Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Henri Godin i Yvan Daniel, kapelani katolickiej młodzieży robotniczej (Jeunesse Ouvrière Catholique), opublikowali ją w 1943 r., dowodząc, że neopogaństwo opanowało przeważającą część ludności miejskiej, a zwłaszcza środowiska robotnicze. Publikacja dała impuls do konkretnych decyzji Episkopatu Francji, m.in. utworzenia Mission de Paris i powołania księży-robotników. Uznano, że potrzeba księży, którzy znajdą się wśród tych „neopogan”, będą z nimi w ich codziennym życiu i w pracy, jako że oni sami nie przyjdą do kościoła.
Nie wiem, czy kardynał Nycz płakał pisząc w 2011 r. do swoich kapłanów, że „w Polsce pojawił się poważny problem tych, którzy przyjęli Chrzest św., czasem – bierzmowanie, ale odeszli od Chrystusa, Kościoła i religijnych praktyk” i że „proces odchodzenia dokonuje się w całym kraju, a zwłaszcza w dużych miastach”. Pisał o ludziach, którzy „od dnia Chrztu św. swojego dziecka – nie byli w kościele”, oraz o tym, że „znaczna część naszego społeczeństwa potrzebuje pierwszej ewangelizacji”.
Niemal uszło uwagi, że z podobną myślą zwrócił się do rodaków „nasz Polski Papież”. W homilii na placu Defilad (14 czerwca 1987 r.) powiedział: „nie zapominajcie, że nasza własna, polska Ojczyzna wciąż potrzebuje nowej ewangelizacji. Podobnie jak cała chrześcijańska Europa”. Cóż, wtedy uważaliśmy, że my, „Polonia semper fidelis”, jesteśmy lepsi, że to naszą misją jest ewangelizowanie Europy.
Czy Polska jest krajem misyjnym? Encyklika „Redemptoris missio” nazywa misjami działalność Kościoła wśród narodów i grup, gdzie Chrystus i jego Ewangelia nie są jeszcze znane lub gdzie nie ma jeszcze wspólnot chrześcijańskich wystarczająco dojrzałych, aby mogły same zaszczepiać wiarę we własnym środowisku i głosić Ewangelię innym grupom (por. p. 33-34). Przeglądam – dość pobieżnie – stan posiadania Kościoła w Polsce. Mamy więc: życzliwy rozdział Kościoła i państwa, według niektórych krytyków pozycja Kościoła jest wręcz uprzywilejowana, dobrze zorganizowany, liczny Episkopat, ok. 30 tys. księży, 37 seminariów diecezjalnych, 15 zakonnych, ponad 10 tys. parafii, liczne klasztory męskie i żeńskie, religię w szkołach, 7 katolickich uczelni, ośrodki formacyjne dla świeckich, ruchy i organizacje katolickie, w które się angażuje około 2,5 mln wiernych, należących do około 140 rozmaitych wspólnot formacyjnych i charytatywnych, mamy Lednicę (raz w roku) i takie inicjatywy jak pielgrzymki, tygodnie kultury chrześcijańskiej, katolickie media (katolicka prasa to ok. 2 proc. rynku), kilkadziesiąt wydawnictw, Caritas Polska, kapelanów w więzieniach, wojsku itp., misje zagraniczne, opiekę nad Polonią. Sytuacja materialna Kościoła jest względnie dobra.
Jak na kraj misyjny infrastruktura całkiem niezła.
Tak się składa, że piszę to we Francji. Mówię komuś: u was i w ogóle w krajach, które podległy głębokiej sekularyzacji, Kościół także miał świetną infrastrukturę. Rozmówca mnie poprawia – nie „miał”, wciąż ma.
Jeśli Polska jest krajem misyjnym, jak Francja w latach powojennych (dziś się to określa: krajem nowej ewangelizacji), to zasadnicze pytanie brzmi: o jakie działania misyjne chodzi? Bo choć instytucje, organizacja pracy, jednym słowem: infrastruktura jest konieczna, to problem nie tkwi w jej udoskonalaniu.
W czasie Soboru Watykańskiego mówiono, że Kościół powinien mniej się zajmować sobą. Paweł VI w adhortacji „Evangelii nuntiandi” napisał: „Ewangelizację można określić jako pokazywanie Chrystusa Pana tym, którzy Go nie znają...” oraz: „Kościół wtenczas ewangelizuje, kiedy boską mocą tej Nowiny, którą głosi, stara się przemienić sumienie poszczególnych ludzi i wszystkich razem, potem także ich działalność, a wreszcie ich życie i całe środowisko, w jakim się obracają” (p. 17). Bez tego – jak widać – cała reszta nie na wiele się przyda.