Kto i po co wysadził Nord Stream?

Atak na gazociąg bałtycki to kolejny element eskalacji w konflikcie między Rosją a Zachodem i Ukrainą.

28.09.2022

Czyta się kilka minut

Wyciek z gazociągu Nord Stream, 27 września 2022 r. Fot. Associated Press/East News /
Wyciek z gazociągu Nord Stream, 27 września 2022 r. Fot. Associated Press/East News /

W tej jednej jedynej dziś kwestii politycy z krajów zachodnich i Rosji są zgodni: jest nieprawdopodobne, właściwie niemożliwe, aby uszkodzenie obu nitek gazociągu Nord Stream, łącznie w trzech miejscach naraz, było przypadkową awarią spowodowaną czynnikami naturalnymi.

Przy czym słowo „uszkodzenie” brzmi tutaj jak eufemizm: sądząc po zdjęciach, które we wtorek 27 września opublikowała duńska marynarka – to duński samolot patrolujący akwen koło Bornholmu pierwszy odnotował, iż dzieje się tam coś niezwykłego – chodzi najwyraźniej o zniszczenia poważne. Wzburzone, „bulgocące” powierzchnie wody w tych miejscach, gdzie na głębokości ok. 70 metrów rury zostały zniszczone, miały średnicę kilkuset metrów, podobno nawet kilometra. Równie oczywista wydaje się teza, że – jeśli mamy tu do czynienia z aktem sabotażu czy też po prostu: z operacją mającą zniszczyć rurociągi – to siły i środki niezbędne do jej przeprowadzenia mają tylko państwa.

Kto więc mógł to zrobić – i w jakim celu? Upraszczając: my – czy oni?

Sikorski był prorokiem (kiedyś): dziś jego tweet może być groźny

Najpierw „hipoteza amerykańska”. Publicznie sformułował ją Radosław Sikorski, który na Twitterze radośnie podziękował Amerykanom, sugerując, że to oni zniszczyli gazociąg. O ile jednak siedemnaście lat temu ówczesny minister obrony w rządzie PiS okazał się prorokiem, o tyle dzisiaj Sikorski uczyniłby chyba mądrzej milcząc.

Wtedy, jesienią 2005 r., gdy wkrótce po przegranych wyborach do Bundestagu kanclerz Gerhard Schröder podpisał z Rosjanami umowę o budowie Nord Stream (w ostatnich chwilach swego urzędowania), Sikorski porównał to do paktu Hitler-Stalin z 1939 r. – i dziś wiemy, że to również taka niemiecka polityka wobec Rosji w dużym stopniu umożliwiła wojnę Putina, tę gorącą, prowadzoną przeciw Ukrainie, i tę energetyczną, przeciwko Zachodowi.

Jednak dzisiaj pospieszne podziękowania Sikorskiego są co najmniej niemądre. A mogą być również groźne, jeśli Rosja zechce eskalować dalej – może wtedy powoływać się na słowa Sikorskiego, wskazującego na sprawstwo Amerykanów. Wydaje się, że poniewczasie zrozumiał to sam Sikorski, który już kilkanaście godzin później zaczął nieco relatywizować swoje wcześniejsze słowa.

Kalkulacja ryzyka: dlaczego to raczej nie byli Amerykanie

Hipoteza „amerykańska” jest mało prawdopodobna z prostego powodu: atakując Nord Stream, Amerykanie (lub jakikolwiek inny kraj zachodni) więcej by ryzykowali, niż byłoby to warte. Po pierwsze, ani Amerykanie, ani Polacy czy Ukraińcy nie muszą atakować fizycznie gazociągu bałtyckiego, ponieważ z ich punktu widzenia on już nie istnieje, tj. nie istnieje jako czynnik polityczno-energetycznej rozgrywki.

Uruchomienie jego drugiej nitki zostało zablokowane przez Niemców w lutym, na dwa dni przed rosyjską inwazją (i jest nieprawdopodobne, aby rząd Niemiec zmienił tu zdanie, dopóki trwa rosyjska agresja – w obecnych realiach byłoby to równoznaczne z opuszczeniem zachodniego sojuszu). Z kolei pierwszą nitkę zablokowali sami Rosjanie, powołując się na zmyślone przyczyny techniczne, aby doprowadzić do kolejnego wzrostu cen gazu w Europie i jeszcze przed nastaniem jesiennych chłodów zwiększyć presję energetyczną na zachodnie rządy i społeczeństwa. Gdyby ją teraz odblokowali, nie czekając na ustępstwa drugiej strony, byłoby to tylko w interesie Niemców (nerwowo, ale dość skutecznie szukających dziś alternatywnych źródeł tego surowca), a nie Kremla.

Po drugie, atak na rosyjski gazociąg przez któryś z krajów zachodnich – nawet jeśli przeprowadzony po cichu, bez afiszowania się – niósłby poważne ryzyko rosyjskiego odwetu, którego celem byłaby podwodna zachodnia infrastruktura energetyczna i komunikacyjna (fachowcy wskazują, że dno Bałtyku pokrywają liczne rury i kable, i niektóre kraje są od tego uzależnione, np. Estonia od dostaw prądu tą drogą). Ta infrastruktura jest bardzo wrażliwa, upilnowanie jej – trudne. Gdyby Amerykanie chcieli – załóżmy na chwilę – przeprowadzić demonstrację siły, aby pokazać Putinowi, że są zdolni do bardzo radykalnych posunięć (i np. odpowiadając w ten sposób na jego straszenie bronią atomową), to mają wiele innych opcji, które niosą mniejsze ryzyko bolesnej odpowiedzi.

Koniec końców, taka akcja ze strony zachodniej byłaby więc mało opłacalna – i politycznie, i także w wymiarze praktycznym. Władze duńskie szacują, że rurociągi opróżnią się z gazu, który się w nich znajduje, w ciągu tygodnia. Potem naprawa zniszczeń jest wykonalna, i to w niedługim czasie (o ile oczywiście będzie ku temu wola ze strony Rosji).

Hipoteza rosyjska: po co mieliby uszkadzać własny gazociąg

Bardziej prawdopodobna wydaje się „hipoteza rosyjska”: że Rosjanie zaatakowali własny gazociąg. W jakim mieliby to robić celu? Jest kilka możliwych odpowiedzi (przy czym jedna nie wyklucza drugiej):

  • Uszkadzając Nord Stream, Putin mógłby próbować stworzyć w ten sposób kolejny pretekst, dlaczego nie jest w stanie wypełnić zobowiązań handlowych, jakie Rosja zawarła z Niemcami w kwestii dostaw gazu. Także w perspektywie dłuższej – nie jest np. wykluczone, że państwo niemieckie zechce w przyszłości dochodzić od Rosji zadośćuczynienia za złamane umowy. A mogą to być wysokie rachunki – Niemcy wydają obecnie miliardy euro na ratowanie przed bankructwem krajowych firm handlujących gazem. To przede wszystkim przedsiębiorstwo Uniper, które zostanie upaństwowione – alternatywa, tj. upadek Unipera, byłaby zbyt kosztowna dla niemieckiej gospodarki i społeczeństwa. Można sobie wyobrazić, że w razie takich procesów oskarżony Gazprom będzie teraz używać argumentu, iż nie dostarczał gazu do Niemiec, gdyż nie miał takich możliwości technicznych, jako że „nieznani sprawcy” zniszczyli Nord Stream.
  • Atakując Nord Stream, Kreml mógłby próbować zwiększyć presję na europejski rynek gazu, na którym w ostatnich tygodniach ceny wręcz szalały. W ostatnich dniach zaczęły one spadać, do najniższego poziomu od wielu miesięcy. Ponieważ Kremlowi niewiele już zostało kurków do ostentacyjnego zakręcenia (tj. takich kurków, których odcięcie nie uderzy rykoszetem w takie kraje, jak Węgry czy Austria, z których zwłaszcza ten pierwszy jest gotowy łagodzić unijne sankcje bez warunków wstępnych), mógł uznać, że w ten sposób wyśle sygnał, iż ten potężny gazociąg w najbliższym – i może nie tylko najbliższym – czasie nie będzie dostarczać surowca do Europy.
  • Jest jeszcze jedno możliwe wytłumaczenie, z tych trzech chyba najbardziej groźne (tj. groźne z punktu widzenia obecnej sytuacji na linii Rosja-Zachód): że atakując Nord Stream i następnie oskarżając o ten atak kraje zachodnie – czy to USA, czy może Polskę – Kreml szuka pretekstu do tego, aby podjąć (jawnie bądź skrycie) kroki, które będzie można interpretować jako reakcja, odwet. To mógłby być np. atak – jawny lub w wykonaniu „nieznanych sprawców” – na duńsko-polski gazociąg Baltic Pipe. Ten oddany do użytku tego samego dnia, gdy doszło do ataku na Nord Stream.

Drony nad platformami: czy będą ciągi dalsze?

O tym, że ta trzecia ewentualność jest brana poważnie pod uwagę, mogą świadczyć reakcje Norwegów i Duńczyków, a nie można rzecz jasna wykluczyć, że odpowiednie działania podejmują też inne kraje, tylko o nich nie mówią. Jeszcze we wtorek wieczorem rząd Norwegii zapowiedział, że wzmocni ochronę swoich platform wiertniczych oraz w ogóle infrastruktury energetycznej. Przy tej okazji ujawniono, że niedawno w okolicy platform zaobserwowano drony (w domyśle: niezidentyfikowane), i że kilka dni temu służby odpowiedzialne za ich bezpieczeństwo ostrzegły przed „możliwością wypadków lub ataków”.

Z kolei rząd Danii wyraził zaniepokojenie o bezpieczeństwo na całym obszarze Morza Bałtyckiego. „Rosjanie są silnie obecni militarnie w regionie Bałtyku i oczekujemy, że będą nadal potrząsać szabelką” – powiedział duński minister obrony Morten Bodskov po spotkaniu z sekretarzem generalnym NATO Jensem Stoltenbergiem w Brukseli.

Co teraz zrobi Kreml? Czy na Morzu Bałtyckim – albo może nie tylko tam – będzie jakiś ciąg dalszy? Można sobie wyobrazić, że w wielu krajach podejmowane są w tym momencie działania, które mają zapobiec „ciągom dalszym”, takim czy innym.

W każdym razie – kolejny raz widzimy, jak to, co przed chwilą wydawało się nie do pomyślenia, staje się rzeczywistością.

 

Tekst ukończono 28 września o godzinie 14.00

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej