Kołacze bez pracy

Nie ma innego sposobu zmniejszenia rozmiarów biedy jak zwiększenie rozmiarów bogactwa. Trzeba też przeciwstawić się demagogom żądającym coraz większych wydatkówna ludzi żyjących z cudzej pracy, a przeważnie zdolnych do jej samodzielnego wykonywania.

15.04.2008

Czyta się kilka minut

Zapowiedziana przez Wojciecha Olejniczaka polityczna reorientacja lewicy ma ją sprowadzić ponownie na drogę tradycyjnych dla tego rodzaju formacji roszczeń i rewindykacji socjalnych. Założenie to opiera się jednak na błędnych wyobrażeniach, co do źródeł i przejawów społecznej niesprawiedliwości. Ona rzeczywiście w Polsce występuje, ale niekoniecznie tam, gdzie sugerują stereotypy.

W Polsce tylko nieco ponad połowa zdolnych do pracy utrzymuje się z jej wykonywania - pozostali żyją na ich koszt. Praktycznym tego wyrazem jest zabieranie pracującym prawie połowy ich wynagrodzenia, aby móc utrzymać niepracujących.

Praca się nie opłaca

Nie przypadkiem obserwujemy zbieżność proporcji osób pracujących i niepracujących z podziałem płac na część otrzymywaną przez pracującego i zabieraną mu (tzw. klin podatkowy). Do niedawna wynosiły one 52:48, teraz (po wzroście zatrudnienia i zmniejszeniu składki rentowej) - 55:45. Dla porównania - w UE pracuje ok. dwie trzecie osób w wieku produkcyjnym, w USA ok. trzy czwarte. W Szwecji, przywoływanej przez część polskiej lewicy jako socjalny raj, wskaźnik ten wynosi 70 proc.

Mamy najmłodszych emerytów i najzdrowszych rencistów w Europie. Dzieje się tak, ponieważ inne niż praca formy uzyskiwania środków na życie są atrakcyjne na tyle, że zniechęcają do wykonywania stałej pracy. Spośród obywateli mających powyżej 55 lat pracuje tylko jedna czwarta. Według podanych niedawno informacji, wśród osób, które w ostatnim okresie przeszły na emeryturę, aż 80 proc. skorzystało z tego przed ustawowym terminem. Jak widać, w grupie wiekowej dającej możliwość zakończenia pracy, tylko 20 proc. osób chce się nią nadal trudzić. Pozostałym najwyraźniej się to nie kalkuluje.

Niesprawiedliwość owych przywilejów jest ewidentna, choć nie dla tych, którzy z nich korzystają. A ponieważ tych jest większość, więc niesprawiedliwe przywileje trwają. Olejniczak na czele "przeorientowanej" lewicy zapowiada walkę o ich utrzymanie.

Bo kobiety żyją dłużej

Dotyczy to także przywileju wcześniejszych emerytur dla kobiet. O niesprawiedliwości zróżnicowania wieku emerytalnego według kryterium płci mówi się i pisze od dawna, ale bez rezultatu. Na razie w kręgach rządzących pojawiła się kontrpropozycja: zabrania części składek emerytalnych zgromadzonych przez mężczyzn, aby dołożyć kobietom. To ma być rzekomo sprawiedliwe, bo pracując krócej i żyjąc dłużej, będą one mieć niższe emerytury w nowym systemie. Zatem sprawiedliwość miałaby polegać na tym, żeby zabrać pracującym dłużej i żyjącym krócej, aby dać pracującym krócej i żyjącym dłużej!

Trybunał Konstytucyjny już uznał, że zróżnicowanie prawa do wcześniejszych emerytur kobiet i mężczyzn jest bezprawne. Niesprawiedliwość ta jest likwidowana przez obniżenie kryteriów uzyskiwania wcześniejszych emerytur także dla mężczyzn, którzy mają do nich prawo. Tym samym jeszcze bardziej dyskryminowani będą ci, którzy takiego prawa nie mają.

Podczas niedawnego seminarium o naprawie finansów publicznych prof. Marek Góra (współautor reformy emerytalnej) zwrócił uwagę, że w Polsce - inaczej niż w innych krajach europejskich - ryzyko biedy jest wielokrotnie wyższe w grupie wiekowej 29-49 lat niż w grupie powyżej 65 lat. Oznacza to, że "grupa, która jest bardziej narażona na ubóstwo, finansuje transfery dla grupy mniej narażonej". To, co w Europie byłoby kuriozalne, w Polsce jest typowe. Grupą wiekową najbardziej zagrożoną ubóstwem są dzieci, wychowujące się właśnie w rodzinach 29-49-latków, obciążanych nadmiernymi transferami socjalnymi.

Wieś spokojna

Pieniędzy zabieranych pracującym nie wystarcza jednak na utrzymanie pozostałych i dopłaca się do nich jeszcze dodatkowo z budżetu kilkadziesiąt miliardów złotych rocznie w formie dotacji do rozmaitych funduszy społecznych (FUS, KRUS itd.). W szczególnie wyrazisty sposób problem ten obrazuje usytuowanie i utrzymywanie jednej trzeciej społeczeństwa żyjącej na wsi. Polska wieś dostanie w tym roku z polskiego budżetu i UE aż 50 mld złotych (na sam KRUS ponad 15 mld). Kiedyś w podobny (choć mniej hojny) sposób dotowano znojną (choć nieefektywną) pracę na roli, obecnie część mieszkańców wsi otrzymuje pieniądze za to, że nie pracuje (rolnictwo wypracowuje niecałe 3 proc. PKB, a dotacje przysługują za ugorowanie ziemi).

Im więcej pieniędzy będziemy transferować do ludności wiejskiej, dążąc do zapewnienia jej warunków życia porównywalnych z miejskimi, tym silniej będziemy skłaniać ją do pozostawania na wsi i na roli (choćby i ugorowanej), czyli hamować procesy urbanizacji i przenoszenia siły roboczej do efektywnych sektorów gospodarki. Inaczej mówiąc: w ten sposób będziemy utrwalać zacofaną strukturę społeczną, a w rezultacie zacofanie cywilizacyjne. Podobnie jest z wieloma innymi grupami żyjącymi z dopłat, subwencji, zasiłków, świadczeń.

Pieniędzy na taką politykę ciągle nie wystarcza, co wymaga zabierania ich bezpośrednio z budżetu państwa, uniemożliwiając inwestowanie w rozwój kraju i wyrwanie go z cywilizacyjnego zapóźnienia. A co najgorsze: brakuje środków dla osób prawdziwie potrzebujących, co dopełnia miary niesprawiedliwości (wspieranie osób niepracujących, lecz zdolnych do pracy powoduje upośledzenie tych do pracy trwale niezdolnych). Podstępna niesprawiedliwość niszczy autentyczną solidarność, prezes Olejniczak twierdzi zaś, że podatki i inne daniny fiskalne trzeba w Polsce podnosić, aby móc transfery socjalne powiększać.

Zwiększenie produktywności polskiego społeczeństwa i zapewnienie mu szybkiego rozwoju wymaga przerwania tego błędnego koła. Powinniśmy zniechęcać do rezygnowania z pracy i zachęcać do jej podejmowania, co wymaga uczynienia nieatrakcyjnymi innych form pozyskiwania pieniędzy.

Są jednak wpływowe środowiska zainteresowane utrzymywaniem dotychczasowego, kontrproduktywnego stanu rzeczy i SLD zamierza do nich dołączyć. Polityczna i ideologiczna lewica chce w ten sposób dać uzasadnienie swojego istnienia oraz stworzyć pole do uprawiania socjalnej propagandy (stawanie w obronie licznej rzeszy rozmaitych świadczeniobiorców to zajęcie politycznie obiecujące). Chłopi i ludność wiejska mogą być społecznym i politycznym zapleczem partii ludowych, więc dbają one, by ta część społeczeństwa pozostawała wystarczająco liczna, aby im zapewnić odpowiedni elektorat.

Bieda i bogactwo

Nie ma jednak innego sposobu zmniejszenia rozmiarów biedy jak zwiększenie rozmiarów bogactwa. Praca jest, a przynajmniej powinna być najlepszym na to sposobem (dlatego można ubolewać, że w polskim Kościele nie zostało podjęte Tischnerowskie wezwanie do "pracy nad pracą"). Jeśli inne sposoby są atrakcyjniejsze, biorąc pod uwagę kalkulację nakładów (wysiłku) do dochodów, to będą wybierane zamiast pracy.

Dlatego trzeba ich atrakcyjność obniżać. To wymaga odważnego przeciwstawienia się demagogii, dopominającej się coraz większej troski i coraz większych wydatków na grupy i środowiska żyjące z cudzej pracy, a przeważnie zdolne do jej samodzielnego wykonywania. Ich liczebność wielokrotnie przekracza liczbę osób do pracy trwale niezdolnych, które powinny z troskliwej opieki korzystać.

Trzeba przyznać, że jednym z najsilniej deklarowanych dążeń ministra Michała Boniego, opracowującego założenia polityki społecznej rządu, jest aktywizacja zawodowa osób powyżej 50. roku życia. Z resortu pracy dochodzą sygnały, że wśród metod rozważa się zniesienie ograniczeń w zatrudnieniu i zarobkowaniu... rencistów. Inaczej mówiąc: osoby z orzeczoną niezdolnością do pracy mogłyby ją wykonywać bez ograniczeń, nadal pobierając świadczenia z tytułu niemożności jej wykonywania. W ten sposób absurdy i patologie polskiego systemu społeczno-gospodarczego znalazłyby kolejny wyraz. Rynek pracy zostałby zaś zdewastowany przez dopuszczenie do niego osób, dla których praca jest tylko dodatkiem do świadczeń, więc nie musi być wyceniana (wynagradzana) adekwatnie do jej wartości.

Tymczasem kolejne grupy domagają się przywilejów (w tym emerytalnych) dla swoich branż, a lewica zamierza je w tym wspierać. Nieuprzywilejowana mniejszość będzie musiała wzmóc wysiłek i zwiększyć wydajność, aby na to zapracować. Ot, taka polska sprawiedliwość społeczna.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2008