Krajobrazy na Malcie

"Malta dorasta. Ijak przystało na pełnoletniego (prawie) obywatela świata - przechodzi burzę hormonów, co przy zmiennej aurze pogodowej może być dawką piorunującą.

03.07.2007

Czyta się kilka minut

Nic więc dziwnego, że podczas XVII edycji festiwalu wachlarz przeżyć był ogromny - od czystego wzruszenia, przez zachwyt, satysfakcję, radość, śmiech, po wściekłość i złość. Rzadko nudę. Nigdy obojętność. Otwarta formuła tego festiwalu teatralnego (a może szerzej: festiwalu sztuk performatywnych) pozwala na prezentowanie i kojarzenie różnych form.

"Malta" od dawna jest wielowarstwowym pulsującym krajobrazem, który chce wchłonąć cały wielki teatr świata. Po "Malcie" chodzi się po swojemu, z przewodnikiem lub bez, zawsze z mapą i scenariuszem wydarzeń, zapominając o bożym świecie lub próbując godzić teatr z codziennością. Ale raczej nie w samotności. Wszechobecność "Malty" w mieście niweluje, choć na chwilę, poczucie zagubienia i osamotnienia. Uaktywnia międzyludzki teatralny kościół.

***

Grupa Komplex Kapharnaüm to przedstawiciel tzw. reality-theatre, teatru społecznego dialogu - z rzeczywistością, z konkretnym miejscem, z jego historią i pamięcią. Francuzi sięgają po formy teatru ulicznego, performance, akrobatykę cyrkową, video art, by przy akompaniamencie tworzonej na żywo muzyki budować swoje jazgotliwe, rozwibrowane, surowe docu-instalacje.

"PleyRec" jest realizowany zawsze z myślą o przestrzeni, w której będzie się odbywać. Projekt rodzi się właściwie dopiero na naszych oczach, stając się subiektywną opowieścią o wybranym miejscu z miejskiego krajobrazu. W Poznaniu wybór padł na Zajezdnię Tramwajową przy ulicy Gajowej (zabytek architektury przemysłowej, najstarszą - i ciągle czynną - zajezdnię w Poznaniu). Punkt bardzo szczególny, bo zajezdnia niedługo przestanie istnieć. Miasto sprzedaje ten teren pod inwestycję (na jesieni ma odbyć się licytacja) i w miejscu, gdzie jeszcze dziś stoją tramwaje, stanie - prawdopodobnie - centrum handlowe. Francuzi do Poznania przyjechali już w kwietniu. Rozmawiali z obecnymi i emerytowanymi pracownikami zajezdni, przeprowadzali wywiady z mieszkańcami Jeżyc. Chcieli dociec, jak ludzie oddziałują na dane miejsce i w jaki sposób ono ich zmienia.

Oglądamy więc tę dziwną dokumentację (na wielkich ekranach, na opakowanych białym papierem budynkach zajezdni), przysłuchujemy się rwanej opowieści pana Dionizego, emeryta, który w MPK przepracował ponad 40 lat (pracował tam też jego ojciec, matka, brat, żona, bratowa...). Patrzymy na stare zdjęcia, na archiwalne filmy, słuchamy krzykliwej "muzyki" tego miejsca. Francuscy performerzy rozklejają kartografie ze zdjęciami pracowników (w centrum, oczywiście, pan Dionizy), rozkładem jazdy, starymi tramwajami, budując ogromne czarno-białe billboardy-kolaże.

Gdzieś na początku od trampoliny odbija się człowiek i, usiłując pokonać grawitację, wspina się po bocznej ścianie jednego z budynków. Krok, dwa, coraz wyżej i wyżej. Współczesny Syzyf bez kamienia, który próbuje iść pod wiatr, wbrew prawu ciążenia, choć ze świadomością, że za chwilę wjadą tu hałaśliwe buldożery i zrównają to miejsce z ziemią. Dzięki Komplex Kapharnaüm do jego historii dopisany został właśnie jeszcze jeden, być może ostatni, rozdział.

***

"Urlo" włoskiej Compagnia Pippo Delbono zaczyna się w ciemności, od nieartykułowanego krzyku przechodzącego w skowyt. Nieukojonego, niepokojącego. Coś jakby majaczenie poranionego ciała, chorej duszy. Jest nieprzyjemnie. Jest zimno. Jest noc. Światło wyławia z tyłu sceny małego człowieka. To Bobó - fizycznie ułomny, głuchoniemy staruszek, którego Pippo Delbono poznał i przygarnął przed ponad dziesięciu laty w szpitalu psychiatrycznym w Neapolu. W purpurowym płaszczu i złotej koronie, wygląda jak król. Za nim, w odpowiedniej odległości, dwaj kamerdynerzy z wózkiem-tronem. Wsadzają Bobó na siedzisko. Bobó-Król patrzy w dół, w podłogę wysypaną piaskiem, jakby dobrowolnie przyjął na siebie wyznaczoną rolę. Wyciemnienie.

Z przodu sceny ci sami kamerdynerzy sadzają przy zastawionym stole elegancko ubraną kobietę. Myją jej dłonie. Nagle kobieta zaczyna krzyczeć. Spazmatycznie, rozpaczliwie, w cierpieniu. Je, przemywa dłonie, pije i krzyczy, cały czas krzyczy. I kiedy wydaje się, że dalej już nie można, z głośników słychać operową arię, a z tyłu sceny punktowy reflektor wyławia primadonnę. Zdeformowana kobieta? Przebrany mężczyzna? Twór pośredni? Wzruszenie i olśnienie, niekłamane i czyste, rosną z minuty na minutę.

Dalej było jeszcze kilkanaście tak cudownie przeszywających i porażających obrazów i scen. A wszystkie rozpięte między cyrkiem dziwów ludzkich rodem z Felliniego a "teatrem śmierci" Kantora. I wszechobecna muzyka (orkiestra dęta na żywo, motety renesansowe, tradycyjne pieśni toskańskie). I snujący się po scenie Pippo Delbono - prowadzący narrację (m.in. fragmenty z Allena Ginsberga, "Litania do nowych świętych"), animujący wydarzenia (Kantor!), szalejący po scenie w dzikim tańcu ze swoimi aktorami.

I przecinające - jak światło z innej, "drugiej przestrzeni" - kolejne wejścia Bobó. Z małym barankiem; w stroju anioła; przed telewizorem w kaftanie bezpieczeństwa, z którego uwalnia go Pippo. Po czym razem, niewinni i czyści - jak święci obłąkani, jak prorocy - zaczynają grać w piłkę. "Święty jest Bobó w domu wariatów - czyta w finale Pippo. - Święte jest przebaczenie, święte jest ukaranie, święte jest więzienie... ból... krew... AIDS... wina... cierpienie... miłosierdzie...".

"Urlo" znaczy krzyk. Spektakl Delbono jest wielkim krzykiem obwieszczającym szaleństwo świata. Krzykiem rozpaczy i nadziei wątpiących, którzy dobijają się do nieba. Nie ma świętego teatru bez bluźnierstwa. Szczeliny zwątpienia i niewiary zawsze kryją światło, a ono nie pochodzi (tylko) od człowieka. Dla takich pytań bez odpowiedzi warto być na "Malcie".

---ramka 521834|strona|1---

  • "PLAYREC". Koncepcja i wykonanie KOMPLEX KAPHARNAÜM. Pokazy 28, 29 i 30 czerwca 2007 (Zajezdnia Tramwajowa przy ul. Gajowej).
  • "URLO". Scenariusz i reż. PIPPO DELBONO, scenografia Philippe Marioge, światła Manuel Bernard, Compagnia Pippo Delbono. Pokazy 27 i 28 czerwca 2007 (Centrum Kultury Zamek).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2007