Kultura obnażania

Lech M. Nijakowski, socjolog: Pornografia silnie seksualizuje te obszary życia społecznego, które są w społeczeństwie mozolnie deseksualizowane. Wśród internautów krąży żart o zasadzie ontologicznej numer 34: jeśli coś istnieje, to istnieje pornografia tego. Rozmawiał Tomasz Ponikło

20.07.2010

Czyta się kilka minut

Tomasz Ponikło: Czym jest pornografia?

Lech M. Nijakowski: Kluczową cechą pornografii jest zakaz publicznej prezentacji. Bez zakazu, który jest mniej lub bardziej podzielany przez członków danej wspólnoty, nie ma pornografii, lecz jakaś forma erotyki.

Dlatego czym innym jest pornografia dla pokolenia rodziców niż dla pokolenia ich dzieci?

To, jakie obrazy zostaną uznane za pornograficzne, zależy od kontekstu kulturowego, społecznego i politycznego. Wraz ze zmianami obyczajowymi zmieniają się kryteria oceny pornografii, co prowadzi nieraz do burzliwych konfliktów pokoleń, jak w 1968 roku. I dlatego też, co innego jest uznawane za materiał pornograficzny w Japonii, a co innego we Włoszech.

Co nie dziwi, przecież to kraje z całkowicie różną kulturą.

Pornografia rodzi się w Europie i jest związana z chrześcijaństwem. Stygmatyzacja cielesności i seksualności, która dokonała się głównie za sprawą pism św. Pawła i św. Augustyna, doprowadziła do wyłączenia z przestrzeni publicznej wizerunków ciała i seksu - obecnych i dostępnych wcześniej - jako pornograficznych właśnie. Podobny zakaz pojawia się w islamie później, ale związany jest przede wszystkim z ikonoklazmem. Na tym tle kultury azjatyckie wydają się wyjątkowo "libertyńskie".

Jako zjawisko powszechne pornografia pojawiła się w renesansowych Włoszech, co ma związek z masowym drukiem. Kluczowe są zwłaszcza dokonania literatów i grafików w XVII- i XVIII-wiecznej Francji i Anglii. Pornografia wyłoniła się jako osobna kategoria w wiekach między renesansem a rewolucją francuską. W nowym sensie, skomercjalizowana i pozbawiona politycznego ostrza, które ją dawniej charakteryzowało, pornografia weszła do szerokiego użytku w XIX w. Szczególne znaczenie dla jej rozwoju miały kolejne wynalazki, jak powieść, fotografia, film, wideo itd. Współczesność określiły dwie nakładające się rewolucje: internetowa i cyfrowa.

I mamy w efekcie swobodny i darmowy dostęp do najostrzejszych odmian pornografii w internecie, a jednocześnie nawet reklamy w pismach poradnikowych zachęcają do kupna na telefon komórkowy porno filmików. Pan wytyka środowisku akademickiemu lekceważenie zjawiska i stawia śmiałą tezę: pornografia to zwierciadło współczesnych społeczeństw. Co widzimy w tym, było nie było, wstydliwym odbiciu?

W Polsce wielu ludzi nauki uważa, że pornografia to temat marginalny, plasujący się w obszarze patologii społecznych, gdzieś między prostytucją a narkomanią. Nic bardziej mylnego: losy pornografii ściśle splotły się z zachodnim społeczeństwem nowoczesnym, tworząc sieć złożonych powiązań. Dzięki temu odbija ona - czasami w krzywym zwierciadle - głębokie, często nieuświadamiane trendy społeczne. Mimo kiczowatości, jest ważnym źródłem wiedzy o społeczeństwie, które ją wydało. Weźmy jako przykład popularność pornografii obrazującej fetyszyzm medyczny (symulującej praktyki lekarskie), który odbija w jakiejś mierze wnikanie biowładzy w szczeliny społeczeństw. Techniki biowładzy, o których pisał Foucault, jak działalność państwa, filantropia i troska o siebie, podlegają seksualizacji i pornograficznemu przepracowaniu.

Pornografia silnie seksualizuje te obszary życia społecznego, które są w społeczeństwie mozolnie deseksualizowane. Wśród internautów krąży żart o zasadzie ontologicznej numer 34: jeśli coś istnieje, to istnieje pornografia tego.

Mówi się, że nie można przeciwstawiać sobie światów rzeczywistego i wirtualnego. Co jednak w erze cyfrowej przedstawia pornografia: rzeczywisty seks, symulację seksu?

Pornografia zawsze była symulacją i grą. Bawi mnie, jak medioznawcy i socjologowie twierdzą, że pornografia nie pozostawia miejsca na reguły gatunkowe, bo jest "bezpośrednim ukazaniem nagiego seksu". Nawet najbardziej kiczowate dzieło pornograficzne tworzy pewien świat przedstawiony, który w zgodzie z daną "porno-kategorią" stara się symulować związek seksualny. Konsensualny stosunek seksualny może być stylizowany na gwałt (to popularny typ pornografii), a z kolei związek odgrywany jako źródło obopólnej przyjemności mógł być w rzeczywistości silnie degradujący dla aktorki, przymuszanej do uprawiania seksu.

Wyraźnie widać to, kiedy mówimy o pornografii, która przedstawia młodo wyglądających (choć pełnoletnich) aktorów, stylizowanych na małoletnich. Nie mamy tu do czynienia z przestępstwem, ale ta symulacja nie jest obojętna. Baudrillard podkreślał, że symulowanie nie oznacza udawania, bowiem podważa różnicę pomiędzy tym, co "prawdziwe", a tym, co "fałszywe". Trudno jednoznacznie orzec, czy symulant jest chory, czy zdrowy, skoro prezentuje "prawdziwe" objawy. Czy materiał symulujący stosunek z udziałem małoletniego jest "normalną" pornografią? Kluczowe znaczenie ma świat przedstawiony pornografii, który jest świadomie wybierany przez konsumentów i staje się podstawą ich seksualnych wyobrażeń.

Jakie są więc związki między pornografią a tożsamością jej konsumenta?

W wywiadach, które przeprowadziłem z konsumentami pornografii, jest ona traktowana jako rozrywka, jedna z wielu. Miała jednak znaczenie w procesie ich dojrzewania seksualnego w zdefiniowaniu własnych potrzeb; zwłaszcza dla mniejszości seksualnych. Krytycy podkreślają, że nie o tożsamość, ale spaczenie charakteru i perwersję tu idzie. Zwolennicy odpowiadają, że człowiek, świadomy różnicy między porno fantazją a rzeczywistością, może poszukiwać pełni seksualnej niezależnie od dominującego nurtu kultury. O ile aspekt edukacyjny wydaje się szczególnie zwodniczy w przypadku osób dojrzewających seksualnie, o tyle dla osób dorosłych staje się bezpieczną ścieżką.

I dla dorosłych nie ma już zagrożeń?

Są, bo wspólnoty internetowe mogą utwierdzać w zachowaniu jednostki patologiczne, np. sieci pedofilów, którzy nie tylko dostarczają sobie materiały porno i dzielą się wiedzą o unikaniu odpowiedzialności prawnej oraz uwodzeniu dzieci, ale i legitymizują te działania.

Zwykle wskazuje się też, że konsumenci pornografii skłonni są do uprzedmiotowienia partnerów seksualnych i częstszego uciekania się do przemocy seksualnej. Jednak wciąż mimo wielu badań nie dysponujemy rozstrzygnięciem. Wyniki są różne, niekiedy przeciwstawne. Dlatego naukowiec musi tu wygłosić słynną frazę "to zależy".

"Zależy" - ale od czego?

Kluczowe znaczenie mają dyspozycje osoby, jak w przypadku patologicznych przestępców seksualnych i seryjnych morderców, oraz kontekst społeczny, w jakim oglądana jest pornografia. Nie można stosować prymitywnego behawioryzmu: widzę przemoc, to stosuję przemoc.

Warto przywołać wyniki obserwacji przemian społecznych po wprowadzeniu regulacji prawnych dopuszczających pornografię. Wedle wielu badaczy w latach 1970-90 zwiększone wystawienie na pornografię z udziałem przemocy (symulowanej agresji) w takich krajach, jak Dania (legalizacja w 1969 r.), Szwecja (1970), RFN (1973) i USA nie doprowadziło do przyspieszenia tempa wzrostu liczby przestępstw seksualnych w porównaniu do tempa wzrostu liczby przestępstw w ogóle. Statystyki bywają jednak kwestionowane, a życie społeczne nie da się sprowadzić do jednej zmiennej niezależnej, jak w przypadku badań laboratoryjnych. Podobnie z kwestią uzależnienia od pornografii: z jednej strony brak wystarczających danych, poruszamy się raczej w orbicie pewnych koncepcji, które zresztą niektórzy badacze uważają za wydumane, z drugiej, jak z alkoholem i nikotyną, rozwiązaniem nie jest delegalizacja.

Krytycy podkreślają też, że w dobie internetu wolny wybór porno jest fikcją, bo w sieci łatwo natknąć się na niepożądane treści. Ale według badań CBOS do nieintencjonalnego trafienia na obraźliwe dla siebie treści, w tym pornografię, w 2009 r. przyznało się 6 proc. użytkowników internetu.

Jak wygląda rynek pornograficzny?

Pornografia to wielomiliardowy przemysł, ale i tak nie najbardziej dochodowa branża przestępczości zorganizowanej, jak twierdzą niektórzy. To rozwój internetu doprowadził do porno boomu. Ocenia się, że w 1998 r. branża przyniosła w sieci miliard dolarów dochodu, czyli 5-10 proc. wszystkich zarobionych on-line pieniędzy. W 2000 r. było 60 tys. stron dla dorosłych, w 2004 r. już 1,6 miliona. 34 proc. użytkowników internetu odwiedziło strony dla dorosłych w 2005 r. - dla porównania 50 proc. gości sieci hotelowych, takich jak Holiday Inn czy Marriott opłaciło kanały pornograficzne.

W 2002 r. nakręcono 467 filmów hollywoodzkich i aż 11303 filmy porno. Przy produkcji największy wydatek to wynajem aktorów. W USA płaci się im zwykle od 1 500 dolarów za dzień dla białej kobiety do kilkuset dolarów dla mężczyzn. Obok profesjonalnych producentów rozwija się produkcja chałupnicza.

A polski rynek?

Jest mikrusem. Jego obroty sięgają jedynie 150-200 mln zł rocznie, a połowę rynku kontroluje firma Pink Press. Koszty chałupniczego wyprodukowania półgodzinnego filmiku porno nie przekraczają 1-2 tys. złotych. Aktorka dostaje 700-800 zł za dzień, w ciągu którego kręci 2-4 filmy.

Ale dlaczego amatorzy zostają chałupniczymi producentami porno?

Dzięki internetowi, tanim aparatom i kamerom cyfrowym zwykły człowiek, jak nigdy dotąd w historii, może być samodzielnym twórcą i nadawcą dowolnych materiałów. Wystarczy przeanalizować zawartość takich popularnych portali jak YouTube, aby zobaczyć, że użytkownicy internetu są gotowi uwiecznić i rozpowszechnić najbardziej głupie i kuriozalne działania. Można wręcz uznać, że ludzie są dziś wyznawcami cyfrowego idealizmu subiektywnego - dla nich istnieć, to być oglądanym w sieci. Wiele osób fakt, że ich materiały są oglądane i komentowane, traktuje jako powód do dumy. Tak jest też z domową pornografią, choć w tym wypadku efekt seksualny (ekshibicjonizm) też ma znaczenie. Na domowym porno można się wzbogacić; koszty są bardzo niskie, a potencjalne zyski relatywnie wysokie.

Pornografia jest też dziś częścią przekazu konstruowanego w sieci bez obscenicznych intencji. Staje się - jak za czasów rewolucji francuskiej - elementem krytyki politycznej (twarze polityków nałożone na zdjęcia), humoru i zabawy. Zwykli użytkownicy sieci w coraz większym stopniu współtworzą "rzeczywistą wirtualność", jak to określił Manuel Castells, włączając w nią treści uznawane powszechnie za obsceniczne. A proces ten wzmacnia opisana przez Briana McNaira "kultura obnażania".

Jaka jest przyszłość pornografii?

Pojawią się urządzenia, które będzie można podłączyć do sieci, a które będą wspomagać zaspokojenie seksualne, np. urządzenia sensoryczne, które transmitują informację czuciową za pośrednictwem podpiętego do nich komputera. Niedługo zapewne dostępne będą kombinezony wyposażone w czujniki, które symulują dotyk partnera. Bez wątpienia rozwiną się techniki trójwymiarowej transmisji wizualnej, pozwalającej oglądać "partnera", jakby stał obok, a także urządzenia symulujące doznania innych zmysłów (np. węchu, w tym z wykorzystaniem feromonów).

Co i tak w dalszej przyszłości może się okazać zbędne, kiedy interfejs będzie pobudzać bezpośrednio odpowiednie ośrodki w mózgu. Najprawdopodobniej znacząco poprawi się jakość animacji symulującej udział rzeczywistych aktorów, co zrodzi wyzwania dla systemu społecznego i prawa. Wyobraźmy sobie np. takie futurystyczne przestępstwo seksualne, jak włamanie się do oprogramowania "seksualnego kostiumu" innego użytkownika sieci i zdalne jego molestowanie. Można być jednak pewnym, że pornografia nie zniknie, nawet gdyby postanowiono wprowadzić globalną prohibicję pornograficzną.

Dr Lech M. Nijakowski (ur. 1977) jest socjologiem z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego i Collegium Civitas, redaktorem naczelnym kwartalnika naukowego "Rubikon". We wrześniu nakładem wydawnictwa Iskry ukaże się jego książka o historii i socjologii pornografii.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2010