Księga szeptów XX wieku

Varujan Vosganian: Nie musiałem niczego wymyślać, by napisać tę książkę. Na świecie jest wystarczająco dużo bólu. Nie muszę używać swojej wyobraźni, by dodać coś do tej sumy cierpienia.

12.10.2015

Czyta się kilka minut

Varujan Vosganian / Fot. Barbara Zanon / GETTY IMAGES
Varujan Vosganian / Fot. Barbara Zanon / GETTY IMAGES

JOANNA KORNAŚ-WARWAS, IOANA MOLDOVAN: Każda książka ma swoją historię. Jaka stoi za „Księgą szeptów”? 


VARUJAN VOSGANIAN: W pewnym sensie ta książka pisała się sama, od kiedy się urodziłem, ponieważ opowiada o sprawach, o których nasłuchałem się w dzieciństwie. Ale nie jest to autobiografia, gdyż nie są to wyłącznie moje wspomnienia.

O powstaniu „Księgi szeptów” zadecydował przypadek. W 2003 r. Aura Christi z pisma „Contemporanul”, przypomniawszy sobie, że opublikowałem kiedyś zbiór opowiadań nagrodzony przez Związek Pisarzy w Bukareszcie, poprosiła mnie o napisanie tekstu. Nicolae Breban, który czytał te opowiadania, polecił mnie Christi. Napisałem coś, co było zalążkiem pierwszego rozdziału „Księgi szeptów”, a Nicolae Breban zachęcił mnie, bym pisał dalej. Zaczynając pracę nad książką, nie miałem pojęcia, w co się to przerodzi.

Zrobiłem serię kwerend, zaczynając od archiwów Centrum Diaspory Ormiańskiej w Paryżu, potem zapoznałem się z pracami pod redakcją niemieckiej badaczki Tessy Hofmann i kilkoma innymi ważnymi publikacjami na temat ludobójstwa Ormian. Jednak z mojej perspektywy najważniejsze dla substancji książki były świadectwa osób ocalałych z ludobójstwa i relacje świadków, które zebrałem. Wybrałem się w podróż do przeszłości i odnalazłem kilka osób, które brały bezpośredni udział w wydarzeniach opisanych w „Księdze szeptów”. Na przykład w Ploiești mieszkało kilku starych Ormian, którzy znali bohaterów mojej książki, jak choćby Generała Dro (Drastamata Kanajana), inni znaleźli się wśród repatriantów. Chciałbym zwrócić szczególną uwagę na rozdział, w którym został opisany bunt chłopów z wioski Vadu Roşca – pisałem te strony pod wpływem ogromnych emocji.

Pańska książka przebyła niesamowitą drogę: do tej pory została przełożona na 16 języków. 

Kiedy myślimy o tożsamości poszczególnych ludzi i jej korzeniach, sposobach rozumienia świata, dostrzegamy, że przyglądając się jednemu człowiekowi, tak naprawdę przyglądamy się wszystkim. Wszyscy ludzie na świecie mają ze sobą coś wspólnego. Pierwsza rzecz, jaka przychodzi do głowy, to cierpienie, które można spotkać w każdym zakątku globu. Tragedie świata przekraczają granice poszczególnych języków. Dlatego czuję, że pisząc „Księgę szeptów”, napisałem biografię XX w. Ostatnie stulecie przyniosło nie tylko dobre rzeczy, jak penicylina czy lot na Księżyc, ale także wojny, masowe groby, obozy koncentracyjne, status bezpaństwowca, ludobójstwo, ideologię używaną jako narzędzie zniewolenia. To wszystko można znaleźć w „Księdze szeptów”.

Nie musiałem niczego wymyślać, by napisać tę książkę. Na świecie jest wystarczająco dużo bólu. Nie muszę używać swojej wyobraźni, by dodać coś do tej sumy cierpienia. Starałem się, by opisywane rzeczy były jak najbliższe rzeczywistości. Pisałem wyłącznie o ludziach, którzy kiedyś faktycznie istnieli.

W jaki sposób odbierają Pańskich bohaterów czytelnicy? Czy uwierzyli, że to rzeczywiste postaci?

Pierwsza wątpliwość pojawiła się ze strony tłumacza hiszpańskiej wersji książki (wydanie hiszpańskie było pierwszą zagraniczną edycją „Księgi szeptów”). Joaquin Garrigos, który przez wiele lat był dyrektorem Instytutu Cervantesa w Bukareszcie, powiedział wprost, że nie wierzy, by ci ludzie żyli kiedyś naprawdę. Zaprosiłem go do Rumunii. Razem poszliśmy na cmentarz ormiański w Fokszanach. Joaquin – z książką w rękach – zaczął spoglądać na krzyże i szukać nazwisk, które przywołałem. Potem, bez uprzedzenia, przyjechał do Bukaresztu na własną rękę. Pewnego niedzielnego poranka odwiedził kościół ormiański, w którym zgromadziło się sporo starszych ludzi. Był pod niesamowitym wrażeniem historii o Harutinie Fringhianie, który skończył jako człowiek złamany i biedny po tym, jak komuniści upaństwowili jego fabrykę. Był ścigany przez Securitate, ale od czasu do czasu pojawiał się w kościele ormiańskim w Bukareszcie, sprzedając przychodzącym na niedzielną mszę wiernym solone orzechy. Niektórzy spośród tych ludzi, dziś już po sześćdziesiątce, byli wówczas dziećmi. Wciąż go pamiętają. Jednym z tych ludzi jest pisarz Bedros Horasangian.

Chciałem też podkreślić rolę historii domu mojego dziadka. Mój ojciec sprzedał ten dom, ponieważ był za duży i utrzymanie go było za drogie. Nowy właściciel chciał go zburzyć, by postawić na tym miejscu dom dla syna. Gdy ukazała się moja książka, ludzie zaczęli szukać śladów, odwiedzali także miejsce, w którym żył mój dziadek. Byli ciekawi, jak wygląda. Właściciel domu był pod takim wrażeniem, że postanowił go zachować. Stary budynek wciąż stoi. Na szczęście kilka lat temu mogłem sobie pozwolić na wykupienie go.


Czy „Księga szeptów” opowiada przede wszystkim o Ormianach?

„Księga szeptów” nie jest tylko o Ormianach. Opowiada też o Rumunach, Niemcach i Żydach. To rodzaj biografii XX w., jak już wcześniej powiedziałem. Ale ludzie, którzy ją czytają, z jakiegoś powodu określają ją jako „książkę o Ormianach”. W pewnym sensie to prawda, jeśli ktoś chce poznać ich zwyczaje i tradycje – od gotowania, kuchennych sekretów po rytuały związane z narodzinami, śmiercią, ślubami; jeśli ktoś chce poznać pieśni, nadzieje i smutki, wielkich ormiańskich bohaterów. To wszystko znajduje się na kartach mojej książki.

Wydarzenia, o których opowiadam, rozgrywają się w Rumunii między rokiem 1919 – wtedy zaczęli tu napływać pierwsi ormiańscy uchodźcy – a 1968, rokiem śmierci mojego dziadka. To prawie pół wieku. Pomiędzy tymi punktami umiejscawiam historię chłopów z Soraia i Vadu Roşca (Ormian i Rumunów), którzy sprzeciwiali się kolektywizacji. Te dwie wioski są położone bardzo blisko Fokszanów. Pojechałem tam, by usłyszeć z pierwszej ręki historie tych, którzy przeżyli wydarzenia z roku 1959. To smutne, że ci silni ludzie zmarli podczas powodzi w 2005 r. Przetrwali straszne chwile historii, a zmarli w wyniku kataklizmu. Ale co roku, gdy w Vadu Roşca i Soraia wspomina się tamte wydarzenia, rozdział z „Księgi szeptów” jest odczytywany podczas publicznych obchodów, więc w ten sposób moja opowieść działa jak narzędzie pamięci.


Pańska książka sytuuje się gdzieś pomiędzy literaturą a historią...

Chociaż wszystkie opisane w niej zdarzenia naprawdę miały miejsce, nie jest to książka historyczna. Historia opowiada zazwyczaj o zwycięzcach. Jej bohaterami są królowie i generałowie. Postaci zasiedlające karty książek literackich to ofiary, ludzie pokonani. W książkach historycznych śmierć jest czymś abstrakcyjnym. Mówi się: „podczas Holokaustu zginęło sześć milionów Żydów”, podaje się liczby z wieloma zerami. Ale w literaturze każdy bohater umiera pojedynczo. To dlatego literatura jest bardziej przekonująca niż książki historyczne. Ta sama sytuacja opowiedziana w dwojaki sposób – historyczny i literacki – w różny sposób oddziałuje na zbiorowość.

Weźmy na przykład „Quo vadis” Henryka Sienkiewicza albo to, co Raffaello Giovagnoli napisał o powstaniu Spartakusa. Albo „Królów przeklętych” Maurice’a Druona. Mamy nieskończenie wiele takich przykładów. „Księga szeptów” działa na czytelników, ponieważ mówi o zwykłych ludziach, którzy zostali przez wielką Historię pokrzywdzeni, nie mieli szansy żyć własnym życiem. Historia nas ogranicza, a literatura – ona zawsze daje czytelnikowi możliwość wyboru. I jest to szansa fundamentalna: wybór pomiędzy zapomnieniem, wybaczeniem a zemstą. Myślę, że zapomnienie oznacza obojętność. Ludzie, którzy zapominają, niczego nie rozumieją. I jeśli ktoś zapomni, to wszystko może mu się przytrafić jeszcze raz. Zapomnienie nie oznacza uzdrowienia, a zemsta jest najgroźniejszą opcją, ponieważ przelanie czyjejś krwi nigdy nie wyleczy twojej rany. Zemsta nie zmniejsza poziomu bólu w świecie, ona go zwielokrotnia.

Najtrudniejszy wybór to wybaczyć, ponieważ jest to wybór odpowiedzialności. W odróżnieniu od tego, kto zapomina, człowiek, który wybacza, musi mieć kontakt z Innym. Żydzi w pewnym momencie swojego cierpienia mieli okazję zobaczyć fotografię, na której Willy Brandt klęka przed warszawskim Pomnikiem Bohaterów Getta. Ormianie czegoś takiego nie przeżyli. Nie mieliśmy jeszcze w naszej historii takiego momentu przypomnienia i uznania tego, co się wydarzyło.

Którą z tych opcji Pan wybiera: zapomnienie, wybaczenie czy zemsta?

Ważne jest, by autor nigdy nie mówił, co naprawdę myśli w danej sprawie. Ale nie uniknę odpowiedzi na to pytanie: opowiadam się za odpowiedzialnym przebaczeniem. Uważam, że największą cnotą człowieka jest możliwość wybaczenia tego, co z pozoru niewybaczalne. Jest to gest największej tolerancji.

Ale moi bohaterowie nie dochodzą do takiej konkluzji. Jeden z nich, dziadek ze strony matki, uważa, że lepiej jest zapomnieć, inny bohater do ostatnich chwil swojego życia ściga tych, którzy byli odpowiedzialni za ludobójstwo, i zabija ich własnymi rękoma. Jeszcze inny – mój dziadek ze strony ojca – twierdzi, że trzeba wybaczyć. Nie bronię żadnego z tych wyborów. Nie mówię, kto z nich ma rację, a kto się myli. Jeśli jako autor wezmę czyjąś stronę, czytelnik nie będzie miał nic do roboty. Słuszne wnioski zabijają sztukę.

Czytelnicy książki zauważyli, że chociaż opowiadam o tym, w jaki sposób zamordowano wielu członków mojej rodziny, „Księga szeptów” nie podżega do nienawiści. To nie jest książka, która nakłania do wrogości wobec Turków.

Co powiedziałby Pan polskiemu czytelnikowi, zanim sięgnie po Pańskie dzieło?

Świat niewiele wie na temat ludobójstwa Ormian. A przecież każdy naród, każde miejsce ma swoją księgę szeptów. Istnieje też księga szeptów narodu polskiego – jestem tego pewien. W Hiszpanii prezentacja książki otworzyła debatę na temat masowych grobów z czasów hiszpańskiej wojny domowej, w której ofiary z obu stron konfliktu były grzebane razem. I teraz, po dziesiątkach lat, krewni tych ludzi zaczynają szukać śladów pozostawionych przez ich zmarłych. Gdy zapytano mnie, co sądzę na ten temat, odpowiedziałem, by pozwolili zmarłym pojednać się między sobą. Bo jeśli zmarli się nie pojednają, ich potomkowie również nie doczekają pojednania.

W Ameryce Południowej moja książka zapoczątkowała rozmowę na temat dyktatury i jej konsekwencji. W Kolumbii „Księga szeptów” przebyła bardzo ciekawą drogę. Przez wiele miesięcy była na szczycie listy bestsellerów. Czytelnicy i krytycy porównywali ją do „Stu lat samotności” Gabriela Garcii Marqueza. Byłem nawet zaproszony na festiwal literacki, który w nazwie nosi imię tego wielkiego pisarza. Prezydent Kolumbii, Juan Manuel Santos, w publicznym wystąpieniu adresowanym do mnie podziękował mi za książkę, która zainspirowała go do dialogu z partyzantami FARC, skłoniła go do szukania sposobu na pojednanie wewnątrz narodu.

W Niemczech wydanie książki zapoczątkowało kolejną debatę na temat denazyfikacji po II wojnie światowej. W Izraelu dyskutowano o relacji łączącej ludzkie cierpienie i przeznaczenie. Stowarzyszenie Pisarzy Hebrajskich zgłosiło „Księgę szeptów” do literackiej nagrody Nobla.

Polakom udało się podźwignąć wiele razy. Leczyliście historyczne rany. Może w Katyniu nie było tak wiele ofiar, jak podczas ludobójstwa Ormian, ale nie istnieje arytmetyka krwi! W zbrodni przeciwko ludzkości od jednego zaczyna się nieskończoność. To dlatego Katyń jest traumą dla całego polskiego narodu. I dlatego „Księga szeptów” otwiera pewne wrażliwości.

A traumy Rumunów? Jak wyglądałaby księga szeptów Rumunii?

My, Rumuni, jesteśmy przypadkiem, który skłania do refleksji. Brakuje nam odwagi, by wziąć na barki własną historię. W szkole poznałem historię zafałszowaną. Według niej Rumuni zawsze pokonywali Turków, podczas gdy w rzeczywistości przez 400 lat płaciliśmy daninę. Z tego powodu Rumuni do połowy XIX w. nie mieli uniwersytetów, burżuazji, wojska, dyplomacji.

Uważam się za Rumuna. Urodziłem się w Rumunii, tu urodzili się też moi rodzice. Złożyłem przysięgę wojskową i oddałbym życie za mój kraj. W 1989 r. byłem pośród tych, którzy przeszli przez najbardziej dramatyczne momenty rewolucji. Ale w Rumunii istnieje strach przed byciem patriotą. Kiedy promowałem „Księgę szeptów”, spotkanym czytelnikom zawsze zadawałem pytanie: czy znacie jakiegoś człowieka, który zginął w 1989 r.? Oprócz Klużu, gdzie ktoś wspomniał o Călinie Nemeşu (który nie był bezpośrednią ofiarą rewolucji, tylko powiesił się kilka lat później) i Timişoary, gdzie ktoś opowiedział mi o krewnym zastrzelonym przypadkowo, nikt nigdzie nie znał ani jednego wówczas zabitego człowieka. Czy wyobraża sobie pani taką sytuację? Zginęły setki ludzi, a Rumuni nie mają pojęcia, kim są ich zmarli! Wśród nich są bohaterowie, którzy zasługują na upamiętnienie. Dlaczego nie uczy się o nich w szkole? Kto wie o Liviu Babeșu, który dokonał samospalenia na zboczu w Braszowie? Czy żyje Czech, który nie słyszał o Janie Palachu? Kto wie o Ionie Bandzie, ostatnim partyzancie, który umarł z bronią w ręku? Nikt! Kto wie o Ionie Gavrile Ogoranu, który ukrywał się przed Securitate przez 25 lat? Był bohaterem. Zmarł w roku 2006. Jako naród nie wiemy, skąd pochodzimy i kim jesteśmy.


Czy historia czegoś nas nauczyła?

Moi dziadkowie i pradziadkowie przybyli do Rumunii po I wojnie światowej. Poprosili o azyl polityczny. Przywódcy ówczesnej wspólnoty zwrócili się do rumuńskiego rządu z prośbą o ich przyjęcie. Rząd zgodził się pod dwoma warunkami: wspólnota udowodni ich pochodzenie etniczne, że są ocaleńcami (w tamtych czasach nie używano jeszcze słowa „ludobójstwo”, mówiło się jedynie o masakrach), i wesprze ich integrację społeczną. Powstał Związek Ormian w Rumunii, który wydawał świadectwa pochodzenia etnicznego i pomagał Ormianom w osiedleniu się. Mogę powiedzieć, że integracja 15-20 tysięcy Ormian została przeprowadzona w sposób wzorowy. Wielu Ormian stało się częścią rumuńskiej historii: Ana Aslan czy Krikor Zambaccian.

Od tamtego czasu minęło sto lat. Uchodźcy ponownie pukają do bram Europy. Wśród nich są Ormianie. Związek Ormian w Rumunii istnieje. Jestem jego przewodniczącym i muszę powiedzieć otwarcie: jesteśmy przygotowani, tak samo jak sto lat temu! Jesteśmy gotowi, aby poświadczyć, że są to ludzie żyjący na obszarach objętych konfliktem, poświadczyć ich pochodzenie etniczne i ich dobrą wolę, by zintegrować się z nowym społeczeństwem. Ucieszyłbym się ogromnie, gdyby nasz apel skierowany do władz zarówno rumuńskich, jak i europejskich ułatwił integrację uchodźców.

Historia jednak się powtarza, co dowodzi jednego: nie przyswoiliśmy sobie lekcji ubiegłego wieku! Kryzys uchodźców pokazuje, że wiek XX wciąż jeszcze się nie skończył. ©

JOANNA KORNAŚ-WARWAS jest tłumaczką, lektorką języka rumuńskiego. Prowadzi szkołę językową Calitate w Krakowie. Jest autorką przekładów najbardziej cenionych pisarzy rumuńskich, takich jak Max Blecher, Mircea Cărtărescu, Dan Lungu, Ioan Es. Pop, Varujan Vosganian.

IOANA MOLDOVAN jest krytykiem teatralnym, od siedmiu lat współpracuje z niezależnym tygodnikiem „Revista 22”, gdzie prowadzi rubrykę teatralną. Jest stypendystką Fulbrighta.

VARUJAN VOSGANIAN (ur. 1958) – prozaik i poeta rumuński, działacz polityczny, wiceprezes Związku Pisarzy w Rumunii. Od 2012 r. zgłaszany do literackiej Nagrody Nobla przez trzy kraje: Rumunię, Armenię i Izrael. Tłumaczony na angielski, bułgarski, czeski, francuski, hebrajski, hiszpański, niemiecki, niderlandzki, norweski, ormiański, portugalski, szwedzki, węgierski, włoski. W Polsce „Księga szeptów” ukazała się dokładnie 24 kwietnia 2015 r., w setną rocznicę ludobójstwa Ormian. Jej fragmenty były czytane na całym świecie w ramach Worldwide Reading Commemorating the Centenary of the Armenian Genocide.

VARUJAN VOSGANIAN spotka się z publicznością Festiwalu Conrada we wtorek 20 października, o godz. 16.00. Rozmowę zatytułowaną „Konwój wygnańców” poprowadzi Dorota Kozicka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2015

Artykuł pochodzi z dodatku „Conrad (03-04/2015): Pod prąd