Rura, która dzieli Niemcy

Politycy, eksperci, ekolodzy – coraz więcej grup w RFN domaga się wstrzymania budowy gazociągu Nord Stream 2. Aby do tego doszło, zdanie musi zmienić także Angela Merkel.

15.02.2021

Czyta się kilka minut

„Ten rurociąg prowadzi prosto do kryzysu” – protest przeciwników Nord Stream 2 przed siedzibą rządu landowego Meklemburgii-Pomorza Przedniego. Schwerin, 22 stycznia 2021 r. / JENS BUTTNER / DPA / AFP / EAST NEWS
„Ten rurociąg prowadzi prosto do kryzysu” – protest przeciwników Nord Stream 2 przed siedzibą rządu landowego Meklemburgii-Pomorza Przedniego. Schwerin, 22 stycznia 2021 r. / JENS BUTTNER / DPA / AFP / EAST NEWS

Na inaugurację gazociągu Nord Stream w Lubminie, na niemieckim brzegu Bałtyku, oprócz samej kanclerz Merkel stawili się przywódcy Holandii, Francji i Rosji. Pojawił się także unijny komisarz ds. energii. Na znak dany przez fotografów wszyscy razem, z uśmiechami na twarzy, chwycili za pokrętło. Wspólnymi siłami symbolicznie rozpoczęli przepływ rosyjskiego gazu bezpośrednio do Niemiec.

Był 8 listopada 2011 r. Budowa gazociągu poszła tak gładko, że główny lobbysta przedsięwzięcia, były kanclerz Gerhard Schröder, zaczął wraz z rosyjskimi partnerami planować kontynuację. Bo cóż mogłoby jeszcze bardziej umocnić przyjaźń niemiecko-rosyjską, jeśli nie zwiększenie możliwej przepustowości o kolejne 55 mld metrów sześciennych niebieskiego paliwa?

Od inauguracji w Lubminie minęła niemal dekada. Dziś trudno sobie wyobrazić, że jakikolwiek europejski polityk zaryzykowałby udział w otwarciu nowego rurociągu. W minionych latach gaz przestał być w Niemczech pożądanym surowcem, a stosunki Unii Europejskiej z Rosją przypominają okres zimnowojennej rywalizacji. Nie wiadomo, czy w tym świecie jest jeszcze miejsce i wola na dokończenie Nord Stream 2.

Rurociąg buduje spółka Nord Stream 2 AG, kontrolowana przez rosyjski koncern państwowy Gazprom. Prace miały zakończyć się w grudniu 2019 r. Ale gdy większość rur leżała już na dnie morza, amerykańska administracja zagroziła nałożeniem sankcji na podmioty biorące udział w przedsięwzięciu. Morska budowa stanęła – choć z 1230 km brakowało tylko ok. 120 km na wodach duńskich i ok. 30 km na obszarze należącym do Niemiec. Przerwa w budowie trwała ponad rok, po czym na początku lutego Rosjanie wznowili prace na wodach duńskich. Wprawdzie następnego dnia musieli je przerwać z powodu złej pogody, ale nie ma wątpliwości, że wkrótce podejmą je na nowo.

Efekt Nawalnego

Tymczasem w niemieckich mediach ukształtował się konsensus co do oceny projektu. „Nord Stream 2 szkodzi politycznie Niemcom. Budowa musi zostać wstrzymana” – napisał wpływowy niemiecki tygodnik „Der Spiegel”. W tym tonie wyraziły się wszystkie kluczowe tytuły.

Dziś media prześcigają się w podawaniu argumentów, które od lat wyrażali przeciwnicy gazociągu, przede wszystkim państwa bałtyckie, Ukraina, USA i Polska. Główna obawa dotyczy bezpieczeństwa Ukrainy. Rosja znana jest z prowadzenia wojen gazowych. Po uruchomieniu kolejnych bezpośrednich połączeń z Niemcami będzie mogła znacznie zmniejszyć lub zaprzestać dostarczania gazu do Unii Europejskiej przez Ukrainę. Po utracie statusu państwa tranzytowego Ukrainie grozi, że pełzająca wojna w Donbasie znów zamieni się, za sprawą Rosji, w konflikt pełnowymiarowy. Także Białoruś, również kraj tranzytowy dla gazu, może być szantażowana, gdyby spróbowała wydostać się spod kontroli Kremla.

– Ostra krytyka projektu w niemieckiej debacie publicznej ma na pewno wiele wspólnego z aktualnymi represjami w Rosji oraz ze sprawą skazania Aleksieja Nawalnego – tłumaczy w rozmowie z „Tygodnikiem” Sarah Pagung, ekspertka ds. relacji niemiecko-rosyjskich z Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej (DGAP) w Berlinie.

Nawalny, rosyjski opozycjonista i główny dziś oponent prezydenta Władimira Putina, został w sierpniu 2020 r. otruty przez agentów rosyjskich służb, po czym trafił na leczenie do Berlina. Walka o życie przysporzyła mu w Niemczech wielkiej popularności. Niedawne skazanie Nawalnego na bezwzględne więzienie, po jego powrocie do Moskwy, również nad Renem uznano za ostateczny dowód autorytarnego charakteru rządów Putina.

To naruszyło jedną z niepisanych zasad niemieckiej racji stanu, która polega na dążeniu do dobrych relacji z Rosją bez względu na okoliczności. – Te relacje trzymały się na silnych więzach gospodarczych i działaniach w obszarze społeczeństwa obywatelskiego. Ale od czasu kryzysu na Ukrainie stają się one coraz gorsze – uważa ekspertka DGAP. Coraz głośniej stawiane jest pytanie, dlaczego buduje się infrastrukturę energetyczną, która przez dekady będzie zasilać kieszenie Putina i jego wspólników.

„Projekt tylko biznesowy”

Przedstawiciele niemieckiego rządu przez lata powtarzali, że Nord Stream 2 to projekt wyłącznie biznesowy, do którego polityka nie ma prawa się wtrącać. – Nord Stream 2 to projekt polityczny – bez cienia wątpliwości mówi Sarah Pagung. – On ma oczywiście gospodarcze elementy, biorąc pod uwagę zaangażowanie europejskich koncernów. Ale jednocześnie jest to przedsięwzięcie, które ma konsekwencje energetyczne, polityczne i geopolityczne – dodaje.

Jak bardzo polityczny jest ten rurociąg, okazało się w miniony wtorek 9 lutego. Tego dnia organizacja ekologiczna Deutsche Umwelthilfe opublikowała list, który wicekanclerz i minister finansów Olaf Scholz (z SPD) wysłał w sierpniu 2020 r. do swojego odpowiednika w amerykańskiej administracji. Scholz zaproponował w nim miliard euro z państwowej kasy na wsparcie budowy terminali gazu skroplonego (LNG), importowanego z USA. W zamian Stany Zjednoczone miały wycofać się z groźby sankcji wobec podmiotów zaangażowanych w Nord Stream 2, w tym firm niemieckich.


Czytaj także: Wojciech Konończuk: Nord Stream 2: przeciąganie liny


Ujawniona korespondencja wskazuje, jak zdeterminowane są zakulisowe działania niemieckiego rządu, aby dokończyć ten „tylko biznesowy projekt”. Tajna propozycja wicekanclerza zburzyła też inną narrację, chętnie stosowaną przez niemiecki rząd. Jego członkowie powtarzali, że jeśli nie powstanie Nord Stream 2, alternatywą będzie sprowadzanie amerykańskiego gazu pozyskiwanego z łupków – w domyśle surowca droższego i z powodu sposobu wydobycia bardziej szkodliwego dla środowiska. Pomysł Scholza polegał w istocie na czerpaniu gazu z obu źródeł.

Surowiec przejściowy

Przed wybuchem pandemii w Niemczech setki tysięcy osób wychodziły regularnie na ulice i domagały się szybszej transformacji ekologicznej. Dla tej grupy gaz nie jest żadnym kompromisem. Jednak wskazywanie, że Niemcy będą potrzebować coraz więcej gazu, bo władze zdecydowały się wyłączyć elektrownie atomowe i węglowe, jest jednym z poważniejszych argumentów za budową Nord Stream 2. Rosyjski gaz ma pełnić funkcję surowca przejściowego, który będzie napędzać gospodarkę do momentu, aż powstanie wystarczająca liczba wiatraków, paneli i innych zielonych źródeł energii.

W ten sposób projektu broniło m.in. niemieckie Ministerstwo Gospodarki, aż do ujawnienia, że ich prognozy opierają się na wyliczeniach przygotowanych przez… Nord Stream 2 AG. – Oczywiście ich prognozy wskazują na rosnące zapotrzebowanie gazu w Europie – tłumaczy Pagung z DGAP. – Tylko że są też inne badania, które wskazują na stagnację lub nawet malejące zapotrzebowanie na gaz na europejskim rynku. To są i tak jedynie prognozy. Wszystko będzie zależało od postępów transformacji energetycznej – ocenia ekspertka.

Maksymalnie utrudniać prace

Organizacje ekologiczne obawiają się, że pod wpływem lobby gazowego niebieskie paliwo zaleje Niemcy i odłoży rozbudowę zielonych źródeł energii na bliżej nieokreśloną przyszłość.

Jedną z takich organizacji, która robi wszystko, by do powstania gazociągu nie doszło, jest Naturschutzbund Deutschland (NABU). Gdy w połowie stycznia Federalny Urząd Morski pozwolił na kontynuowanie budowy gazociągu na niemieckich wodach, ekolodzy od razu zgłosili sprzeciw, co spowodowało zatrzymanie prac.

Anne Böhnke-Henrichs z NABU mówi „Tygodnikowi”, w jaki sposób chcą maksymalnie utrudniać prace: – Wymiana dokumentacji i rozpatrzenie odwołania potrwa kilka tygodni. Jeśli urząd mimo wszystko wyda wyrok zezwalający na dalszą budowę, to jesteśmy przygotowani do natychmiastowego zaskarżenia tej decyzji, co ponownie będzie skutkowało wstrzymaniem budowy – tłumaczy Böhnke-Henrichs. W tej sprawie ekolodzy mają na uwadze setki tysięcy ptaków, które zimują w zatoce, gdzie rosyjska spółka chce kłaść rury. Wcześniej Federalny Urząd Morski właśnie z tego powodu sam zezwolił na pracę tylko w okresie od czerwca do końca grudnia, aby następnie nieoczekiwanie zmienić zdanie.

Ludzie z NABU nie ukrywają swoich poglądów na całość niemiecko-rosyjskiego projektu. „Musimy zatrzymać Nord Stream 2 – pisze szef organizacji Jörg-Andreas Krüger. – Gaz nie jest przyjaznym dla klimatu surowcem pomostowym. Jest wręcz odwrotnie. Ze względu na emisję metanu podczas wydobycia, transportu i eksploatacji gaz ziemny, podobnie jak węgiel, działa zabójczo dla klimatu”.

Ekologów dodatkowo rozwścieczyło powołanie Fundacji Ochrony Klimatu przez rząd Meklemburgii-Pomorza Przedniego, czyli landu, do którego na terenie Niemiec dociera gazociąg. Jego premierem jest Manuela Schwesig z SPD. Media twierdzą, że pomysł na powołanie fundacji miał jej podszepnąć Gerhard Schröder. Prawdziwy cel fundacji jest taki, że ma ona odpowiadać za dokończenie Nord Stream 2 na odcinku niemieckim – być prawnym parasolem ochronnym dla niemieckich firm zaangażowanych w projekt, aby nie dotknęły ich sankcje USA (np. fundacja może dzierżawić od nich sprzęt).

W ten sposób Schwesig planowała obejście ewentualnych amerykańskich sankcji. Nord Stream 2 AG miał zasilić konto organizacji sumą 20 mln euro. Ta toporna konstrukcja i wykorzystywanie haseł obrony środowiska, by ratować geopolityczny projekt Kremla, spotkały się jednak ze zmasowaną krytyką. Nawet partyjny kolega Schwesig, minister spraw zagranicznych Heiko Maas, stwierdził, że ten krok to decyzja władz landowych, z którą rząd w Berlinie nie ma nic wspólnego.

Papierek lakmusowy

W sprawie gazociągu coraz bardziej podzielona jest niemiecka scena polityczna.

– Zieloni są zdecydowanie przeciwko. Alternatywa dla Niemiec i Die Linke, partie prorosyjskie, są zdecydowanie za – mówi Sarah Pagung z DGAP. Sprawa komplikuje się, gdy spojrzeć na stanowisko chadecji. – Politycy, którzy zajmują się polityką zagraniczną, są przeciwko, ale obóz zajmujący się gospodarką jest za dokończeniem budowy – tłumaczy Pagung. – Z kolei SPD w większości jest za budową, ale w ostatnim czasie i tam powiększa się grupa jej przeciwników.

Zamieszanie wokół projektu nabiera czasem komicznego charakteru. Bo gdy np. kanclerz Merkel i szef resortu gospodarki Peter Altmaier, oboje z CDU, bronią budowy Nord Stream 2, w tym samym czasie w Parlamencie Europejskim niemal wszyscy europosłowie tej samej partii głosują za rezolucją w sprawie Nawalnego, która m.in. „wzywa Unię i jej państwa członkowskie do krytycznego przeglądu współpracy z Rosją na różnych platformach polityki zagranicznej oraz w ramach projektów takich jak Nord Stream 2, których ukończenia Unia musi natychmiast zaprzestać”.

Również w Berlinie są wśród chadeków takie głosy: Norbert Röttgen, szef komisji spraw zagranicznych Bundestagu, zaapelował do rządu, by objąć projekt moratorium. „Rząd federalny musi przynajmniej dostrzec, że ten projekt dzieli, w Europie nie tylko ze względu na Polskę i kraje bałtyckie, ale też Francję, i w stosunkach transatlantyckich, a my nic z tego nie mamy, gdyż cały projekt nie ma nic wspólnego z naszymi dostawami energii” – przekonywał w radiu.

– Stanowisko rządu pokazuje brak zdecydowania niemieckiej polityki zagranicznej – uważa Sarah Pagung. – Z jednej strony Berlin nakłada sankcje i potępia działania Rosji, ale z drugiej naciska na dalszą budowę Nord Stream 2.

Ekspertka DGAP uważa, że sprawa jest papierkiem lakmusowym niemieckiej zdolności do działania i skuteczności w obszarze polityki zagranicznej.

Zadecyduje Biden?

Nie wiadomo, czy Olaf Scholz po wysłaniu swojej miliardowej oferty doczekał się pisemnej odpowiedzi z Waszyngtonu. Ale faktem jest, że administracja prezydenta Donalda Trumpa zdążyła przed zmianą w Białym Domu nałożyć nowe restrykcje, czyniące współudział przy budowie gazociągu jeszcze bardziej ryzykownym.

Sprzeciw wobec Nord Stream 2 jest w Stanach sprawą ponadpartyjną. Również nowy prezydent Joe Biden i członkowie jego administracji uznali projekt za „zły deal” dla Europy. Z drugiej strony w pierwszej połowie lutego do niemieckich mediów trafił przeciek, jakoby administracja Bidena miała być otwarta na negocjacje. Choć propozycja rozmów może być też zmyślną pułapką. Z nieoficjalnych informacji wynika bowiem, że Waszyngton chce, aby Berlin zaproponował mechanizm pozwalający na zatrzymanie tranzytu gazu po dnie Bałtyku, gdyby Rosja odcięła dostawy gazu Ukrainie. Trudno sobie wyobrazić podmioty prywatne, które zdecydowałyby się na zakup surowca ze źródła tak bardzo uzależnionego od geopolitycznych uwarunkowań.

– Zbliżające się miesiące będą trudne dla Nord Stream 2, ale nie mogę wykluczyć, że w końcu projekt uda się zrealizować – podsumowuje Sarah Pagung. Jej zdaniem klucz do przełamania pata leży w rozmowach Berlina z Waszyngtonem. – Ale czasu na porozumienie jest coraz mniej – zaznacza.

Czekając na wybory

Groźba amerykańskich sankcji, determinacja organizacji ekologicznych, a także złe warunki atmosferyczne: wszystkie te czynniki powodują, że spada szansa na dokończenie budowy rurociągu do września, kiedy w Niemczech odbędą się wybory do Bundestagu. Wtedy do rozmów koalicyjnych z chadecją może usiąść Partia Zielonych, której liderzy są najgłośniejszymi krytykami tego projektu na niemieckiej scenie politycznej.

Zresztą nawet jeśli Rosjanie dokończą budowę na własną rękę, będzie to początek kolejnych problemów. Obecnie żadna zachodnia firma nie podejmie się certyfikacji i ubezpieczenia projektu ani usług związanych z jego eksploatacją. Rura pozostanie balastem stale obciążającym wizerunek Niemiec i niemiecką politykę w Europie. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz mieszkający w Niemczech i specjalizujący się w tematyce niemieckiej. W przeszłości pracował jako korespondent dla „Dziennika Gazety Prawnej” i Polskiej Agencji Prasowej. Od 2020 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2021