Kwiaty przynoszą nadzieję

W czasie epidemii na Wyspach Brytyjskich przybyło kilka milionów ogrodników. Choć dziś sytuacja epidemiczna się stabilizuje, ich nowa pasja nie słabnie.
z Pangbourne (Wielka Brytania)

12.04.2021

Czyta się kilka minut

Ogródki działkowe w miasteczku Berwick-upon-Tweed w północnej Anglii, marzec 2021 r. /  / JEFF J. MITCHELL / GETTY IMAGES
Ogródki działkowe w miasteczku Berwick-upon-Tweed w północnej Anglii, marzec 2021 r. / / JEFF J. MITCHELL / GETTY IMAGES

Na przełomie marca i kwietnia w ogródkach działkowych w Pangbourne trwają głównie prace porządkowe po zimie. Już od jakiegoś czasu grządki ożywiają żonkile i pierwiosnki, gdzieniegdzie samotnie trwa okazały rabarbar czy fioletowe brokuły, odporne na niskie temperatury. Nadal jest jednak raczej pusto.

Ogrodnicza gorączka dopiero nadejdzie. Dziś pracuje ledwie kilka osób. W tym i my: szczęśliwcy, którym w tym roku udało się dostać działkę. Bo jak wszędzie w Anglii, i tu obowiązuje lista kolejkowa, która ostatnio wydłużyła się za sprawą rosnącego w pandemii zainteresowania ogrodnictwem.

Wiele zależy od miejsca. W Pangbourne – trzytysięcznym miasteczku w hrabstwie Berkshire – zwykle na liście było kilka osób. Teraz jest kilkanaście. To i tak niewiele, bo są miejscowości, gdzie oczekujących jest kilkuset. W skali kraju na działkę czeka się dziś średnio sześć-osiem miesięcy. Nic dziwnego: w ostatnim roku przybyło ogrodników. Stowarzyszenie ogrodnicze Horticulture Trades Association twierdzi, że aż o trzy miliony.

Gdzie brokuły, gdzie maliny?

Nasza działka w Pangbourne jest całkiem spora, a jej poprzedni użytkownik zostawił nam szczodrze foliowy tunel i małą szklarnię. Od jakiegoś czasu jednak na niej nie pracował, jest więc sporo do zrobienia, by zamienić ten – w międzyczasie przejęty znów przez naturę – kawałek ziemi w warzywny ogród.

Ziemia jest sucha i wyjałowiona, sporo w niej kamieni – jak w całej okolicy. Z tych wykopanych ułożyliśmy ścieżkę między rabatami. Marchewki w takiej glebie nie mają szans, więc na razie stawiamy na kilka rzędów ziemniaków. Sadzimy też porzeczki, agrest i maliny. Grządki w foliowym tunelu odżywiamy kompostem, sadzimy pierwsze pomidory – w tym roku sadzonki pochodzą ze sklepu, w przyszłym roku będą już z nasion. Rośnie tu też mała brzoskwinia, jeszcze jeden nieoczekiwany prezent: temperatura w tunelu jest wyższa niż na zewnątrz i drzewko zakwitło już na różowo.

Pracy jest mnóstwo, lista rzeczy do zrobienia długa, a towarzystwa dotrzymuje nam ciekawski kos. Pojawiają się już pszczoły – jeden z działkowiczów ma kilka wspaniałych uli. Hoduje też kury, które miejscowe rodziny z małymi dziećmi podziwiają podczas niedzielnych spacerów.

Nocą na działki podobno zaglądają sarny i króliki, a z działkowych plonów lubią też korzystać gołębie. Niektórzy ogrodnicy stosują więc różne konstrukcje z siatki i metalu, by chronić truskawki i sałaty. Pewnie też będziemy musieli o tym pomyśleć. Ale patrząc na kolejne zachwaszczone i kamieniste grządki, które trzeba na nowo przygotować, myślę, że do truskawek to jeszcze droga daleka. Na razie rozrzucamy kompost i kreślimy plany: może będzie też miejsce na kwiaty – malwy i łubin.

Oddech w lockdownie

„Wiele razy widziałem górnika stojącego w jego ogródku na tyłach domu, patrzącego na kwiat w dziwnym, odległym skupieniu, które pokazuje prawdziwą świadomość obecności piękna. Nie byłby to podziw ani radość, ani zachwyt, ani żadna z tych rzeczy, które tak często wiążą się z instynktem posiadania. To taki rodzaj kontemplacji, który pokazuje rodzącego się artystę” – notował David Herbert Lawrence (zmarły w 1930 r., pisarz ten chętnie podejmował temat negatywnych skutków industrializacji).

Bo choć Wielka Brytania to kraj wspaniałych ogrodów, które otaczają rezydencje ludzi zamożnych, kraj ogrodniczych pokazów, na które przyjeżdżają goście z całego świata, kraj z tradycjami „łowców roślin”, chlubiący się kolekcjami egzotycznych kwiatów, to jednak ważną rolę w tej ogrodniczej narodowej pasji odgrywają zwykli obywatele, pielęgnujący maleńki skrawek swojej ziemi lub choćby doniczki na balkonie.

Liczbę ogrodników-amatorów w Wielkiej Brytanii ocenia się na 27 mln. Ci, którzy nie posiadają własnej ziemi, mogą korzystać z ogródków działkowych lub miejskich ogrodów komunalnych. W czasie epidemii atrakcyjność takiego własnego zielonego skrawka znacząco wzrosła – nawet w najgłębszym lockdownie wolno było przyjść na swoją działkę i na niej pracować. Zachowując, rzecz jasna, odstęp od innych i nie wdając się w towarzyskie pogawędki.

Kop dla ojczyzny!

Obecnie w samej tylko Anglii (jednej z czterech krain Zjednoczonego Królestwa) jest ok. 330 tys. ogródków działkowych. Ich historia sięga połowy wieku XIX: dzięki nim najubożsi, a także kiepsko opłacani robotnicy fabryczni mieli szansę na własne warzywa, na uzupełnienie w ten sposób pustawej spiżarni.

Przełomowa była ustawa z 1908 r., nakładająca na lokalne władze obowiązek zapewnienia działek chętnym. Potem, w czasie I wojny światowej, ogródki uzupełniały niedobory żywności na rynku; przydzielano je też wracającym weteranom. Z kolei podczas II wojny światowej, gdy w początkowej jej fazie niemieckie okręty podwodne panowały na morzach i dostawy były utrudnione, ruszyła akcja „Dig for Victory!” („Kop dla zwycięstwa!”): obywateli zachęcano do uprawiania warzyw, gdzie tylko było można.

Dziś większość angielskich ogródków działkowych należy do władz lokalnych, są też takie wydzierżawione przez władze kościelne. Prawo ogranicza ich wielkość; mają służyć uprawie warzyw tylko na własny użytek, nie na handel. Wysokość rocznej opłaty za użytkowanie ma być „rozsądna”: w praktyce może to być kilkanaście-kilkadziesiąt funtów, pokrywających koszt wody czy wywozu śmieci.

Od paniki do pewności

– To był ciekawy rok dla ogrodnictwa. Zwłaszcza podczas pierwszego lockdownu w ubiegłym roku zainteresowanie po prostu eksplodowało. Widziałem to w liczbach osób odwiedzających moją stronę internetową i w liczbie próśb o radę. Wielu z tych ludzi nigdy wcześniej nie zajmowało się ogrodnictwem – mówi mi Jack Wallington, projektant ogrodów i znany popularyzator ogrodnictwa.

– To było szaleństwo. Setki osób dołączały do naszej grupy na Facebooku. Strony sprzedające nasiona i sadzonki padały pod naporem kupujących – wspomina Stephanie Hafferty, ogrodniczka i autorka poradników ogrodniczych. – Po części stała za tym panika, zwłaszcza na początku. Jakieś poczucie niepokoju. Nikt nie wiedział, co się stanie, wirus szerzył się po świecie, ludzie wykupywali w sklepach, co się dało. No i jest też ta brytyjska pamięć zbiorowa o „Dig for Victory!”, nakazująca w chwilach kryzysu samemu starać się o żywność, uprawiać warzywa i owoce.

A potem doszło coś jeszcze: czas. – Po- goda była dobra, ludzie nie pracowali lub pracowali zdalnie, nie tracili czasu na dojazdy, a chcieli spędzić go na zewnątrz. Praca w ogrodzie nadaje też strukturę każdemu dniowi, każdemu miesiącowi. Wiemy, że teraz trzeba zrobić to, a w kwietniu coś innego, że we wrześniu przyjdzie pora na jeszcze coś. To pozwala patrzeć w przyszłość, odnaleźć jakąś pewność w niepewnych czasach – mówi mi Stephanie.

– Pandemia zmieniła nasz stan umysłu. Przypomniała, jak ważny jest świat na zewnątrz. Osoby, które do mnie piszą, są młode, nie mają domu z ogrodem, ale to nie jest przeszkoda. Uprawiać warzywa można wszędzie – mówi mi Jack, który sam do niedawna miał tylko niewielki ogródek w Londynie. – Mnie praca w ogrodzie pomaga nabrać dystansu, przewietrzyć głowę, poradzić sobie z niepokojem.


CZYTAJ WIĘCEJ: AKTUALIZOWANY SERWIS SPECJALNY O KORONAWIRUSIE I COVID-19 >>>Trzy metry szerokości


Katy Watson pisze o sobie: „Ogrodniczka w dzień, wieczorami śpiewaczka sopranowa”. Jest też autorką popularnego ogrodniczego bloga i mamą dwóch malutkich dzieci (młodsze ma 7 miesięcy). – Mój ogród nie jest doskonały – wzdycha w rozmowie. – Trudno o to przy dwójce dzieci, dla których muszę przecież zostawić trochę miejsca do zabawy.

Miejsca rzeczywiście nie jest wiele: Katy mieszka w Londynie, jej ogródek jest zacieniony, długi i wąski – ma tylko około trzech metrów szerokości. Jednak udaje się jej wyhodować tam mnóstwo warzyw i kwiatów. – Doniczki mam wszędzie, na parapetach i na dachu. Rosną pomidory, dynie i ziemniaki – opowiada.

Na początku pandemii Katy została – podobnie jak inni eksperci – wręcz zalana pytaniami od początkujących ogrodników. Pisała więc o najszybciej rosnących zielonych warzywach, takich, które można wysiać na parapecie czy kuchennym stole i cieszyć się nimi już po 25 dniach. Albo jak zdobyć sadzonki, gdy sklepy ogrodnicze są zamknięte lub świecą pustkami (np. prosząc sąsiadów o szczepki czy rozsady). Ostatnio pisała o nadziei, którą przynoszą wiosenne kwiaty. Nadziei, o którą tak trudno było podczas ostatniego lockdownu, z którego Wielka Brytania teraz wychodzi – wraz z postępem szczepień sytuacja epidemiczna się stabilizuje.

– Myślę, że to zainteresowanie ogrodnictwem, które obserwujemy, już w ludziach zostanie – mówi Katy. – Wcześniej bywało tak, że ktoś chciał mieć piękny ogród, jechał do sklepu, kupował mnóstwo kwitnących już roślin, sadził, a potem był rozczarowany. Bo się nie przyjęły, bo nie było czasu się nimi zajmować. Teraz pandemia zmieniła rodzaj relacji, jaką początkujący mają ze swoim ogródkiem: jest ona niespieszna, bo mają czas, mogą się bardziej angażować.

A dlaczego w ogóle ludzie chcą się tym zajmować? – Och, jest tyle powodów! W pandemii ważny okazał się ten praktyczny: ogród jako prawdziwe błogosławieństwo. W dodatku teraz możemy tam już zapraszać znajomych – śmieje się Katy. – Coraz więcej osób interesuje się też tym, co je, chce mieć dostęp do zdrowych warzyw. To motywacja głównie młodych.

– Jest też pozytywny wpływ na naszą psychikę – dodaje ogrodniczka-sopranistka. – Sama zajęłam się ogrodnictwem po pewnym wyjątkowo stresującym roku w moim życiu zawodowym. Dziś praca w ogrodzie może być nawet przepisana przez lekarza!

Ogródek na receptę

O tym, że praca w ogródku może pomóc ludziom chorym lub wracającym do zdrowia, Amanda Godber z organizacji Down to Earth Stroud myślała już wiele lat temu. Projekt udało się zrealizować razem z doktorem Simonem Opherem w 2016 r. przy szpitalu Vale Community w Dursley, w hrabstwie Gloucestershire. Nieużywany teren przed szpitalem zamieniono w kilkadziesiąt obudowanych rabat – pracować na nich mogą pacjenci kierowani tam przez lekarzy, ale także okoliczni mieszkańcy. Nad całością projektu czuwają wolontariusze. W 2019 r. zajęte były prawie wszystkie ogródki, a ponad połowa uczestników projektu przyznała, że poprawiła się ich dieta (uprawiane są głównie warzywa). Idąc za sukcesem Vale Community, podobne ogródki zorganizowano w kilku innych miejscach.

Jednak pandemia niemal zniszczyła te wysiłki. – Gdy rząd w marcu 2020 r. ogłosił lockdown, wiedziałam, że będzie to mieć katastrofalny wpływ na życie wielu osób. Staraliśmy się pozostać w kontakcie z wolontariuszami, którzy zajmowali się terenem wokół szpitala i ogródkami, ale strach przed wyjściem z domu i zakażeniem okazywał się zbyt wielki. Na koniec został jeden wolontariusz. Także ośmiu działkowiczów zrezygnowało – opowiada mi dziś Amanda Godber. – Dopiero od niedawna mamy znów grupę wolontariuszy i zapytania od kolejnych chętnych.

Szefowa Down to Earth Stroud nie traci jednak optymizmu. W planie na ten rok jest projekt terapii ogrodniczej w walce z demencją i kilka ogrodów komunalnych: – Zaoferowano nam pięć akrów ziemi. Może założymy farmę, wspieraną przez lokalną społeczność? Rodzaj żywnościowej spółdzielni? W każdym razie, mamy co robić.

Wersja „bez kopania”

Pełne ręce pracy ma też Stephanie Hafferty, która w marcu przeprowadziła się z Somerset do Walii. A tam: nowy ogród, nowe wyzwania, również pogodowe.

Gdy rozmawiamy poprzez platformę Zoom, Stephanie nie może powstrzymać się, by nie spoglądać za okno, gdzie właśnie szaleje śnieżyca. – Tu jest chłodniej i bardziej mokro. Niektóre części ogrodu są bardziej odsłonięte, ale w niektórych panuje mikroklimat, który pozwala nawet na uprawę winorośli – opowiada.

Swój poprzedni ogród zaczęła uprawiać, gdy jej dzieci były małe (najmłodsze miało 18 miesięcy, najstarsze 5 lat). Wspomina: – Większa część ogrodu służyła do zabawy, miałam tylko trochę warzyw, jakieś kaczki i kury. Stopniowo, w miarę jak dzieci dorastały, przejmowałam coraz większą część ogrodu i wypełniałam warzywami oraz ziołami. Gdy po tylu latach musiałam go opuścić, było mi smutno. Ale ludziom, którzy kupili nasz stary dom, podoba się mój ogród, może go zostawią. Za to tutaj – czysta karta! Do zagospodarowania ogród frontowy, ogród z tyłu i sad. Ten z przodu to sam żwirek, muszę tam wszystko zmienić…

W nowym ogrodzie prace będą postępować stopniowo. I oczywiście będzie to ogród „bez kopania”. Mówiąc najkrócej: uprawa ogródka no dig polega na zaprzestaniu przekopywania grządek. Zamiast tego co roku pokrywa się je warstwą kompostu. To bardziej ekologiczny i – jak zapewnia Stephanie – łatwiejszy sposób.

– Gleba jest ważna, jej struktura, bez zdrowej gleby nie ma zdrowych warzyw – tłumaczy. – Kopanie wymaga siły i czasu, tymczasem ogród „bez kopania” jest dla wszystkich, także dla osób starszych czy mających trudności z poruszaniem się.

Gdy teraz w Walii zakłada swój ogród no dig od zera, można to obserwować na jej profilu w mediach społecznościowych. – Wszystko zapisuję, ile potrzebuję kompostu itd. Myślę, że to się przyda ludziom, którzy chcą spróbować no dig – mówi. – I naprawdę warto! Chwilowo, po raz pierwszy od 20 lat, jestem zmuszona kupować warzywa w sklepie i dopiero teraz widzę, ile mój ogród pozwalał mi zaoszczędzić!

Kalendarz ogrodnika

Na przeprowadzkę w czasie epidemii zdecydował się też Jack Wallington. Przeprowadził się na farmę w West Yorkshire: – To wielkie wyzwanie. Kilka dobrych akrów, podczas gdy w Londynie mój ogród był malutki, pięć metrów na sześć.

Jack mówi, że przeprowadzka była podyktowana jego pracą ogrodnika i projektanta: musi mieć więcej miejsca na nowe sadzonki. – Chcę jednak powiedzieć wyraźnie, że nawet taki ogródek, jaki miałem w Londynie, daje nam więcej, niż potrzebujemy. Trzeba tylko zrozumieć przestrzeń, poziomy światła i odpowiednio to wykorzystać. Można sadzić rośliny choćby w doniczkach. I nie należy się spieszyć – przekonuje.

– Tu, w nowym miejscu, też nie będę zajmował się wszystkim naraz, ale kawałek po kawałku. Wtedy widać postępy i jest satysfakcja. A choć ludzie zajmują się ogrodnictwem z wielu powodów, przede wszystkim powinna to być dobra zabawa! – uśmiecha się.

Poza pracą nad nowym ogrodem, Stephanie Hafferty ma jeszcze jedno zadanie w tym roku. Wspólnie z Charlesem Dow- dingiem przygotowuje ogród no dig na lipcową wystawę ogrodniczą w Hampton Court. W 2020 r. żaden z wielkich pokazów się nie odbył. W tym roku na razie RHS Hampton Court Palace Garden Festival pozostaje w kalendarzu – choć słynny majowy RHS Chelsea Flower Show przesunięto na wrzesień.

– To będzie typowy ogródek działkowy: mały tunel foliowy, mała szklarnia. Chciałabym, aby goście na pokazie czegoś się nauczyli i mogli zastosować coś potem u siebie bez względu na to, czy mają jedną grządkę, czy cały ogród. Nie chodzi tylko o to, żeby ogród był ładny, ale żeby był też użyteczny – mówi Stephanie o swoim projekcie.

TYMCZASEM NA NASZEJ DZIAŁCE posadzone widać za wcześnie pomidory nie przetrwały ostatniej nocy, wyjątkowo zimnej. Za to dynie i melony, zasiane na parapecie, właśnie pokazały zielone główki. Nagietki też rozpychają się w doniczce. Za jakiś czas trafią na działkę. Może będziemy mieć z nimi więcej szczęścia niż z pomidorami.

Stephanie, która uprawia warzywa, odkąd skończyła 16 lat, zwykła powtarzać: – Bez względu na to, ile wiesz, natura zawsze znajdzie sposób, by ci pokazać, że jeszcze czegoś możesz się nauczyć.

Początkujący ogrodnicy uczą się cały czas. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2021