Kto kogo może obrazić?

Polityk nie może obrażać obywateli inie może obrażać się na społeczeństwo, bowiem polityk jest wynajęty przez społeczeństwo do służby. Każdy, kto miał do czynienia ze służbą, wie, że służba może się obrazić, ale wtedy zwalnia się służbę zpracy.

18.06.2007

Czyta się kilka minut

Wyobraźmy sobie sytuację, kiedy prywatny człowiek obraża drugiego prywatnego człowieka. Dobre wychowanie poucza, że tylko kucharki się obrażają. Bywają jednak sytuacje tak drastyczne, że możemy uznać bez przesady i bez nadmiernego poczucia godności i honoru, iż zostaliśmy obrażeni, a wtedy możemy domagać się odpowiedniej reakcji czy to prywatnie, czy na drodze sądowej. Kiedyś mój sąsiad był radnym (opozycyjnym wobec kliki wójta) i w trakcie obrad rady zwrócił się w stanie skrajnego zirytowania do innego radnego (który jest jego szwagrem) należącego do wrogiego obozu słowami: "zarżnę cię jak świnię". Wytoczono mu proces za groźbę karalną, skazano w zawieszeniu i stracił mandat. A przecież to tylko spór w rodzinie i pewien nadmiar ekspresywności.

Inna jest jednak sytuacja, kiedy ktoś zostaje obrażony publicznie. To znaczy, kiedy na przykład filozof zostaje obrażony przez dziennikarza, który nazwał go "faszystą". Dziennikarz odpowiada za słowa i mój znajomy z Anglii dzięki takiej dokładnie obrazie wygrał w sądzie kilkaset tysięcy funtów i może żyć dalej w świętym spokoju. W Polsce tego rodzaju procesy też można wygrać, ale rekompensata jest śmieszna, więc mass media mogą sobie hulać, co jest niewątpliwie i naganne w konkretnych przypadkach, i powoduje generalne obniżenie poziomu przyzwoitości w życiu publicznym. Pamiętajmy jednak, że mówimy o sytuacji, kiedy mass media obrażają prywatnego człowieka, a nie osobę publiczną.

Kuba Bogu

Zupełnie bowiem inaczej sprawy będą się miały, kiedy podobne sformułowanie padnie w stosunku do polityka. Powiedzenie, że dany polityk przejawia "tendencje faszyzujące" nie jest podstawą do obrazy, bez względu na to, czy jest trafne czy błędne. Nawet znacznie bardziej brutalne sformułowania w stosunku do polityków nie muszą stanowić obrazy, gdyż politycy podlegają innej formie ochrony, a ich dobra osobiste mają znacznie bardziej ograniczony zasięg. Można stosunkowo łatwo odróżnić dobra osobiste polityków od tego, co także dotyczy ich osób, ale jako osób występujących w roli publicznej.

Nieeleganckie traktowanie żony polityka jest naganne, naganne nawet jest wnikanie w stan pożycia małżeńskiego polityka, jednak dla obywateli jest ważne, czy polityk nie ma problemów, które utrudniają mu sprawowanie funkcji lub powodują, że jego stan psychiczny jest niezadowalający. Dlatego rozwód polityka lub fakt, że żona go zdradza, jest faktem publicznym i polityk nie może się obrażać za to, że ktoś wtrąca się w jego życie prywatne.

Inny przypadek to ocena intelektualnych zdolności polityka. Z oczywistych powodów jest to dla nas fakt podstawowy i obywatele mają prawo wiedzieć, jak te zdolności się przedstawiają. Jeżeli ktoś nazwie polityka "durniem", to w istocie ma na myśli tylko tyle, że zdolności intelektualne danego polityka są bardzo ograniczone. A takie zdanie wolno wyrazić bez żadnych zastrzeżeń, z czego wynika, że tylko słowo "dureń", jako niezbyt eleganckie, może stanowić formę obrazy, ale nie sama ocena, bowiem do niej każdy ma prawo.

Kolejny przykład: kiedy pierwszy raz w życiu pojechałem za granicę do Wielkiej Brytanii zdumiała mnie okładka jednego z satyrycznych pism, na której widniał ówczesny premier Harold Wilson przemawiający na wiecu, a organ świadczący o tym, że jest mężczyzną wystawał mu ze spodni. Oczywiście był to fotomontaż, zapewne w kiepskim guście, ale nikomu nie przyszło do głowy uznać tego za obrazę majestatu państwa czy samego Wilsona, bo pismo miało właśnie satyryczny charakter. Innymi słowy, obrazić polityka jest tak trudno, że jest to na granicy niemożliwości, a w każdym razie tak być powinno w kraju demokratycznym. Czym innym bowiem jest kwestia, której tu nie będziemy rozpatrywali, czyli obrażenie majestatu Rzeczypospolitej, który reprezentuje tylko i wyłącznie prezydent, a który szanować należy, bo Rzeczypospolita to nie prezydent, lecz my wszyscy, więc obrażając prezydenta obrażamy samych siebie, co doprawdy nie ma sensu.

Bóg Kubie

Czy zatem polityk ma prawo obrażać obywatela lub obywateli? Odpowiedź: nigdy i to bez wyjątków. I jest zupełnie obojętne, czy jest to prywatny obywatel, wobec którego padło sławne sformułowanie "dziadu", czy jest to jakaś grupa zwana "łże-elity". Naturalnie polityk ma prawo krytykować polityczne poglądy określonych grup obywateli, ale tylko wtedy, kiedy są oni zorganizowani w ramach ugrupowania politycznego, lecz wówczas mamy do czynienie z relacją polityk-politycy, a nie polityk-obywatele. Polityk nie może obrażać obywateli i nie może obrażać się na społeczeństwo, bowiem polityk jest wynajęty przez społeczeństwo do służby. Każdy, kto miał do czynienia ze służbą, wie, że służba może się obrazić, ale wtedy zwalnia się służbę z pracy.

W Polsce jednak doszło do sytuacji rzadkich w świecie. Dziennikarze obrażają nie tylko polityków, ale obrażają się, czy też czują się obrażeni wzajemnie, przez kolegów dziennikarzy. W normalnym kraju dziennikarze stanowią korporację - mogą się nienawidzić osobiście lub z racji poglądów, ale zdają sobie sprawę z tego, że nie ma takich okoliczności, kiedy mogliby poczuć, że jeden z nich obraża drugiego. W Polsce jednak dziennikarze zostali opanowani przez demona pychy i uważają się nie tylko za sprawców zdarzeń politycznych, ale wręcz za autorytety moralne. Podkreślmy: to oni sami siebie tak wysoko oceniają, a nie czytelnicy. Na całym świecie mamy do czynienia z upadkiem tak zwanych "quality journals", które muszą coraz więcej miejsca poświęcać dostarczaniu rozrywki, a nie tylko rzetelnej informacji. Jest to związane ze zmianą upodobań czytelników. Można nad tym załamywać ręce, ale czy warto ubolewać, skoro to nieuchronny bieg rzeczy? Wątpię. Raczej uważam, że wzajemne obrazy to rezultat poszukiwania jeszcze jednej formy zapewnienia czytelnikom rozrywki. I mam poczucie, że więzi społeczne, które słabną na wszystkich poziomach nie wiążą już także środowiska dziennikarskiego. Zresztą występuje tu dodatkowy czynnik, charakterystyczny raczej dla Polski, niż dla "starych" demokracji, a mianowicie upodobanie do polemik miedzy dziennikarzami, którzy w ten sposób zapełniają kolumny gazet często wyolbrzymiając rzeczywiste problemy lub pomijając rzeczy ważne dla sporów o ideologię.

***

Obrazę może stanowić również brak stosownego szacunku i urzędnicy państwowi, bez względu na ich przynależność polityczną, muszą go okazywać we właściwych sytuacjach. Byłych prezydentów obowiązkowo trzeba tytułować, wielkie postaci życia polskiego jak Władysław Bartoszewski muszą być szanowane, nawet jeżeli wysoki urzędnik państwowy prywatnie ich nie lubi, gdyż urzędnik państwowy nie istnieje prywatnie, a tylko publicznie. Nie chodzi tu o dobre obyczaje, ale o to, że obrażając się lub zachowując bez przestrzegania niezbędnych wymogów dobrego wychowania, nasi wysocy przedstawiciele obrażają nie daną osobę, nie byłego prezydenta, ale nas wszystkich.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2007