Koniec cywilizacji

Mamy w polskim kinie twórcę, który na dwie dekady przed "Truman Show" czy "Matriksem" własnym, oryginalnym językiem opowiadał o społeczeństwie spektaklu i podwójnej naturze naszej rzeczywistości.

01.09.2009

Czyta się kilka minut

Szulkin nie był specjalistą od filmowego gatunku science fiction. Używając (nader oszczędnie) futurystycznego kostiumu, odwołując się chętniej do literackiej klasyki gatunku (od Gustava Meyrinka po Herberta George’a Wellsa) mówił przede wszystkim o współczesności - dopiero dziś widać, jak rozlegle pojętej. Ukazująca się właśnie na DVD "kosmiczna tetralogia" powstawała w latach 1980-86, najpierw debiutanckim "Golemem" przeczuwając grozę stanu wojennego, a potem poprzez kolejne tytuły: "Wojna światów - następne stulecie", "O-bi, o-ba. Koniec cywilizacji", "Ga, ga. Chwała bohaterom" - oddając kafkowską atmosferę osaczenia przez system. Wszystkie te filmy, choć umocowane w konkretnym czasie, odsyłały do jakiejś bliżej nieokreślonej przyszłości, która za każdym razem wyglądała jak fizycznie zdezelowana i moralnie zdegenerowana teraźniejszość. I oto dziś, kiedy zaniknął polityczny kontekst, a złowieszczy rok 2000 mamy już szczęśliwie za sobą, filmy Szulkina działają bardzo podobnie: niczym przeczucie katastrofy, którą zgotował nam nie tyle totalitarny system, ile my sami - swoją biernością i potulną zgodą na powolny rozpad świata.

Oczywiście, tetralogia Szulkina zawsze będzie odczytywana jako świadectwo określonego czasu i stanu świadomości mieszkańców komunistycznego matriksu. Ale wizyjny rozmach wykreowanej na ekranie rzeczywistości przerasta jakąkolwiek jedyną słuszną interpretację polityczną. U Szulkina ta rzeczywistość jest zawsze nadrealna, podniesiona do potęgi, wydobyta ze zgrzebnego realizmu kina moralnego niepokoju ku głębszej metaforze i emitująca ostrzeżenia bardziej uniwersalne, niżby się mogło wydawać, patrząc na rok produkcji filmu. Grany przez zmarłego niedawno Marka Walczewskiego tytułowy bohater "Golema" dzisiaj przestaje być umownie przedstawioną jednostką, kontrolowaną przez tworzący go system. W dobie dylematów bioetycznych i coraz bardziej płynnych tożsamości widzimy w jego historii przede wszystkim dramat indywidualności niemieszczącej się w narzuconej jej formie i próbującej wykrzyczeć swoje ja. I w tym wszystkim, niestety, nieuchronnie skazanej na klęskę. Albowiem Szulkin pokazuje świat, który po katastrofie znalazł się we władaniu tanich demiurgów. Odczuwa to najboleśniej grany przez Romana Wilhelmiego Iron Idem z "Wojny światów", któremu wydaje się, że jako gospodarz oglądanego masowo telewizyjnego show ma pod sobą wielomilionowy rząd dusz. Tak naprawdę jednak sam podlega temu mechanizmowi. Uświadamia sobie ową zależność, kiedy na Ziemię przybywają "kosmiczni bracia" i wszystko zostaje postawione na opak. Systematycznie niszczony, zaczyna pojmować, na czym polega czwarta, najsilniejsza dzisiaj władza. "Im głupszy był mój program, tym wy czuliście się mądrzejsi. I o to właśnie chodziło!" - zawoła, zanim zrozumie, że nawet jego upadek jest już tylko elementem masowego spektaklu.

Nie ulega wątpliwości, że dziś filmy brzmią anarchistycznie, całkowicie na przekór sączącej się z telewizyjnych odbiorników optymistycznej feeri. Na 20 lat przed "Truman Show" czy "Matriksem" Szulkin opowiedział nam o społeczeństwie chorobliwie uzależnionym od fikcji i o podwójnej naturze naszej rzeczywistości, która podporządkowana rynkowym regułom tworzy i narzuca obowiązujące wzory szczęścia. Nadal za konserwy i suchary, jakkolwiek luksusowo opakowane, gotowi jesteśmy zrobić wszystko - by przywołać wizje otumanionego tłumu z "O-bi, o-ba...", czekającego w schronie po katastrofie atomowej na mityczną Arkę. Sceny masowego mielenia książek, z których powstanie zapychająca wygłodniałe żołądki celulozowa miazga, niejednemu krytykowi współczesnej kultury wydadzą się wręcz prorocze. Ale pisząc w taki sposób, ciągle zubażamy Szulkinowski przekaz. Znowu nawiązujemy obsesyjnie do jakiegoś kolejnego abstrakcyjnego "systemu". A tymczasem obcując z bohaterami Szulkina, dostrzegamy jego konkretną, apolityczną i bardzo swojską twarz.

4 x PIOTR SZULKIN w serii DVD "Arcydzieła Polskiego Kina". Dodatki: "Kobiety pracujące" z 1978 i "Mięso (Ironica)" z 1993.

Wydawnictwo Telewizji Kino Polska 2009.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2009