje się, że gdy wilki polują na gryzonie w towarzystwie małp, aż dwie trzecie polowań kończy się sukcesem. Jeśli polują samotnie – tylko jedna czwarta łowów jest pomyślna. Skąd ta różnica? ­Vivek Venkataraman, który opisał to zjawisko w 2015 r. w „Journal of Mammalogy”, twierdzi, że dżelady podczas przeczesywania traw płoszą myszy i kreto­szczury, które stają się wówczas łatwym łupem dla wilków. Inna teoria, wysunięta przez Claudia Sillera z Uniwersytetu Oksfordzkiego, zakłada, że małe gryzonie czują się bezpiecznie wśród dżelad i nie zwracają uwagi na podobnie wyglądające (równie duże i brązowe!) kaberu, przez co dają się łatwiej podejść. Dla wilków dżelady są zatem ruchomym kamuflażem.

Sillero twierdzi również, że w podobny sposób mogły przebiegać początki relacji ludzi i psów. Więź ludzi z psami prawdopodobnie też ewoluowała: od antagonizmu poprzez komensalizm aż po protokooperację. Psy udomowiono między 40 tys. a 11 tys. lat p.n.e., jednak dokładny przebieg tego procesu spowija tajemnica.

Być może obserwacje dżelad i wilków pozwolą uchylić jej rąbka. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zoolożka i popularyzatorka nauki. Ukończyła doktorat i studia magisterskie na Wydziale Zoologii Uniwersytetu Oksfordzkiego; pracowała naukowo w pięciu krajach, odwiedziła ponad czterdzieści. Zwyciężczyni trzeciej edycji FameLab Poland oraz zdobywczyni nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 19/2020