Kolacja za ścianą

01.11.2021

Czyta się kilka minut

 / ADOBE STOCK
/ ADOBE STOCK

Siedemdziesiąt kilka procent Polaków nie wierzy, że planowana podwyżka akcyzy na piwo służy promowaniu zdrowego trybu życia – uważa raczej, że państwo chce zgarnąć więcej pieniędzy. Tak sugeruje mi lobby browarnicze, które regularnie dba, żeby skrzynki pocztowe dziennikarzy nie stały nigdy puste i żeby leniwy redaktor miał w razie czego zgrabnego gotowca. Nie chce mi się sprawdzać, ile dokładnie było tych procentów, bo wartość poznawcza piarowych wrzutek jest żadna. Rzekłbym wręcz – ujemna, bo przez swoją uporczywość usypia czujność na manipulacje oraz konflikty interesów i systematycznie dewaluuje słowo „badania”. Jeśli ktoś coś tu bada, to tylko odporność naszego umysłu na wciskanie kitu.

Najgorzej, kiedy manipulacja wykorzystuje cząstkowe dane czy wiadomości, które nie kłócą się z naszym potocznym oglądem spraw i idą w parze z tym, co skądinąd wiemy. Wzięta z osobna informacja, że ludzie nie lubią, kiedy im się każe zapłacić większy podatek przy zakupie dobra, które traktują jako podstawowe (a nie trzeba być pijakiem ze skwerku, żeby wkładać piwo do koszyka dóbr podstawowych), wydaje się oczywista. Podobnie jak to, że raczej posądzają państwo o pazerność, a nie mądre zarządzanie dobrem wspólnym poprzez kierowanie strumieniami pieniędzy od i do naszych kieszeni. Aż dziw, że komuś chce się takie banały mierzyć.

Chyba że zamiast szukania środka nacisku, w legislacji chodziłoby takim „badaczom” o spojrzenie na naszą relację z państwem i z innymi wspólnotami szerszymi niż rodzinne gniazdo. Powtarzając bezmyślnie, że państwo z nich zdziera, ludzie lepią sobie ze swej kwaśnej od złości śliny i odłamków liberalnych mitów jakiegoś bezkształtnego potwora, któremu nadają cechy osobowe. Po to, by uciec od myśli, że stanowią cząstki zbiorowości i to coś zwane państwem jest w nich na równi z tlenem, wodą i białkiem. Skoro nie umiemy dobrze ogarnąć kolejnych pięter istnienia rozszerzonego na wspólnotę polityczną, gdzie nasze „ja” ulega rozrzedzeniu i zaplątaniu w coraz odleglejsze sieci, to uciekamy przed tym w proste sztuczki. Stąd architekci systemów państwowych, pomni, że ludzką naturę najlepiej zmusić do współpracy podstępem, budują np. podatki pośrednie, bo to mniej człowieka boli niż płacenie daniny wprost, tak jak się płaci składkę na prezent urodzinowy dla koleżanki. Któż by tam studiował rządki liczb na paragonie i sumował sobie w drodze z Żabki, ile właśnie VAT-u rzucił w paszczę potwora. O innych „ukrytych” przed pobieżnym wzrokiem opłatach, takich właśnie jak akcyza, nie wspominając.

Tylko czasowe oddalenie każe mi się łudzić, że dawniejsi np. Grecy lepiej sobie radzili z codziennym funkcjonowaniem na metapoziomie. Zapewne Arystoteles, kreśląc swój do dziś niedościgniony przepis na politykę jako zasadniczą formę godnego życia, również miał przekonanie, że gada jak dziad do obrazu, a jego współcześni ulegają jak barany dyżurnym demagogom od zastępczych bytów. Takim, co zapewnią, że twoje „meta” to przedłużenie twojego ego, możesz mieć je całkiem pod kontrolą i służy jako przestrzeń osobistych korzyści. Znacie ich doskonale – choćby ostatnio firma, którą słusznie autorzy „Tematu Tygodnika” określają mianem handlarzy gniewem, pod naciskiem wizerunkowych kłopotów uciekła do przodu, obiecując, że jeśli tylko zostaniemy w jej orbicie, zapewni nam bezpieczne „metawersum”. Czyli zbuduje jeszcze bardziej wszechogarniające, szczelniejsze pudło rezonansowe dla popędów i uczuć, które każdego i każdą z osobna czynią słabszym i zagubionym, a wszystkich nas razem cofają do naturalnego stanu wojny wszystkich przeciw wszystkim.

Analogicznie jak „badania” wciskane nam przez lobbystów, które opowiadają świat tylko trochę, za to bardzo sprytnie przekrzywiony, post z Instagrama czy Facebooka wzięty z osobna przypomina ludzką wypowiedź, ale pochłaniając ich mnóstwo, powoli budujemy sobie przezroczystą ścianę dzielącą od doświadczeń właściwych naszym umysłom i ciałom. O tym, jak algorytmy zmieniają debatę publiczną i sposób uprawiania polityki, pisze się coraz dokładniejsze analizy. A jak podsycają kompleksy, zniechęcają do bycia sobą wśród innych i ułatwiają samotność – przyjdzie czas, by to rozpracować. Z każdym następnym posiłkiem, który dzięki zdjęciu na Instagramie „dzielę” z setką obserwujących, wchodzę głębiej w krąg pozornych bodźców, które chronią mnie przed pytaniem: a dlaczego znów jadłem kolację sam? Kogo nie zaprosiłem, żeby wpadł? Bo nikomu by się nie chciało przyjść? A dlaczego aż do tego doszło? Kiedy zdążyłem postawić ten mur między nami?©℗

Przejrzałem swojego Instagrama – ostatni obiad, jaki tam się pojawił, to była pomidorowa z makaronem, mało efektowna, bo w słoiku (szykowałem ją do pracy). Musicie mi wierzyć, że była pyszna, bo z ostatnich w miarę prawdziwych pomidorów. Na tym samym straganie dostałem też jeszcze polskie cukinie. Czas się z nimi żegnać, wkrótce dojadą dostawy z Hiszpanii. Ponieważ z racji temperatur są mało jędrne, zrobiłem z nich pesto: pół kilo cukinii kroimy wzdłuż, jeśli są wyraźne gniazda nasienne, wydłubujemy je delikatnie łyżką. Trzemy na tarce z grubym okiem albo siekamy dokładnie, przekładamy na moment na sito, żeby odcisnąć z nich trochę wody. Przekładamy do miksera, dodajemy sporą garść bazylii, trzy łyżki tartego pecorino (albo parmezanu, choć ostrość owczego sera bardzo się tu przydaje), łyżeczkę soli i ok. 100 ml oliwy. Miksujemy krótko, dodajemy jeszcze oliwy, aby było ładnie kremowe. Takie pesto wspaniale się łączy (na zimno, tzn. nie na patelni) z krótkim makaronem. Żeby przełamać jego zieleń, można ozdobić kluski siekanym suszonym pomidorem, a smak jeszcze zaostrzyć dodatkową garścią sera.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 45/2021