Kolonizacja cudzego świata

Teizm zzasady obejmuje wszystkich, azatem również ateistów. Opisuje ich własnymi kategoriami inie liczy się ztym, że owe kategorie dla ateisty są bezsensowne.

31.10.2007

Czyta się kilka minut

zaproponował termin "interpretacyjnego gwałtu", który to gwałt ateistyczni autorzy, Alain Badiou ("Święty Paweł. Ustanowienie uniwersalizmu") i Slavoj Żižek ("Kukła i karzeł. Perwersyjny rdzeń chrześcijaństwa"), czy zwłaszcza Richard Dawkins ("Bóg urojony") - mieliby stosować do wiary i teizmu. Zgadzamy się z autorem, że nie jest możliwa analiza jakiegokolwiek zjawiska w oderwaniu od przynależnych mu kategorii - tu: religijnych. Jednakże pytamy, czy według niego także teizm każe ateiście "zawieszać swoje przekonania na kołku"?

Proceder kolonizacji cudzego świata działać może w obie strony: wszędzie tam, gdzie narzuca się własne kryteria komuś, kto ich nie uznaje. Książki žižka i Badiou rozpatrują płaszczyzny, do których można stosować kategorie wybrane przez ich autorów i nie kolonizować jeszcze cudzego świata. Natomiast książka Dawkinsa czyni to fanatycznie, a jej autorowi brak szacunku dla innych. Sprowadza on rozmowę na niegodny poziom.

Wolno mi, bo ja wierzę?

Przedmiotem rozważań Badiou jest to, czy apostoł Paweł miał - w imię swej wiary - prawo do budowania systemu wysuwającego roszczenie uniwersalne. Nie jest nim natomiast sama wiara Apostoła czy też jej pochodna - osobista świętość - choć i Badiou nie ustrzegł się nadużyć w tym względzie. Bynajmniej jednak nie uderza on, jak twierdzi Jarosław Makowski, w integralność religii czy osoby apostoła. Z kolei centrum rozważań žižka stanowi propozycja interpretacyjna

oparta o Wielką Nieobecność ("Boże, mój Boże, czemuś mnie opuścił"). Oba ujęcia uważamy za dobrze umotywowane. W odniesieniu do sedna interpretowanych zjawisk reguła zasadności stosowanych kryteriów została w przypadku obu autorów spełniona - co nie oznacza przecież, że musimy się z zaproponowanymi rozwiązaniami zgadzać.

Rozważania Badiou można zatem rozumieć jako pytanie o to, czy istnieje taki system uniwersalny, który zdolny byłby nie narzucać swoich kategorii Innym, i zarazem: dlaczego Paweł pożeglował w kierunku przeciwnym? Mocą jakich mechanizmów doczekał się realizacji tylko jeden z dwu hipotetycznych modeli systemów uniwersalnych, które zdefiniujemy niżej? A także w imię jakich zasad miało (i ma) miejsce moralne przyzwolenie na takie postępowanie? Wreszcie, czy czyjaś wiara może być podwaliną systemu, który rości sobie prawo objęcia także tych, którzy sobie tego nie życzą? Inaczej mówiąc, czy wiara Pawła opisuje cokolwiek poza nią samą i uznającymi ją podmiotami, czyli Pawłem i tymi, którzy chcą wierzyć razem z nim?

Równość roszczeń

Jesteśmy dzisiaj świadkami zderzenia dwu cywilizacyjnych jakości - rzekomych lub rzeczywistych uniwersalizmów światopoglądowych: teistycznego i ateistycznego. Novum tej sytuacji nie leży w samym zaistnieniu owego zderzenia (bo sięga ono daleko i głęboko w historię konfliktu idei), ale w pojawiającej się po raz pierwszy możliwości, by ogół ludzkiej społeczności uznał obie jakości za równowartościowe. Na taką skalę zdarza się to zapewne po raz pierwszy w historii. I jeśli zostanie to do końca zrozumiane, może pociągnąć za sobą refleksje, które - naszym śmiałym zdaniem - zdolne będą zmienić obraz cywilizacji.

Dla uchwycenia samego jądra owej dyskusji warto spojrzeć na te dwie jakości cywilizacyjne przez pryzmat krytycznego punktu ich zderzenia - ujawniającego się w każdej z nich na jej własny sposób "roszczenia uniwersalistycznego".

"Roszczenie uniwersalistyczne" wysuwają takie systemy (zwłaszcza, ale nie tylko, religijne czy szerzej: ideowe), które zamierzają objąć także tych, którzy z własnego wyboru do nich nie należą, ale tak czy inaczej pozostają w ich zasięgu. Takimi są z pewnością wielkie religie uniwersalistyczne - począwszy od chrześcijaństwa.

Bywa też, że podobnie chce przedstawiać się myślenie ateistyczne - i to zwłaszcza w zderzeniu ze światopoglądami religijnymi. Jeśli tak, to zderzenie takich dwu uniwersalizmów jest w nich "zaprogramowane".

Co to znaczy? Czy skazani jesteśmy na nierozwiązalny konflikt, na wzajemne wykluczanie, na próby zagarnięcia dla siebie świata i przestrzeni społecznej przez (dwa) "nieugięte" uniwersalizmy? Czy też może istnieje szansa uświadomienia sobie zachodzącego między nimi nieuniknionego i głębokiego związku? Jednakże związek ten zachodzi na poziomie bardziej pierwotnym i głębszym niż objawiający się na powierzchni konflikt. Co więcej, związek taki bynajmniej nie prowadzi do powierzchniowego kompromisu (w imię płytko pojętej tolerancji i pokoju społecznego), ale właśnie do zdecydowanego i twórczego konfliktu.

Pytanie brzmi teraz: czy systemy wysuwające "roszczenie uniwersalistyczne" zdolne są konstruktywnie rozwiązywać konflikt, który powstaje, kiedy owym roszczeniem usiłują objąć ludzi, którzy sobie tego nie życzą? Jak np. rozwiązać konflikt powstały na linii system religijny-ateista, jeśli ten ostatni jest traktowany - choćby tylko w wyobraźni - jako były lub przyszły teista?

Z punktu widzenia celowości i skuteczności samego systemu uniwersalnego możliwe są co najmniej dwa sposoby działania:

1. Działanie wyłącznie we własnym obrębie systemu, a więc rezygnacja z obejmowania jego roszczeniem kogokolwiek, kto sytuuje się poza nim. Musi to oznaczać, że kategorie przyjęte w takim systemie stosują się wyłącznie do tych, którzy uznają je za własne, i że nie przenosi się ich w żaden sposób (ani działaniem praktycznym, ani nawet tylko "życzeniowym") poza jego granice.

2. Działanie systemu także poza własnym obrębem, czyli usiłowanie objęcia zakresem pochodzących zeń definicji także osób i zjawisk sytuujących się (z własnej natury lub decyzji) poza nim. Kto tak czyni, nie respektuje zasady niedefiniowania własnymi kategoriami osób i zjawisk spoza siebie.

Kategorie swoje i czyjeś

Czy zatem właśnie owe kategorie - pochodzące z systemu bądź spoza niego - nie okazują się kluczowe dla opisania kondycji osób objętych zasięgiem systemu i osób z niego wykluczonych, a także wzajemnych stosunków między obiema grupami? Jest to w gruncie rzeczy pytanie o to, kto i co poza samym człowiekiem zdolne jest skutecznie konstytuować go w jego świadomym jestestwie. Ateizm i teizm nakreślają skrajnie odmienne perspektywy, i to nie tylko z racji fundamentalnej różnicy ideowej (co jest oczywiste), ale właśnie w podejściu do przedstawiciela opcji innej niż własna.

Można postawić uogólnioną tezę, że teizm z zasady obejmuje swoją transcendentną i eschatologiczną perspektywą wszystkich, a zatem również ateistów, opisując ich własnymi kategoriami i nie licząc się z tym, że owe kategorie dla ateisty są nie tylko bezsensowne, ale także naruszają jego prawo do samookreślenia się bez odwoływania się do nich.

Kto wobec takiego postępowania zgłosi zastrzeżenie, usłyszy, że każdemu wolno pragnąć dla drugiego dobra, którego pragnie dla siebie, i że dopóki pragnienie "teistycznego" dobra pozostaje pragnieniem, a nie zostaje przekute w wymóg, opresję czy przymus, ateistom nie powinno to przeszkadzać. Czy na pewno nie powinno?

Rzecz dotyczy podstaw samookreślenia człowieka wobec świata, innych i siebie. Równie dobrze zatem nikomu nie powinien przeszkadzać fakt, że z takich czy innych "dobrych racji" uzna się go za głupca (tak niestety pisze Dawkins o ludziach religijnych), barbarzyńcę, źle urodzonego, podczłowieka itd. - w końcu to tylko "uważanie". Czy nie dosyć nam doświadczeń, które z takiego "dobroczynnego społecznie" uważania o innych przekształciły się w systemowe zbrodnie - począwszy od nawracania siłą, przez kolonializm, po totalitaryzmy?

Wszędzie tam, gdzie narzuca się kategorię "społecznego dobra", chodzi o pewien cel. W najlepszym razie o przekonanie kogoś o "przynależnym mu dobru". W gorszym - o doprowadzenie go do owego dobra siłą. W najgorszym - gdy mimo wszystko przedsięwzięcie owej "socjalizacji dobrem" się nie powiedzie, o banicję (aż do eksterminacji).

Tak więc kategorią roszczeniową teizmu jest cudze "dobro" - rozumiane jako wiara objętego roszczeniem człowieka w Boga i zbawienie. Jedynym zaś koniecznym roszczeniem ateizmu w tym względzie - choć niestety jego przedstawiciele nie zawsze się do tego ograniczają - jest odmowa uznania zasadności owego roszczenia teizmu pod swoim adresem.

Jak widać, zakresy owych roszczeń są nieporównywalne, jak nieporównywalne są rangi etyczne wojen napastniczej i obronnej.

Różnica

Co zatem, jeśli nie owo roszczeniowe "uniwersalizujące" własną myśl a priori, ma nam wskazać, w czym lokuje się Racja naszego myślenia o sobie i o Innym?

Powiedzieliśmy o nieuniknionym i głębokim związku teistycznego i ateistycznego widzenia świata. Zachodzi on na poziomie bardziej pierwotnym i głębszym niż objawiający się na powierzchni konflikt, i dlatego też nie powinno się go zamazywać doraźnym społecznym kompromisem. Jeśli tak, to istnieje płaszczyzna zdolna dźwignąć ciężar sporu. Jest nią Różnica, z której można sobie zdać sprawę niezależnie od przyjmowanego światopoglądu. Może ją zatem widzieć i rozumieć i ateista, i teista.

Spośród wzmiankowanych autorów najpoważniej czyni to žižek, kiedy mówi o Wielkiej Nieobecności. Trzeba mianowicie wiedzieć o owej Różnicy, żeby mówić o tym tak jak on. Czy inni o niej nie wiedzą? Naszym zdaniem wiedzą albo mogą wiedzieć także wierzący chrześcijanie (por. T. Węcławski, "Abba. Wobec Boga Ojca", Kraków 1998, str. 263n).

Skoro można wskazać jej miejsca w tak różnych ludziach, m o ż n a też zdać sobie sprawę z jej znaczenia - i to razem, a nie we wzajemnym anektowaniu i nie w pogardliwym odrzuceniu Innego jako niebezpiecznego. Co nie znaczy, powtórzmy, w płaskim "kompromisie społecznym".

Różnicy nie trzeba się bać. Ani w wierze, ani w niewierze. Trzeba docenić jej wagę - ważny jest sam fakt zaistnienia n i e j e d y n o ś c i  możliwego obrazu świata, ważne są oba "skraje" (teizm i ateizm), ale ważna jest też dla możliwego spotkania niewspółmierność wzajemnych "roszczeń uniwersalistycznych".

Pozostaje otwartą kwestią: czy owa Różnica przemówi społecznie i zmieni obraz cywilizacji? Taką możliwość widzimy. Jednakże jak długo spór, o którym mowa, pozostaje konfliktem dwu wzajemnie się opisujących wrogich obozów, szanse są marne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2007