Krągłości bonobo

Kanzi nie dzieli słów na kolczaste i smukłe. Ten fakt coś mówi o małpach, ale przede wszystkim może pozwolić lepiej zrozumieć sposób, w jaki ludzie używają języka.

15.04.2022

Czyta się kilka minut

Kanzi potrafi komunikować się przy pomocy obrazkowych symboli, rozumie także setki angielskich słów. / LAURENTIU GAROFEANU / BARCOFT MEDIA / GETTY IMAGES
Kanzi potrafi komunikować się przy pomocy obrazkowych symboli, rozumie także setki angielskich słów. / LAURENTIU GAROFEANU / BARCOFT MEDIA / GETTY IMAGES

Maluma to coś o opływowym kształcie, może wręcz coś kulistego. „Takete” ma wyszczerbione lub ostre krawędzie; gdyby przyjęło fizyczną formę, łatwo byłoby się tym skaleczyć. To samo można powiedzieć o parze „buba” i „kiki”.

Tak wskazali Wolfgangowi Köhlerowi ludzie, kiedy w 1929 r. zapytał, co kryje się za tymi obco brzmiącymi wyrazami. Język, którym się posługiwali, nie był aż tak istotny – eksperymenty psychologów regularnie pokazują, że pewne zbitki literowe sugerują nam konkretne znaczenia. Do tych definicji nieistniejących słów przychylają się reprezentanci użytkowników co najmniej 25 języków, w 10 różnych systemach pisma.

Znaczenie słów jest wynikiem przyjętej konwencji, nawet jeśli uzasadnionej z etymologicznego punktu widzenia, to zwykle niewiążącej formy słowa z jego znaczeniem. Jednak gdy informujemy, że coś trzaska, zgrzyta lub chrzęści, to słowa odsyłają do onomatopei, które zawierają w sobie instrukcję sformułowania konkretnych dźwięków. Tymczasem zjawisko symbolizmu fonetycznego wskazane przez Köhlera sugeruje coś mniej zrozumiałego – brzmienie słów przekładamy na bodźce z innych zmysłów. Co takiego jest w słowie „bobo”, że jego odniesienie do szpikulca zbiłoby nas z pantałyku?

Vilayanur Ramachandran i Edward Hubbard zasugerowali, że wypowiadanie wyrazów postrzeganych jako „ostre” może się wiązać z układaniem języka w szpic i gwałtowną artykulacją głosek. Bardziej krągłe miałyby być ruchy w przypadku słów z drugiego końca spektrum „miękkości”. Po latach od postawienia tej hipotezy przeprowadzono obserwacje aparatu mowy za pomocą czujników umieszczonych w jamie ustnej i stało się jasne, że te założenia były zbyt pochopne.

Wypowiadanie gładkiego „maluma” i szpiczastego „takete” nie wiąże się z jakościową różnicą w ułożeniu języka lub ust, które można by uznać za mniej lub bardziej zaokrąglone. Nawet gdyby jednak zachodziło jakieś podobieństwo, wciąż byłoby symboliczne – bo nie sposób przyrównać „ostrości” ułożenia języka do kanciastości kształtów narysowanych na kartce. Pomimo tego badacze już wtedy zasugerowali, że dochodzi w tym przypadku do jakiegoś skojarzenia pomiędzy motoryką, wzrokiem i słuchem.

Brzmienie kształtu

Kiedy kot robi „miau”, to jesteśmy pewni, że miauczy. Problem polega na tym, że obrazki nie wydają żadnych dźwięków, więc nie mogą bezpośrednio korespondować z falą akustyczną, która wydobywa się z naszych ust albo dociera do naszych uszu. Trudno więc w rozmyślny sposób przypasować do nich jakieś słowo. Ale wyobraźmy sobie, ze szczegółami, że wypisującym się długopisem rysujemy kółko na szorstkim papierze albo że energicznie kreślimy kredą na tablicy szlaczek. Przez te kilka chwil wymienione kształty można usłyszeć – na takiej obserwacji oparli się Konstantina Margiotoudi i Friedemann Pulvermüller.

Za każdym razem, kiedy wykonujemy jakąś czynność, docierają do nas informacje o tym, jakie skutki wywołują nasze ruchy. Rysując długopisem na kartce, będziemy łączyć ruch naszych dłoni z widokiem powstającego wzoru i z wywoływanym tym szmerem. W naszym mózgu ruch, dźwięk i obraz opisują tę samą czynność i tworzą reprezentację sensomotoryczną. Zdaniem badaczy to ona może być odpowiedzialna za skojarzenie miękko brzmiącego „buba” z zaokrąglonymi kształtami i ostrego „kiki” z dźwiękiem bardziej dynamicznym. Zgadza się to z charakterystyką tych dźwięków. Wykresy fal akustycznych wywoływane kreśleniem kanciastych kształtów, jak i wypowiadaniem „ostrych” zbitek sylabowych zawierają nagłe spadki i krótkie przerwy. Zarówno gładkie figury, jak i „okrągłe” niby-słowa brzmią za to łagodniej, siła dźwięku zmienia się płynnie.

Co więcej, im spójniej badani przypisywali niby-słowa o stosownej charakterystyce do odpowiednich ilustracji, tym lepiej radzili sobie z rozróżnianiem, który dźwięk towarzyszył powstaniu danego kształtu. Na tej podstawie badacze wnioskują, że zdolność do kojarzenia nieznaczących słów z abstrakcyjnymi wzorami jest silnie związana ze znajomością dźwięków, jakie wywołuje dany ruch ręką lub inny proces oddawania tego kształtu w formie graficznej. Wodzenie palcami po okrągłym kształcie za każdym razem łączy się z jednostajnym ruchem, gwałtowny ruch wywołuje gwałtowny dźwięk – po pewnym czasie rozłączność tych bodźców zaczyna nas dziwić.

W przyrodzie, w wyniku stałego obowiązywania tych samych zasad fizyki, stałość wielu takich zależności jest regułą. Np. małe przedmioty i zwierzęta zwykle wydają wysokie tony, a te większe – niższe, bo rezonują w niższych częstotliwościach. Może to dlatego nasze oceny wielkości źródła dźwięku pozostają stronnicze, nawet jeśli oba tony wydaje ten sam głośnik. Gdybyśmy mieli je opisać słowami „mil” i „mal”, to który byłby mniejszy? Podpowiedzią niech będzie to, że jedno z tych niby-słów zawiera samogłoskę wysoką, której wymawianie wiąże się z wyższym położeniem języka – a takie mają wyższą podstawową częstotliwość. Od niemal stu lat za normę traktuje się odpowiedzi badanych przez Edwarda Sapira, którzy „mil” uznali za coś drobnego, a „mal” – większego.

Na co dzień możemy nie dostrzegać intuicyjnych rozwiązań w użyciu języka, ale systematyczna obserwacja decyzji językowych pozwala uznać je za stale obecne. Niektóre z nich są bezpośrednie, zrozumiałe same przez się. Za to przypadki symbolizmu pośredniego (które oddają znaczenie nawet bezdźwięcznych zjawisk) trudno dostrzec i jeszcze trudniej jednoznacznie wskazać na ich ­pochodzenie – być może właśnie dlatego, że wiele zjawisk, które mogły dać im początek, zwykle współwystępuje.

I tak nie jest wykluczone, że wycofanie języka przy wymawianiu niektórych głosek, jak sugerował już Sapir, faktycznie imituje dużą przestrzeń i przez to wskazuje na znaczny rozmiar, podczas gdy głoski wymagające zbliżenia języka do podniebienia – i zamknięcia przestrzeni jamy ustnej – przywołują skojarzenia z czymś mniejszym. Jednak również hipoteza o współwystępowaniu wielkości z określoną charakterystyką fal dźwiękowych znajduje poparcie w naszym doświadczeniu. Być może oba te wyjaśnienia wcale się nie wykluczają – tak jak w przypadku kształtu opisywanego jako „kiki”, którego tworzeniu towarzyszą dźwięki o dynamicznej charakterystyce, ale jednocześnie sam jego kształt jest niezłą ilustracją przebiegu tych fal dźwiękowych.

Protoplaści zaimków

Chociaż symboliczne odniesienia językowe przez długi czas były traktowane jako marginalne przypadki, to istnieją też teorie, które symbolizm fonetyczny umieszczają w centralnym miejscu. Już Köhler sugerował, że komunikacja, z której wykształciły się rozmaite języki foniczne, jakie znamy dzisiaj, mogła opierać się na naśladownictwie. Przykład onomatopei wydaje się pokazywać, że byłby to bardzo wydajny system, w którym przyswajanie nowych znaków byłoby intuicyjne. Takie zasymulowanie jakiegoś aspektu zjawiska mogło stworzyć naszym przodkom pierwsze okazje, by zdać sobie sprawę, że przez wydawanie jakichś dźwięków w ogóle da się do czegoś odnieść, coś zakomunikować. Dopiero na późniejszym etapie rozwoju języka jego konkretność staje się ograniczeniem – wtedy wybawieniem stała się arbitralność, która pozwala na oderwanie formy od znaczenia i tworzenie nieskończonej ilości konceptów, z których każdy może zostać w miarę dokładnie określony.

Pewne uwarunkowania biologiczne mogły sprawić, że u naszych przodków z łatwością dochodziło do integracji danych z odmiennych zmysłów. To z kolei mogło doprowadzić do poszukiwania odniesienia w ekspresji nie tylko dla dźwięków, lecz choćby czynności. Na podstawie badań zespołu ­Markusa ­Koppensteinera można wnioskować, że takie konotacje mogły umożliwić określenie sposobu poruszania, bo i do tego jedne słowa pasują bardziej niż inne. Kiedy mamy wybrać pomiędzy „malumą” czy „takete”, to oczywiście to pierwsze zmienia pozycję powoli, płynnie i dostojnie, panując nad kończynami, podczas gdy drugie wykonuje raczej gwałtowne, zamaszyste ruchy.

Wedle teorii Mutsumi Imai i Sotary Kity dostrzeganie związku pomiędzy wyrazem a przedmiotem lub czynnością, do której się odnosi, może stanowić podstawę mechanizmu ułatwiającego dzieciom właściwe przypisanie słowa do obiektu i poprawne odniesienia do innych egzemplarzy tej samej kategorii. Tym samym ułatwia nabywanie nowych słów.

Częściowo potwierdzają to badania zespołu Kateriny Kantartzis, w których angielskojęzyczne trzylatki miały nauczyć się nowego czasownika opisującego sposób chodzenia. Słowo zostało utworzone przez drobną modyfikację japońskich słów uznawanych za symboliczne, np. oddających jakiś dźwięk. Wszystkie dzieci oglądały filmiki, w których aktor przechadzał się w określony sposób. Różnica polegała na tym, że niektóre dzieci słyszały niby-słowa uznawane za pasujące do prezentowanego ruchu, inne słyszały niby-słowa niepasujące, a pozostałe słyszały fikcyjne słowo nieoddające cech żadnej z modalności, czyli niesymboliczne. Wyniki pozwoliły stwierdzić, że dzieci, które miały nauczyć się słowa symbolicznego spójnego z obserwowanym ruchem, nauczyły się poprawnie je stosować w innych sytuacjach, kiedy inna osoba, w innych okolicznościach poruszała się w ten sam sposób. Kolejne wyniki sugerują natomiast, że już 14-miesięcznym dzieciom nabywającym zdolności mówienia po japońsku łatwiej nauczyć się słów korespondujących formą z obrazkiem niż takich, które uznalibyśmy za niespójne. Takie wyniki mogą, choć nie muszą, oznaczać, że te same mechanizmy pomogły naszym przodkom odkrywającym uroki komunikacji.

Milczący głos wewnętrzny

Niedawno okazało się, że Kanzi nie podziela naszych intuicji. Ten 40-letni przedstawiciel bonobo od małego miał styczność z językiem. Przyswoił niemal 400 leksygramów, czyli obrazków symbolizujących słowa w języku angielskim, za pomocą których komunikuje się ze swoimi opiekunami. Potrafi poprosić o jedzenie, wyrazić chęć zabawy, a nawet odpowiadać za ich pomocą na proste pytania. Podczas procedury eksperymentalnej opisanej w „Proceedings of the Royal Society B” udowodnił, że nieźle radzi sobie ze wskazywaniem na ekranie zdjęć przedmiotów, których nazwy usłyszał (badacze mówili do niego po angielsku).

To w trakcie wykonywania takiego zadania przeczytano Kanziemu niby-słowa z grupy tych „miękkich” (np. „dodo”, „gogo”, „nunu”) oraz tych „twardych” (np. „zizi”, „fefe”, „kiki”). Jako że dotychczas otrzymywał nagrodę za poprawne wskazanie banana, kiedy usłyszał z głośnika nazwę tego owocu, to powinien rozumieć, że jego zadaniem jest wskazanie tego obrazka, który najlepiej oddaje znaczenie słyszanych dźwięków. Musiał wybrać spośród dwóch ilustracji pojawiających się na monitorze. Należały one do różnych kategorii „miękkości” – figur obłych albo ostrych. W odróżnieniu od znanych mu słów, w przypadku niby-słów Kanzi był dość niezdecydowany – dźwięki, które uznalibyśmy za okrągłe, raz uznawał za pasujące do figur o ostrych kątach, raz do tych o gładkich konturach. Te obserwacje przeprowadzone przez Konstantinę Margiotoudi z zespołem sugerują, że Kanzi nie dostrzegał związku pomiędzy formą niby-słów a kształtem przedstawianych mu rysunków. Reagował na nie szybciej niż na pozostałe ilustracje, więc dostrzegał różnicę, ale wybierał odpowiedzi losowo.

Wcześniej testowano zdolność symbolicznego dopasowywania dźwięków u szympansów i goryli, ale były to osobniki, których nie uczono żadnego ludzkiego języka. Mogłoby się wydawać, że w opisanym zadaniu Kanzi będzie miał nad nimi przewagę, bo obserwował już różne związki formy słów z treścią. Nie miał co prawda styczności z wyrazami dźwiękonaśladowczymi ani słowami odnoszącymi się do wrażeń zmysłowych, ale jak wskazywał David Sidhu ze współpracownikami, sam język angielski nie jest pozbawiony symbolicznych zależności, np. nazwy okrągłych przedmiotów częściej zawierają łagodnie brzmiące fonemy (np. /u/, /b/, /m/), a ostre – szorstko brzmiące (np. /k/, /t/, /i/). Sama ekspozycja na język jednak nie wystarczyła, by Kanzi słyszał słowa w sposób analogiczny do naszego.

Wydaje się, że nieczułość Kanziego na te intuicyjne dla nas podobieństwa może świadczyć na korzyść teorii postulowanej przez zespół Konstantiny Margiotoudi. Integracja sygnałów motorycznych z informacjami pochodzącymi ze zmysłów jest możliwa dzięki rozbudowanym sieciom połączeń pomiędzy przetwarzającymi te dane obszarami mózgu. Tymczasem autorzy eksperymentu z udziałem Kanziego przytaczają doniesienia, które sugerują, że w mózgach naczelnych (innych niż ludzie) nie występują takie połączenia umożliwiające integrację sensomotoryczną. Kanzi może nie mieć skłonności do narzucania słowom znaczenia na podstawie brzmienia, bo informacje dotyczące wykonywanych ruchów nie przenikają się u niego z informacjami z innych modalności zmysłowych tak sprawnie jak u ludzi. Łamana linia nie przywołuje ruchu dłoni lub przedmiotu kreślącego jej formę ani dźwięków, jakie temu towarzyszą. To linia – nie „kiki” ani „buba”.

Warto byłoby natomiast sprawdzić, czy Kanzi, tak jak dzieci, byłby w stanie nauczyć się takich zależności oraz czy uczyłby się ich łatwiej w warunkach (wedle naszych intuicji) spójnych. Być może to pozwoliłoby lepiej zrozumieć naturę jego ograniczeń lub dostarczyć nowych argumentów dla teorii powstania języka, którym się posługujemy.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 17/2022