Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
On sam wspominał, że nie miał lekko jako ktoś, kto do branży naukowej „wskoczył z boku”. Nie ukończył przecież studiów, nie miał nawet matury, a pierwszą książkę wydał w wieku 65 lat. Potem napisał ich jeszcze kilka, a większość dotyczyła tematu, który stał się jego idée fixe: żydowskiego oporu wobec III Rzeszy. Nawet nie tyle ruchu oporu, ale oporu – stawianego także w sposób niezorganizowany.
Ci, którzy znali Arno Lustigera – polskiego Żyda (urodzonego w Będzinie; kardynał Jean-Marie Lustiger był jego kuzynem), żydowskiego historyka i obywatela RFN – piszą, że taki był jego napęd i motywacja: dowieść, że nieprawdziwa jest teza, jakoby Żydzi szli na śmierć jak barany na rzeź, nie broniąc się. Hannes Stein wspomina w „Die Welt”, jak Lustiger opowiadał mu o „najszczęśliwszym okresie życia”: była wiosna 1945 r., wyczerpanego 20-latka, mającego za sobą „uniwersytet życia” – pobyt w sześciu obozach i dwa marsze śmierci – znaleźli Amerykanie i nie tylko uratowali, ale dali broń i wcielili do US Army. Były to emocje trudne do opisania: poczucie, że nie jest już bezbronny.
Po wojnie osiadł we Frankfurcie nad Menem, gdzie prowadził fabryczkę tekstylną i działał w gminie żydowskiej. Podobno długo nie chciał rozmawiać o tym, co przeżył; gdy córki pytały, co znaczy tatuaż na jego ręce, zbywał je, że to numer telefonu znajomego. Dopiero w 1984 r., gdy przeszedł zawał serca, zamknął interes i został historykiem. Braki w wykształceniu nadrabiał żmudną pracą w archiwach i dokumentowaniem wspomnień świadków. Tematem jego ostatniej książki, wydanej w 2011 r., było zjawisko, do opisania którego stworzył neologizm „Rettungswiderstand” – ratowanie Żydów w różnych krajach Europy interpretowane jako akt oporu i mające, jak twierdził, skalę większą, niż się sądzi.
Zmarł 15 maja 2012 r.