Kryzysowy naleśnik

Dlaczego mamy spłacać greckie długi? - pytają Czesi. W ich debacie oustaleniach niedawnego szczytu UE pragmatyzm ściera się zideowością.

20.12.2011

Czyta się kilka minut

Na ostatnim spotkaniu przywódców UE w Brukseli podjęto decyzję o zasileniu Międzynarodowego Funduszu Walutowego kwotą 200 mld euro, by ten mógł wspierać zadłużone kraje strefy euro. Zasilenie miałoby odbyć się poprzez pożyczki od banków centralnych krajów unijnych. Małe Czechy miałyby wyłożyć 90 mld koron, czyli 3,5 mld euro. W skali europejskiej to niewiele, ale z czeskiej perspektywy to ok. 10 proc. rezerw dewizowych Czeskiego Banku Centralnego.

- Oj, ciasta mi chyba braknie - zmartwiła się blondynka sprzedająca naleśniki na bożonarodzeniowym jarmarku na Staroměstskim náměstí w Pradze. - Nie szkodzi, może być mniejszy - stwierdziłam. - Nie, nie, naleśnik musi być duży - skwitowała sprzedawczyni i wielkim nożem zaczęła pieczołowicie rozprowadzać ciasto na patelni. - Żeby też to euro dawało się tak porozciągać - westchnęła następna klientka. Jej refleksja nad finansową kondycją Europy wydawała się nie przystawać do beztroskiego nastroju jarmarku, nie jedynego zresztą - kolejny jest na niedalekim Náměstí Republiky, kolejny na V Celnici itd. Na rożnach obracają się wielkie szynki, leje się grzane wino, pachną słodkości.

Bez względu na kryzys wstrząsający światem, w Pradze przygnębienia bowiem nie widać. Nawet kasjerki w otwartych do późna kantorach mają znudzone miny i kurs euro najwyraźniej ich nie wzrusza. Miasto olśniewa lampkami i choinkami, a niektóre sklepy ogłaszają świąteczną akcję specjalną i otwarte są do 22.00...

Podobnie w innych miastach - choinka na rynku w Taborze jest równie piękna jak ta w Pradze, a knajpki na zabytkowej starówce zapełniają się już po południu. W Havlíčkově Brodě świąteczne dekoracje zdobią ulice już od listopada, a do restauracji w hotelu "U Zlateho lva" ciężko wcisnąć się bez rezerwacji. Tak zresztą jest już od święta św. Marcina, kiedy to Czesi delektowali się tradycyjną gęsią z czerwoną kapustą, i ten świąteczny nastrój płynnie przeszedł w bożonarodzeniowy.

- Kryzys w Czechach widać tylko trochę. Są oczywiście oszczędności, ale nie odczuwa się ich powszechnie. Ludzie uważają, że to, co się dzieje, jest problemem strefy euro, więc nie ma powodu, żeby Czesi mieli pożyczać jakieś pieniądze MFW - mówi dr Nicholas Maslowski z Uniwersytetu Karola w Pradze. - Kilka dni temu organizowaliśmy międzynarodową konferencję o przyszłości euro i jasno było widać, że ludzie nie rozumieją, dlaczego - mówiąc prosto i brutalnie - mieliby płacić za Greków, którzy nie umieją pracować. Nawet wśród ekspertów pojawiła się myśl, że może warto by zapłacić za ich wyjście ze strefy euro...

Z trudnego zadania wytłumaczenia ludziom, dlaczego niewielkie Czechy, bynajmniej nie wolne od własnych problemów, miałyby zgadzać się pożyczać pieniądze - i to na razie bez określonych warunków i terminu zwrotu - z pewnością zdają sobie sprawę politycy. Na razie jedynie minister spraw zagranicznych Karel Schwarzenberg stwierdził, że pożyczyć trzeba, bo innego wyjścia nie ma. Premier Petr Nečas uznał, że potrzebne są dalsze konsultacje, a prezydent Václav Klaus - co przy jego eurosceptycyzmie nie dziwi akurat nikogo - powiedział, że zdecydowanie nie. Prezydent zaoferował się nawet, że skoro już raz zlikwidował wspólną walutę (przy rozpadzie Czechosłowacji w 1993 r.), to teraz do likwidacji euro zgłasza się na ochotnika.

Co będzie dalej - nikt właściwie nie wie. Opinie na temat europożyczki dzielą nie tylko polityków, ale też ekspertów i przedsiębiorców. "Nowymi długami starych się nie załata" - mówią jedni, wskazując na bezsens kolejnych inwestycji w pogrążające się południe Europy. No i naruszenie rezerw w banku narodowym podczas kryzysu brzmi niepokojąco. "To jest rezerwa, budżetu to nie narusza - mówią inni - a MFW to dobry »kredytobiorca«, on nie zbankrutuje". "Zresztą, jakby miał zbankrutować, to i tak już po nas" - wzdychają pesymiści. Ale to dotyczy tylko strefy euro, a Czechy w niej nie są. Nie są, choć ich gospodarka jest z eurozoną powiązana...

Każdy argument ma więc kontrargument. Co ciekawe, ta dyskusja - w odróżnieniu od polskiej - toczy się głównie na poziomie ekonomicznym.

- Argumenty są ekonomiczne, ale za nimi kryją się idee. Znów, jak bywało już wcześniej, ściera się pragmatyzm Klausa z ideowością, którą uosabiał Havel - zwraca uwagę dr Maslowski. Dla prezydenta Klausa, któremu został tylko rok urzędowania, jest to z pewnością ważny moment i jego zgłaszanie się na ochotnika do demontażu euro tylko pozornie jest żartem. Obecna zapaść strefy euro i coraz bardziej realne niebezpieczeństwo zachwiania struktury UE są dla niego potwierdzeniem wszystkich jego przekonań. Powstrzymanie Czechów przed udzieleniem europożyczki - by dołączyli do izolujących się Brytyjczyków - byłoby z pewnością dla czeskiego prezydenta źródłem satysfakcji. Tyle że Wielka Brytania ma inną pozycję - i geograficzną, i polityczną - więc bardziej może sobie na to pozwolić niż małe Czechy. Tu możliwa izolacja to źródło strachu: dla biznesmenów, że potem ich firmy na zachodnich rynkach będą traktowane gorzej, i dla zwykłych ludzi, że Czesi zostaną sami.

- Jest też coś takiego jak poczucie wstydu: w świecie będzie się mówiło, że na Czechach nie można polegać - przyznaje Maslowski i w tym momencie do argumentów ekonomicznych wkraczają pojęcia moralne.

Komentator dziennika "Lidové Noviny" Bohumil Doležal wśród takich właśnie argumentów wymienił fakt, że Czechy same czerpią z Unii pokaźne środki, a także że UE zapewnia im ochronę. "Nie są to powody, dla których nie mielibyśmy być wobec UE krytyczni. Są to jednak powody, żebyśmy byli wobec Unii lojalni. Niewolniczy naród żyje w przekonaniu, że lojalność jest przejawem zniewolenia, a tak naprawdę chodzi o suwerenność. To wołanie o suwerenność jest jednak przejawem zarozumialstwa. Lojalność to coś, do czego jest zdolny człowiek szlachetny. Myślę, że właśnie mamy wielką okazję, żebyśmy tę niezwykłą rolę - rolę ludzi szlachetnych - raz wypróbowali - pisze Doležal.

- A ja myślę, że kryzys i tak jest wszędzie: i w strefie euro, i gdzie indziej. Cały świat ma kryzys - mówi Robert ze Słowacji, w Pradze przejazdem. - Ja jestem zadowolony, że na Słowacji mamy euro. Jak wyjeżdżam, to nie muszę się martwić, czy mam odpowiednie pieniądze. Chyba że jadę do Polski, bo złotówki, albo na Węgry, bo forinty, albo do Czech, bo korony... - zauważa nagle. - To ile za ten naleśnik?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 52/2011