Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jest to fragment wywiadu, który ukazał się 29 września. Dwa dni później prof. Zybertowicz ogłosił sprostowanie, w którym stwierdza: "Nie jestem twórcą tego terminu ani też nigdy się nim nie posługiwałem na określenie mojego kraju". Nie zauważyłam, by ktokolwiek to sprostowanie zauważył i nagłośnił. A haniebny termin "Ubekistan" jako synonim naszego ojczystego kraju przyjął się natychmiast i na wszystkie sposoby eksploatowany jest w publicystyce zwolenników władzy.
Nie ja jedna z pewnością przyjęłam ten językowy incydent z najgłębszym oburzeniem i oporem. Jestem przekonana, że każdy, kto tak go odebrał, ma obowiązek nie tylko zapytać, kto właściwie wynalazł ten termin, ale także zaprotestować. Zatruwanie języka debat i sporów publicznych trwa już od dłuższego czasu i wielu jest temu winnych. Użycie - i to z jaką aprobatą! - tego terminu przez jedną z najważniejszych osób w państwie sprawia, że jakość naszego myślenia o kraju doznaje następnego katastrofalnego uszczerbku. Rozgrzesza wszystkich zacietrzewionych z podstawowej powinności nietykania pojęć i spraw bezcennych dla wszystkich jednakowo, a także z elementarnej przyzwoitości w posługiwaniu się słowami adekwatnymi do tego, co się ma na myśli. Barbarzyństwo wydaje się mieć coraz lepiej, tak jakby nie było jasne, że to nie broń na wroga, tylko choroba penetrująca własne szeregi.