Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jak to dobrze, że Urszula Antoniak wyjechała kiedyś z Polski! Taki film jak „Code Blue” w dawnej ojczyźnie reżyserki zapewne nie mógłby powstać – nie tyle z powodu jakiejś cenzury obyczajowej, ile raczej wykalkulowanej autocenzury. Holendersko- -duński film Antoniak jest bowiem dla widza nieprzyjemny niczym bolesna szczepionka: reżyserka przez półtorej godziny wszczepia nam pod skórę groźne wirusy, które mają zmusić nasz organizm do walki z chorobą. Uzdrowienie nie jest gwarantowane, ale warto tę walkę podjąć.
Seksualność i umieranie – jeśli to pierwsze doświadczenie stanowić dziś może jakiekolwiek tabu, to tylko w powiązaniu z tym drugim. Umieranie jest ciągle czymś tak bardzo intymnym, że nawet nasza bezpruderyjna kultura skrywa tę czynność za parawanem odpowiednich instytucji. W „Code Blue” postać pielęgniarki Marian w perwersyjny sposób odwraca tę „prawidłowość”. Wyraźnie zablokowana w relacjach intymnych z innymi ludźmi, bohaterka wchodzi w osobliwy kontakt z tymi, którzy odchodzą. Czułość, jaką darzy umierających pacjentów, fetyszystyczny wręcz stosunek do pozostawionych przez nich rzeczy, ma w sobie coś chorobliwego, a zarazem wskazuje na chorobliwą naturę naszych czasów, w których podobne, jakże ludzkie w swej naturze gesty wydają się czymś podejrzanym. Jednakże Marian w swojej bliskości z umierającymi posuwa się jeszcze dalej – tym najbardziej cierpiącym pomaga zakończyć życie. Jak bardzo ryzykowny to gest, widzimy w scenie, w której jeden z pacjentów broni się przed wykonaniem śmiercionośnego zastrzyku w dziwnym przypływie życiowej energii. Film Antoniak zawiera wiele takich momentów granicznych, związanych tak ze śmiercią, jak i sferą seksualną. Bohaterką filmu jest bowiem kobieta, która zamknięta w swojej skorupie nie dopuszcza do siebie innych, chyba że sprawuje nad nimi całkowitą kontrolę. To ona – jako łagodny anioł śmierci czy jako zdystansowany podglądacz – chce wyznaczać i przekraczać wszelkie granice. Szkopuł w tym, że nie jest w tym pragnieniu odosobniona.
Nie poznamy jej historii, nie wiemy do końca, co wyraża jej ascetyczna, aseksualna twarz. Najwięcej o samej bohaterce mówi nam sposób, w jaki twórcy filmu fotografują rzeczywistość wokół Marian: sterylne, pachnące nowością mieszkanie wydaje się przedłużeniem pomieszczeń szpitalnych czy sklepowych. Patrząc na ten aseptyczny, zautomatyzowany świat zamieszkały przez samotnych ludzi w różnym wieku, zastanawiamy się, czy tak właśnie wyglądać będzie społeczeństwo przyszłości. A może już w nim żyjemy? Antoniak pokazuje świat post-postreligijny, w którym nawet kościół międzyludzki zdążył lec w gruzach. Aktem zbliżenia dwojga ludzi z sąsiedztwa staje się wspólne podglądanie zza zasłony sceny gwałtu. Wyrazem sprzecznych intymnych potrzeb – oglądanie na przemian „Doktora Żywago” i filmu pornograficznego. Szczerość, na którą Marian wreszcie spróbuje się zdobyć, okaże się prawdziwą katastrofą – będzie oznaką bezbronności, zakazanej w świecie ludzi samowystarczalnych, traktujących się nawzajem niczym wymienne żetony.
W filmie Antoniak wyczuwa się napięcie między przesadnie estetyczną formą a brutalnie odsłoniętymi „trzewiami”. Wyraża ten dysonans już sam tytuł oznaczający w ratownictwie medycznym gotowość do reanimacji, a zarazem wskazujący na nastrój oraz wizualny kształt filmu. Scenariusz „Code Blue” powstał w oparciu o dwa dopełniające się nawzajem źródła: z jednej strony opowiadanie Jacka „Lutra” Lenartowicza, prywatnie męża aktorki, jednego z założycieli legendarnej grupy „Tilt”, z drugiej – doświadczenia samej Antoniak, która towarzyszyła mężowi podczas jego długiej choroby i umierania. Stąd wrażenie trudnego do udźwignięcia nadmiaru – obsesji, lęków czy dziwactw. Już sam wątek szpitalny, dotyczący przyspieszanej śmierci, mógłby być materiałem na mocny, niejednoznaczny film. Antoniak w sposób ryzykowny łączy go nie tylko z samotnością, ale i seksualnością bohaterki. Efekt musi działać wstrząsowo. Film ma jednak tę niezbywalną wartość, że rygorystycznie trzyma się swoich granic, jest do bólu wycyzelowany. Żeby taki film nakręcić, trzeba czegoś więcej niż właściwej Marian samodyscypliny. Trzeba umieć jej wybaczyć.
„CODE BLUE” – scen. i reż. Urszula Antoniak, zdj. Jasper Wolf, muz. Ethan Rose, wyst. Bien de Moor, Lars Eidinger, Annemarie Prins i inni. Prod. Holandia/Dania 2011