Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Informację o śmierci kard. Carla Marii Martiniego ktoś opatrzył na Facebooku komentarzem: „Miłosierdzie Pana jest nieprzebrane”. Złośliwość tego wpisu jest więcej niż czytelna: świętej pamięci Kardynałowi trzeba będzie tego miłosierdzia wiele, bo przecież Boże miłosierdzie większe jest nawet niż błędy Zmarłego. Wspominam o tym, gdyż wielu chciałoby widzieć w Martinim enfant terrible Kościoła katolickiego, człowieka, który wędrował po obrzeżach doktryny, a może nawet – pewno byli i tacy, którzy namiętnie poszukiwali tego w jego myślach i słowach – wykraczał poza tę doktrynę, ocierając się o herezję.
O zasługach Zmarłego dla badań nad Biblią i dla kształtu Kościoła w Mediolanie napiszą na pewno inni. Ja zetknąłem się z jego myślą przede wszystkim dzięki książce pt. „Rozmowy z moim telewizorem”. Martini rozwinął tam biblijny obraz kobiety, która zbliżała się do Jezusa z pragnieniem „Choćbym się Jego płaszcza dotknęła”. Ten Jezusowy płaszcz stał się dla Martiniego metaforą środków społecznego przekazu będących „krawędziami Jego płaszcza, poprzez który może przychodzić do nas Jego zbawcza moc”. Ale oprócz Jezusa i Jego płaszcza ważna jest jeszcze postać kobiety, o której pisał, że „wynurza się z masy”, tzn. przechodzi ze stanu anonimowego odbiorcy przekazów i obrazów do relacji osobowych jako odbiorca „dialogujący, czujny i aktywny”.
Słowa te przyjmuję dzisiaj jako motto całego posługiwania kard. Martiniego. W czasach, gdy coraz częściej zasadność dialogu w Kościele i dialogu Kościoła ze światem bywa kwestionowana, dobrze jest sobie przypomnieć ten obraz kobiety i Jezusa, w którym Kardynał widział model współczesnej komunikacji – jak wierzę, nie tylko tej za pomocą środków przekazu. Jestem przekonany, iż Martini należał do ludzi, którzy uważali, że z człowiekiem trzeba iść tak daleko, jak tylko się da. Stąd brały się jego wypowiedzi, które nie tyle kwestionowały naukę Kościoła, co próbowały sformułować wewnątrz Kościoła te pytania, które zadawane mu były z zewnątrz.
Kardynał pisał, że w tym spotkaniu kobiety z Jezusem – inaczej niż we wszystkich innych spotkaniach Jezusa – „wystarcza krawędź płaszcza, postrzępionego, zakurzonego, aby stworzyć możliwość spotkania”. Być może chciał być orędownikiem tych wszystkich, którzy nigdy granicy Jezusowego płaszcza nie przekroczyli. I to niekoniecznie z braku chęci, co raczej – do końca nie wiem – z braku odwagi, z pokory, ze świadomości własnej grzeszności i małości. Jak ta ewangeliczna kobieta.