Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Im bliżej domu Szymona, tym tłum stawał się gęstszy. W końcu stało się jasne, że muszą się wspiąć na „dach”, i rozsunąwszy go, opuścić nosze ze swoim chorym na dziedziniec, na którym Jezus nauczał.
Marek (podobnie Łukasz) zapisał, iż Jezus „zobaczył ich wiarę”; a widząc ją – powiedział do paralityka: „Synu, twoje grzechy są ci odpuszczone”. Musieli się zdziwić! Czy tego się spodziewali? Czy nie po to go przynieśli, by go uzdrowił? A Jezus mówi o jego grzechach…
Ich wiara została poddana mocnemu skrutynium. Okazało się, że potrzebują wiary nie tylko w to, że Jezus potrafi uzdrowić ich przyjaciela. Potrzebują czegoś znacznie większego: potrzebują zawierzyć Jezusowemu rozeznaniu co do jego stanu. Muszą zawierzyć Jezusowej diagnozie i Jezusowej logice działania. Zapewne potrzebują skorygować swoje widzenie całej sytuacji, i otworzyć się na dary, które Jezus w tej chwili i w tym spotkaniu uznaje za pilniejsze i ważniejsze.
Ale – powie ktoś – czy to nie niedelikatne: mówić (publicznie) do paralityka o jego grzechach?! Czy to nie grubiańskie: wypominać grzechy człowiekowi aż tak „skopanemu” przez los?! Czy wobec takiego cierpienia nie lepiej jest raczej zamilknąć? A już zwłaszcza wtedy, gdy sam jesteś młody, zdrowy i pełen sił we wszystkich mięśniach?
Zapewne. Jezus jednak wcale nie od tego zaczyna. Jego pierwszym słowem do paralityka nie jest oskarżenie. Ależ skąd! Pierwszym słowem do niego jest zwrot: „Synu”! „Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy”. W wersji św. Mateusza czytamy nawet: „Ufaj, synu! Odpuszczają ci się twoje grzechy”.
Pierwsze jest więc uświadomienie więzi, relacji bohatera z Bogiem, którego objawia mu Jezus: „jesteś Synem Boga” – Bóg jest twoim Ojcem! Jezus nie zaczyna spotkania z człowiekiem od wypominania mu grzechów. Zaczyna – zawsze – od uświadomienia mu, kim jest, i Kim jest Bóg, który go stworzył i podtrzymuje w istnieniu. Bóg jest Ojcem. Ściślej rzecz ujmując: „Tatą” – Abba; i tu nie chodzi o infantylizację wiary, tylko o charakter relacji, o jej ciepło, intensywność, czułość. Możesz Mu zaufać.
Ta relacja jest źródłem Twojej godności – nieusuwalnej i nieporównywalnej z czymkolwiek innym. Żadna choroba czy niepełnosprawność (żaden paraliż) niczego w tym nie mogą zmienić: jesteś obrazem Jedynego Syna Bożego. Nie jesteś w świecie przypadkiem. Nie jesteś nawet wyłącznie „owocem” miłości i decyzji swoich rodziców. Nie jesteś wyłącznie biologią. Istniejesz, gdyż Bóg (Abba) tego odwiecznie zapragnął, i pragnie w tej chwili. Jesteś synem w Synu. Masz w sobie życie z Ojca.
To jest właśnie to, co z całą przenikliwością stwierdza papież Franciszek u początku swego pontyfikatu w encyklice „Lumen fidei”. Mówi: jeśli chcecie wprowadzić człowieka w chrześcijaństwo, nie zaczynajcie od Dekalogu, lecz od Modlitwy Pańskiej. Najważniejszym tekstem katechumenalnym jest „Ojcze nasz”. Najpierw Kerygmat, potem wykład moralności. ©