Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W reakcji na tymczasowy zakaz wystąpień publicznych nałożony przez prowincjała marianów na ks. Adama Bonieckiego, powstał list otwarty do przełożonego w obronie redaktora seniora "Tygodnika". Pod listem w internecie podpisało się jak dotąd siedem tysięcy osób. Co to może znaczyć?
Jeśli potraktować ów protest jako "objaw" niezadowolenia z decyzji prowincjała, można postawić pewną hipotezę: że działalność publiczna ks. Bonieckiego pełni funkcję symboliczną - ma za zadanie podtrzymywać równowagę wśród katolików o różnym spojrzeniu na Kościół i jego miejsce w przestrzeni publicznej.
Solidarność i uwielbienie
Protest ten może być również sygnałem, że jakaś ważna zmiana nie może zajść w tym "systemie" bez uczynienia sztucznego rozłamu. Z tej perspektywy podzielam troskę ks. Artura Stopki o zachowanie eklezjalnej jedności ("Działania niebezpieczne dla Kościoła", "Rzeczpospolita", 8 listopada), ale nie podzielam jego argumentów. Autor uważa, że "inicjatywa stworzenia naklejek z wizerunkiem ks. Adama, zmierzająca do znakowania jego zwolenników, prowadzi do sankcjonowania i utrwalania podziałów w Kościele katolickim w Polsce". Nie sądzę, aby tak mogło się stać, gdyż nikt nie będzie się przed tymi nalepkami modlić, a ruch poparcia to przecież nie to samo, co sekta.
Nie przekonuje mnie również stwierdzenie, że zwolennicy ks. Bonieckiego potraktowali instrumentalnie Mszę św. w kościele środowisk twórczych w Łodzi (6 listopada). Codziennie na falach rozgłośni Radia Maryja można usłyszeć zachęty do członków i sympatyków toruńskiej rozgłośni o "stawienie się" w konkretnym kościele na sprawowanie Eucharystii w intencji "Rodziny". Nikogo to ani nie dziwi, ani nie bulwersuje - i słusznie. Sam kiedyś brałem udział w takiej Mszy i wiem, że nie zabrakło oklasków dla Ojca Dyrektora, gdy pojawił się przy ołtarzu. Apel jednego z klubów "TP" do sympatyków pisma i udziału w Mszy koncelebrowanej przez redaktora seniora należy oceniać w tych samych kategoriach. To nie spotkanie z idolem, ale wspólna modlitwa - nie żaden wiec poparcia. Wspólnota solidarności, a nie uwielbienia.
Sposób Michalika
Skoro więc "pora nie tyle wylać na rozgrzane głowy kubeł zimnej wody, ile lać oliwę na wzburzone fale, zamiast dolewać ją do ognia" - jak postuluje ks. Stopka - to pojawia się pytanie: jak to zrobić?
Do głowy przychodzi mi metoda stosowana przez polski Episkopat. "Zdradził ją" w wywiadzie rzece "Raport o stanie wiary w Polsce" (Radom 2011) arcybiskup Józef Michalik. Odpowiadając na pytanie o to, jak kieruje Konferencją Episkopatu, powiedział bardzo ważną rzecz: "Wielokrotnie nie zgadzam się z różnymi propozycjami czy wnioskami biskupów, ale jeśli okazuje się, że opowiada się za nimi większość hierarchów, to staram się uszanować ich stanowisko i podporządkować woli większości. Często stosujemy więc wśród biskupów głosowania. Niekiedy bywają sytuacje, że pod pewnymi punktami nie jestem w stanie się podpisać. Mówię wtedy wyraźnie, że moje sumienie nie pozwala mi poprzeć takiego rozwiązania, i biskupi szanują taką decyzję. Jestem przecież odpowiedzialny za to, co podpisuję swoim nazwiskiem. Wtedy zaczynamy na nowo dyskutować, aby znaleźć inne rozwiązanie. I nigdy nie byłem zmuszony do tego, by firmować coś wbrew własnemu sumieniu i wbrew woli większości".
Jednocześnie pełniący drugą kadencję przewodniczący KEP nie zaprzeczył, że były sytuacje, w których niektóre projekty odrzucał, bo tak nakazywało mu sumienie. Skoro nie dotyczyły one ani zmiany kościelnego nauczania, ani nie zachęcały do grzechu (trudno bowiem podejrzewać o to biskupów), a metropolita przemyski nie jest skrupulantem, to podobnie można podejść do kontrowersyjnych wypowiedzi ks. Bonieckiego. Jeśli prowincjał marianów szuka pomysłu na rozwiązanie obecnego kryzysu, to ma przykład "idący z góry".
***
Model wypracowany przez obecnego przewodniczącego Episkopatu jest wzorcowy i warto częściej się nim inspirować, aby uniknąć wewnątrzkościelnych rozłamów. Nie chodzi o to, żeby kapitulować przed podwładnym, ale zainicjować proces rozeznawania i uszanować wolność sumienia w sprawach, które nie dotyczą doktryny i moralności.
Jak słusznie powiedział abp Michalik: "Im więcej kolegialności, tym więcej odpowiedzialności za Kościół". Wtedy nie trzeba się zwalczać, tylko uczyć szanować i wykorzystywać siłę systemu, a nie władzę poszczególnych jednostek.
W takim braterskim nastawieniu leży nie tylko siła Episkopatu, ale każdej wspólnoty zakonnej, szukającej "woli Bożej".