Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Można by skwitować: nad Morskim Okiem bez zmian, ale tym razem miarka się przebrała.
Najpierw zareagowali obrońcy zwierząt, organizujący na Facebooku akcję „Spacerem do Morskiego Oka – blokujemy transport konny w Tatrach!” (w niedzielę 24 sierpnia chcą blokować wozy ruszające z Palenicy Białczańskiej, a 4 dni później protestować pod ministerstwem środowiska). Ich zdaniem główną przyczyną śmierci zwierząt jest ich przeciążenie, sięgające 160-200 proc. wytwarzanej przez nie mocy. Pracujące konie pociągowe żyją nawet 30 lat, a te zaprzężone w fasiągi z turystami dożywają średnio 7-8 lat, trafiając po 2-3 sezonach katorżniczej pracy do rzeźni z racji wycieńczenia. Dyrektor TPN Szymon Ziobrowski poinformował, że od 19 sierpnia na drodze do Morskiego Oka rozpoczną się testy 6-osobowych pojazdów elektrycznych, które stopniowo miałyby zastępować transport konny. Stopniowo, bo trzeba pamiętać o 300 koniach, które pracują na trasie: natychmiastowa likwidacja transportu konnego również skazałaby te konie na rzeźnię.
Po stronie fiakrów i ich fasiągów stoją Starostwo Tatrzańskie i Związek Podhalan, przypominające, że konie są źródłem utrzymania dla 60 rodzin z okolicznych wsi. TPN zapewnia jednak, że fiakrzy znajdą zatrudnienie jako kierowcy pojazdów elektrycznych. O powstrzymanie się od radykalnych rozwiązań apeluje nawet Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, argumentując że eskalacja konfliktu nie przyczyni się do poprawy losu zwierząt, na których wykupienie i utrzymanie nie stać ani tej, ani innych organizacji. To największy problem: niezależnie od tego, czy transport konny zostanie utrzymany, czy nie, na tej decyzji ucierpią tylko konie.