Konstytucja wyszła na ulice

Narodowa tożsamość nie musi podważać rządów prawa. Od niedawna mamy symbol, który pomaga nam to wyrazić.

07.08.2017

Czyta się kilka minut

 / ADAM STĘPIEŃ / AGENCJA GAZETA
/ ADAM STĘPIEŃ / AGENCJA GAZETA

Władza jest złem koniecznym. Ale ktoś musi ją sprawować, by rozwiązywać wspólne problemy, choć od czasów lorda Actona nie mamy już wątpliwości, że władza korumpuje. By się zabezpieczyć przed nadużyciami i samowolą władców, trzeba zatem tak projektować instytucje władzy, by się nawzajem szachowały, a obywatele mieli możliwość kontrolowania swoich reprezentantów. Na tym z grubsza polega demokracja liberalna. Mówiąc najogólniej, istnieją dwie formy kontroli władzy: instytucjonalna i obywatelska. Instytucjonalna realizowana jest np. poprzez wybory, parlamenty i niezawisłe sądy. Jej istota wyrażona jest w doktrynie trójpodziału władzy. Obywatelska zazwyczaj sięga po formy mniej zinstytucjonalizowane, często „bezprawne” w oczach rządzących (jak to zdaje się sugerować PiS), takie jak strajki, demonstracje uliczne, wiece, a czasami i rozruchy. Ich celem jest przywrócenie kontroli nad władzą zepsutą pokusami autorytaryzmu.

Zorganizowanie skutecznego protestu, czyli wyprowadzenie znacznej liczby obywateli na ulice, nie jest łatwe. Potrzeba różnych środków, przywódców czy przywódczyń, i sprzyjających okoliczności. Potrzeba też nośnych haseł, uskrzydlającej retoryki oraz obrazów i rytuałów rozpalających wyobraźnię. Szanse na mobilizację rosną, gdy udaje się pokazać w sposób zwięzły i przekonujący, na czym polega problem i co oraz dlaczego trzeba zrobić.

Ogromna zatem jest waga symboli, które pomagają zwięźle zdiagnozować dylemat, podsunąć rozwiązanie i zmotywować do działania, odwołując się do emocji i często podświadomych przeświadczeń. W Polsce udała się rewolucja Solidarności, ponieważ pojawiali się charyzmatyczni przywódcy (Jan Paweł II i Lech Wałęsa), niezwykle nośna idea (Solidarność), ale także i świetne symbole wizualne (szczególnie słynna solidaryca). Polacy mobilizowali się w kontekście realnego socjalizmu i gdy ich bunt nabierał tempa, najpierw papież, a nieco później działacze Solidarności potrafili pokazać ludziom istnienie innej rzeczywistości politycznej niż ta oficjalna. Znaczenie symboli ruchu było jasne i dobitne, bo przeciwstawiały się one wyraziście symbolom ówczesnej władzy. Kontekst, w którym odbywa się symboliczna bitwa o dusze ludzi, jest zatem bardzo ważny.

Lipcowe protesty toczyły się na scenie politycznej, zdominowanej przez partię o wyraźnych ambicjach populistyczno-autorytarnych, i w przestrzeni publicznej, w której niejednokrotnie występują aktorzy zbiorowi, propagujący symbole narodowe i religijne użyte tak, by sygnalizować zamknięcie się Polski na świat, Europę i wspólnotę demokracji. Demonstracje Młodzieży Wszechpolskiej czy ­ONR-u, a czasem i marsze czy wiece PiS-u, bywają rytuałami „odrodzenia” narodowego i religijnego, spektakularnymi pokazami zagęszczonych światów symbolicznych, w których pojawiają się zarazem flaga narodowa, Matka Boska Częstochowska, kotwica Polski Walczącej, jak i logotypy organizacji neonazistowskich. Naród konstruowany w tym gęstym melanżu symbolicznym jest wspólnotą hermetyczną, wsobną, zdefiniowaną przez przywiązanie do wiary katolickiej, wyłączoną z Europy, agresywnie odrzucającą rozmaitych „innych”, głównie „czerwonych” („Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”) i uchodźców („Stop islamizacji Polski”), a ostatnio i George’a Sorosa („Polska to my, a nie Soros i jego psy”).


Zamach na sądy – czytaj i udostępniaj specjalny, bezpłatny serwis „Tygodnika Powszechnego” >>>


Na tej scenie pojawili się w ostatnich dniach aktorzy wyznający i propagujący zupełnie inne wizje świata i Polski. To grupy, którym bliska jest idea samoorganizacji w ramach autonomicznego społeczeństwa obywatelskiego (nie tak słabego w Polsce, jak się czasem uważa), dla których podstawowymi wartościami są rządy prawa, liberalizm (obyczajowy, acz niekoniecznie ekonomiczny), zakorzenienie we wspólnocie europejskiej i otwarcie na świat.

Problem w tym, że w przeciwieństwie do nacjonalizmu – ideologii posiadającej bogatą otoczkę symboliczną i mitologiczną – liberalne społeczeństwo obywatelskie i rządy prawa ani nie mogą się odwołać do bogatej tradycji symbolicznej, ani też nie są „tematem” dającym się łatwo przerobić w emocjonalnie nośne mity. Kosmopolityzmu, liberalizmu, społeczeństwa obywatelskiego, szacunku dla prawa czy trójpodziału władz nie da się łatwo usymbolizować w ramach powszechnie znanych form wizualnych czy słownych. Beethovenowska „Oda do Radości”, ostatnio śpiewana na polskich ulicach, czy flaga UE, to właściwie cały dostępny repertuar.

Ale oto pojawił się na ulicach niezwykły plakat, precyzyjnie, oszczędnie i pięknie oddający istotę obywatelskiej rebelii anty-PiS-owskiej (na zdjęciu przed siedzibą PiS w Warszawie, 26 lipca). Jest na nim jedno słowo: KONSTYTUCJA. Większość liter jest czarna, ale Łukasz Rayski wyodrębnił czerwienią i bielą dwie wiązki liter: TY i JA . Nagle konstytucja zbliżyła się do ludzi, wyszła na ulice w prostej acz atrakcyjnej graficznie formie. Przestała być abstrakcyjnym dokumentem, „taką książeczką”, jak ją nazwał Jarosław Kaczyński, a stała się tekstem o ogromnym znaczeniu dla ciebie i mnie, bo ma coś do powiedzenia o nas jako jednostkach posiadających prawa z naszego własnego nadania! Jest to też tekst o nas razem, o naszej społeczności, o tym, jak ją budować. Jesteśmy otuleni konstytucją, w jej łonie nasza wspólnota nabiera kształtu, bo istotny wymiar naszego bycia razem musi być ugruntowany w prawie zakotwiczonym w konstytucji.

W plakacie jest jeszcze jedno kluczowe przesłanie. Jesteśmy razem jako Polacy (kolory TY i JA to biel i czerwień), ale domagamy się, by władza nie zapominała o jeszcze jednym, istotnym elemencie wspólnej polskości. Nasze współbycie narodowe ma się realizować w konstytucyjnie ustanowionej ramie, która wyznacza prawa i obowiązki każdego z nas. Tych dwóch wymiarów wspólnej egzystencji, narodowego i legalno-konstytucyjnego, nie da się rozdzielić, choć PiS wyraźnie zakłada, że nie tylko można tego dokonać, ale i trzeba, by „ulepszyć” kondycję narodu.

Tłumy niosące flagi narodowe, symbole Unii Europejskiej, śpiewające hymn narodowy, i wyposażone w emblemat ich konstytucji zaczęły odzyskiwać przestrzeń publiczną dla formy narodowej tożsamości, która nie podważa rządów prawa, ale jest z nimi nierozerwalnie spleciona. W Europie taka forma istnienia wspólnoty narodowej wydawała się być już ugruntowaną normą, acz podważaną przez populistów różnych maści. A PiS wydaje się być szczególnie agresywną formacją populistyczną. W wyniku działań takich formacji demokracja liberalna słabnie, a czasem się wręcz rozpada. Jest więc o co walczyć.©

Autor jest dyrektorem Szkoły Studiów Slawistycznych na University College London, profesorem na Wydziale Nauk Politycznych Rutgers University.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 33/2017