Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Problem jest jasny: Kościołowi potrzebne jest nowe (lub odnowione) zaprezentowanie swojej obecności w świecie, który jest daleki od patrzenia na siebie w kategoriach religijnych. Laickie spojrzenie na świat w ogóle, a na człowieka w szczególności, zdaje się odsuwać w cień wszelką interpretację religijną. Z drugiej jednak strony, nie sposób człowieka – także dzisiejszego – pozbawić odwoływania się do wiary. Trudności zaczynają się wtedy, gdy w miejsce religijności wchodzą pseudoreligijne wyobrażenia. Chrześcijaństwo ze swoimi obietnicami i grzechami zostało wymieszane z obyczajem, który ma niewiele z nim wspólnego albo jest totalną negacją nauki Chrystusa.
Artykuł Edwarda Augustyna „Kościół na biegunach”, choć ujęty w sposób możliwie ostrożny i biorący pod uwagę wszystkie działające w Kościele siły, musi budzić niepokój ludzi oddanych dzisiejszej postaci Kościoła. Z jednej strony, wiele kwestii postrzegamy dziś – jak się wydaje – w nowy sposób, jak choćby kwestię osób LGBT+, z drugiej – dość jednoznacznie interpretowane są zalecenia Ewangelii. Czy rzeczywiście „każda poważna reforma pokazuje, że to, co miało być nienaruszalne, dało się naruszyć”? Wciąż – jak sądzę – pozostaje przecież pewien nienaruszalny trzon nauczania, mimo wszystko.
Droga Synodalna wypracowana przez Kościół w Niemczech z jednej strony kontra odmienne propozycje wysunięte przez inne Kościoły – tak się może jawić najbliższy synod biskupów. Warto przypomnieć, że choć dorobek synodu nie wiąże ostatecznie papieża, który pozostaje wolny w finalnym przedstawieniu synodalnego dorobku, to przecież nie może być wyrzucony po prostu do kosza. „Chodzi o sposób funkcjonowania Kościoła” – zauważa Edward Augustyn. Również dlatego ten synod niewątpliwie będzie burzliwy. Papież przyznał na nim prawo głosu świeckim, co z jednej strony jest otwarciem na nowe propozycje, z drugiej – na komplikacje, których papież Franciszek wyraźnie się nie obawia. Ma on – jak wspomniałem – ostateczny głos w sprawie przyjęcia czy nieprzyjęcia propozycji, jednak wolność ta jest ograniczona różnego rodzaju okolicznościami.
Tak czy inaczej zmiany w Kościele i w traktowaniu doktryny katolickiej będą postępować. Sądzę, że pierwszym tego symptomem będzie (jest) spadek liczby księży także w tych rejonach świata, gdzie bywało ich dotąd wielu. To może, choć nie musi, wzmocnić rolę ludzi świeckich, tych, co pozostali, oraz (znacznie mniej licznych niż dziś) księży. Kolejnym zjawiskiem będzie pogorszenie się sytuacji materialnej Kościoła. Coś także się stanie z systemem nauczania prawd wiary. Spadnie liczba tzw. praktykujących, czyli osób chodzących przynajmniej od czasu do czasu do kościoła, liczba dzieci pierwszokomunijnych, liczba wiernych.
Nie twierdzę, że będzie to rozpoczynanie chrześcijaństwa od początku, ale zejdziemy, różnie w różnych krajach, do liczb znacznie niższych niż w przeszłości. Może to nakazywałoby alarm, jednak przed alarmem warto się uważnie przyglądnąć temu, jak było wcześniej, w czasach „sytości”. Bo być może potęga ówczesnego chrześcijaństwa była tylko iluzją władzy.
Ale nie sądzę, by same reformy instytucji (oczywiście są one konieczne) mogły uratować Kościół. Uratuje go tylko jego świętość. Nie mówię: świętość wszystkich ludzi Kościoła, lecz choćby tych, którzy nim kierują. Tak, to świętość uratuje Kościół. Albo nic go nie uratuje. ©℗