Którędy droga?

A gdyby do preambuły konstytucji UE dołączono odwołanie do chrześcijaństwa? Zwycięstwo? Bardzo ograniczone, jeśli uważamy, że całe znaczenie europejskiej tradycji chrześcijańskiej można sprowadzić do jednego lub dwóch słów.

02.05.2004

Czyta się kilka minut

Oczywiście towarzyszyłaby temu radość ze szczęśliwego przywrócenia status quo ante. Czym jednak jest ów status quo ante, jeśli nie prawdziwym skandalem, który powinien zainteresować duchownych i świeckich: skandalem nieobecnego głosu. Tym, czego brakowało i nadal brakuje w toku fundamentalnych dyskusji o Europie jest wyraziste przedstawienie nauki i myśli chrześcijańskiej. A winą za ten stan nie można przecież obarczać (całkowicie ani nawet przede wszystkim) przygotowującego konstytucję Konwentu. W znacznej mierze mamy do czynienia z milczeniem, które chrześcijanie narzucili sobie sami. W Unii chrześcijaństwo zamknęło się - tak, zamknęło - w getcie.

Nowe miejsce dla Boga

To niemal dosłowny cytat z książki profesora New York University J.H.H. Weilera, założyciela Akademii Prawa Europejskiego, doradcy Konwentu w sprawie przyszłości Europy, ortodoksyjnego Żyda. Lektura wydanej przez “W drodze" książki “Chrześcijańska Europa" robi wrażenie. Zdumiewa i zawstydza wnikliwa znajomość chrześcijaństwa i nauki Papieża, który - czego autor nie mówi wprost, choć wynika to z jego książki - w swoim nauczaniu bywa osamotniony. Zawstydza też pasja, z jaką Weiler wykazuje, że Europy bez chrześcijaństwa być nie może. Każdemu, kto się zabiera do rozważań o skutkach naszego wejścia do Europy, chce zrozumieć czym w niej może być chrześcijaństwo, radzę tę książeczkę przestudiować.

Tymczasem, mimo zaangażowania polskiego Kościoła w sprawę integracji z UE - zaangażowania, które niewątpliwie zadecydowało o wyniku referendum - wielu z nas wejścia do Unii się lęka. Mówiąc najkrócej: jest to lęk przed zarażeniem Polski zachodnim trądem sekularyzacji, lęk będący wyrazem małej wiary w wierność Polaków (“Polska semper fidelis!") i, kto wie, może braku zaufania Temu, który będąc Panem historii chce lud swój wyprowadzić z domu niewoli, nawet prowadząc go przez pustynię.

Rzeczywiście: sekularyzacja, jako stopniowe usuwanie religii ze sfery publicznej, jest faktem. Przenika do Polski od chwili upadku komunizmu i ułatwionego kontaktu z Zachodem. Wstąpienie do europejskich struktur niczego nie zmieni, co najwyżej ten proces przyspieszy. Pytanie tylko, czy sekularyzacji musimy aż tak się lękać? Pięćset lat temu wszystkie narody Europy Zachodniej były chrześcijańskie, miały Kościoły państwowe i każde ważne wydarzenie w ich życiu - koronacja, przysięga w parlamencie, narodowe święta itd. - przyjmowało postać sakralną. Dziś obserwujemy coraz wyraźniejszy rozdział Kościoła od państwa: mamy do czynienia z republikami świeckimi, gdzie religia w sferze publicznej często w ogóle się nie pojawia. Narodziny nowoczesności głęboko podkopały pewien sposób rozumienia obecności Boga, pewną, bardzo zasłużoną dla kultury, stworzoną przez chrześcijaństwo postać świata chrześcijańskiego. Omawiając to zjawisko na wykładzie Uniwersytetu Latającego Znaku prof. Charles Taylor dowodził jednak przekonująco, że równocześnie “narodziła się inna forma świata chrześcijańskiego, inna forma uporządkowania społeczeństwa, w którym Bóg jest (może być) obecny".

Świadkowie, nie nauczyciele

W jednoczącej się Europie Kościół katolicki od początku był właściwie jedyną ponadnarodową formą zjednoczenia opartą na czymś więcej niż wspólnota politycznych czy gospodarczych interesów. Pamiętne wołanie Jacquesa Delorsa, przewodniczącego Komisji Europejskiej w latach 1985-1995, o “duszę Europy" zwracało uwagę na konieczność wspólnego wyznacznika samoidentyfikacji, którym może być tylko chrześcijaństwo. Według Samuela P. Huntingtona świat jest areną rywalizacji między głównymi cywilizacjami: chińską, japońską, hinduistyczną, islamską, prawosławną, latynoamerykańską, afrykańską i zachodnią. Identyfikacja z jedną z nich dokonuje się w oparciu o kryteria kulturowe, wśród których najmocniejszym wydaje się religia. Do tego zdaje się nawiązywać stwierdzenie Jana Pawła II z adhortacji “Ecclesia in Europa", że Kościół czuje się odpowiedzialny za to, by “nie zostało roztrwonione cenne dziedzictwo", oraz że “pomaga w budowaniu Europy, ożywiając chrześcijańskie korzenie, z których ona wyrosła" (n. 25).

Papież we wspomnianej adhortacji pisze: “Kościół (...) nie ma tytułu do opowiadania się za takim albo innym rozwiązaniem instytucjonalnym czy konstytucyjnym Europy, pragnie zatem konsekwentnie respektować słuszną autonomię porządku cywilnego. Ma on jednak za zadanie ożywiać w chrześcijanach Europy wiarę w Trójcę Przenajświętszą, dobrze zdając sobie sprawę, że wiara ta jest źródłem autentycznej nadziei dla kontynentu".

Precyzując Papież dodaje: “Europa potrzebuje wiarygodnych ewangelizatorów", bo dziś, jak pisał niegdyś Paweł VI, “chętniej się słucha świadków aniżeli nauczycieli; a jeśli się słucha nauczycieli, to dlatego, że są świadkami". Określając misję Kościoła w zjednoczonej Europie Papież nie pisze ani o władzy, ani o “środkach bogatych". Kościół wszak niczego nie narzuca, Kościół proponuje i dlatego decydujące okazują się “obecność i znaki świętości": “potrzeba wyrazistych osobistych i wspólnotowych świadectw nowego życia w Chrystusie".

Ani lepsi, ani misjonarze

Proces tworzenia Unii zmusił lokalne Kościoły do współpracy. Obok nowych form instytucjonalnych, jak Konferencja Episkopatów Europejskich i COMECE (Komisja Episkopatów Wspólnoty Europejskiej), współpraca Kościołów ma znaczenie eklezjalne. Mówiąc słowami Papieża: “Wymiana darów stanowi coraz bardziej znaczący wyraz poczucia kolegialności biskupów kontynentu".

Często nie myślimy o tym, co wydaje się oczywiste: że wchodząc do Unii, nie idziemy na podbój obcej i wrogiej “Ziemi obiecanej". Od lat solidarność kościelnych wspólnot Europy jest naszym doświadczeniem i również teraz Kościoły krajów unijnych wychodzą nam na spotkanie. Doświadczenia Kościołów Francji, Belgii czy Holandii, na które czasem w Polsce spoglądamy z góry, pomogą odpowiedzieć na pytanie, jak Kościół w zlaicyzowanym świecie ma pełnić swoje posłannictwo.

Co zaś do naszego “wkładu": nie wchodzimy do Unii jako lepsi od innych, ani jako misjonarze. Takie kompensowanie kompleksu niższości przyniesie srogie rozczarowanie. Polska, jak każdy kraj, wnosi własną specyfikę. Ile wartą, to dopiero się okaże. Mówił o tym w wywiadzie dla “TP" (nr 15/2004) prymas Belgii kard. Gotfried Danneels: “Będziecie mieli te same problemy, co my. Wasza przewaga polega na tym, że u was wiara kosztowała krew. Nigdy nie było łatwo być katolikiem, to zawsze była konieczność życia w stanie oporu. Belgia nigdy czegoś takiego nie przeżyła. Wiara męczenników jest inna niż naszych pacyfistów".

Pamięć o tym, nawet nie zawsze uświadomiona, sprawia, że Polacy, wierzący i niewierzący, odnoszą się do religii z szacunkiem. Sądzę, że ogromną rolę odegrał tu Jan Paweł II, którego osoba, jak i wiara, właściwie u wszystkich Polaków cieszy się najwyższym szacunkiem.

Bez lęku

Lektura unijnych dokumentów w zasadzie uśmierza obawy o przyszłość Kościoła w Unii. W projekcie Konstytucji czytamy, że “Unia szanuje status przyznany na mocy prawa krajowego kościołom i stowarzyszeniom lub wspólnotom religijnym w państwach członkowskich i go nie narusza", i chociaż “na równi szanuje status organizacji filozoficznych i niewyznaniowych", to “uznając tożsamość i szczególny wkład kościołów i organizacji, utrzymuje z nimi otwarty, przejrzysty i regularny dialog" (art. 51). Karta Praw Podstawowych Unii gwarantuje “wolność myśli, sumienia i religii", oraz wolność nauczania swej religii i sprawowania kultu (II-10). Nie słyszy się też, by fakt członkostwa w Unii przyniósł Kościołowi albo wierze jakieś szkody, chociaż w imię unijnego prawa próby takie były podejmowane, np. w sprawie zakazu wstępu kobietom na tereny klasztorne wyspy Patmos.

Nie należy jednak ulegać złudzeniom. Wśród tych, którzy Unię Europejską tworzą, którzy wpływają i będą wpływać na jej prawodawstwo, są ludzie i środowiska nie zawsze życzliwe chrześcijaństwu. Interesy materialne (jak w przypadku Patmos, gdzie chodziło o turystykę), obawy przed religijnym fundamentalizmem, w przeszłości nie zawsze fortunne ingerencje Kościoła w sprawy tego świata, a czasem po prostu urazy osobiste, leżą u podstaw decyzji zmierzających do negacji jakiejkolwiek obecności w życiu publicznym wartości chrześcijańskich.

“Wciąż na nowo - stwierdza Jan Paweł II - Kościół podejmuje zmaganie się z duchem tego świata, co nie jest niczym innym jak zmaganiem się o duszę tego świata. Jeśli bowiem z jednej strony jest w nim obecna Ewangelia i ewangelizacja, to z drugiej strony jest w nim także obecna potężna anty-ewangelizacja, która ma też swoje środki i swoje programy. I z całą determinacją przeciwstawia się Ewangelii i ewangelizacji. Zmaganie się o duszę świata współczesnego jest największe tam, gdzie duch tego świata zdaje się być najmocniejszy. W tym sensie encyklika »Redemptoris missio« mówi o nowożytnych areopagach. Areopagi te, to świat nauki, kultury, środków przekazu; są to środowiska elit intelektualnych, środowiska pisarzy i artystów". (“Przekroczyć próg nadziei", 18).

W tej konstatacji nie ma lęku. Ulubiony przez Jana Pawła II wątek nowych areopagów jest wątkiem pozytywnym, twórczym. “Areopag był wówczas (za czasów św. Pawła) ośrodkiem kultury wykształconego ludu ateńskiego i dziś można go uznać za symbol nowych miejsc, w których należy głosić Ewangelię".

Papież pisze dalej: “Jest wiele innych areopagów współczesnego świata, ku którym winna się kierować działalność misyjna Kościoła. Na przykład zaangażowanie na rzecz pokoju, rozwoju i wyzwolenia ludów, przede wszystkim mniejszości, działanie na rzecz kobiety i dziecka, ochrona świata stworzonego, to wszystko dziedziny ludzkiej działalności, które należy rozjaśnić światłem Ewangelii" “Redemptoris missio", 37).

W tym, jak sądzę, zawiera się odpowiedź na pytanie, co będzie z Kościołem po 1 maja. W tym świecie obecność Kościoła ma jeden wielki cel: być tam, gdzie człowiek i wszystkie dziedziny ludzkiej działalności “rozjaśniać światłem Ewangelii". Reszta jest właściwie bez znaczenia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2004