Klatka szuka ptaszka

Wszyscy mówią "Klata, Klata, a ja Klaty na żywo nigdy nie widziałem, więc - myślę sobie - pójdę, zobaczę, o co się turbują Gruszczyński z Nyczkiem, czemu Stary Teatr Narodowy lekką rączką kilkaset tysięcy wydaje na Irokeza w mundurze i cieszy się, że jest znowu na ustach wszystkich...

23.01.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Idę więc, a tam tłok, rzeczywiście wszyscy. Z lewej strony nadbiega Sierakowski z potłuczonym nosem, najpewniej w walce o sprawiedliwszą jeszcze Polskę (jakby nie dość była już sprawiedliwa), z prawej Koehler sunie do szatni, niepewny, czy to dość będzie staropolskie, na boku Orliński tłumaczy Pawłowskiemu, co to takiego fantastyka, jakby Romek o tym nie pisał co tydzień, tatko Jarzyna i dziadzio Lupa czekają, aż im wnusio Jasio wejdzie na kolana i da cukierka, który im stargane przez idiotów recenzentów nerwy osłodzi. Tout le monde, naprawdę. Ja do teatru chodzę rzadko, a jak chodzę, to z trudem staram się nie wyjść. Ostatnio prawie nie wyszedłem z "Zaratustry", zgodnie z zaleceniem samego Nietzschego, że myśli niewychodzone w ogóle się nie liczą.

Żeby nie było: przyszedłem do teatru poważnie przygotowany. Przeczytałem pilnie zapowiedzi w gazetach, wiem, że oglądam wielkie wydarzenie, wiem nawet, prowadzony wrażliwą ręką reżysera, o co w tym wszystkim chodzi, wiem już, co napisze w poniedziałek Joanna Targoń, ba! wiem już nawet, co napisze Paweł Głowacki, wiem, co o pisarzu amerykańskim sądzi Olga Tokarczuk, i wiem, czego nie lubił w Philipie K. Dicku Stanisław Lem lat temu trzydzieści. Wiem (od Gruszczyńskiego), dlaczego Klata jest wielki, i wiem (od Nyczka), dlaczego jest malutki. Nie przeczytałem tylko samego Dicka, bo taką mam skazę. Od dwóch tygodni wiemy, że jedyną słabością Adama Zagajewskiego jest czytanie angielskich biografii. Moją jedyną słabością jest nieczytanie fantastyki naukowej.

Więc wiem sporo przed samym spektaklem i się cieszę, że cokolwiek zrozumiem. Ale nie po to zdaje się teatr istnieje (to chyba Żuk Opalski mi powiedział w sekrecie), żeby tu szło o rozumienie. Tu idzie o coś znacznie więcej. I w spektaklu Klaty z pewnością chodzi o coś więcej, tylko że ja bym najpierw chciał, żeby chodziło o coś znacznie mniej. Bo wygląda tak: jest dwóch facetów, jeden pracuje u drugiego, produkują jakieś narkotyki, dzięki którym ludzie się przenoszą w inny świat, zatrudniony ma asystentkę, na którą zatrudniający ma chrapkę, ale też miał żonę, za którą tęskni, ale znowu żona ma męża drugiego, Zaratustrę, z którym jest jej dobrze, i lepi garnki, potem wszyscy latają skądś dokądś, na Marsa, ale skąd, to nie wiadomo, pojawia się konkurencja z innym narkotykiem, który wypiera ten słabszy, pojawia się doktor Niemiec, ein Moment, bitte, i proponuje żonie Zaratustry i jemu samemu kurację, bohater trafia do baraku, potem jego szef i szefa prześladowca odlatują znowu gdzieś, co chwila gdzieś ktoś odlatuje i wreszcie bohater, który w międzyczasie stracił dobrze płatną pracę i ląduje w baraku, gdzie nieskutecznie go nawracają na chrześcijaństwo, prosi, żeby mu żonę oddali, i prośba zostaje spełniona, więc z nią tańczy, ale ona niby pyta, czy chce kawy z cukrem, ale potem coś tam bredzi (nie ona jedna, biedaczka), ale to nic, bo nasz bohater ją przytula w tańcu i światła gasną.

Wstrząsające, ale o czym to jest? O uzależnieniu od tandety, jak podpowiada Klata? Owszem, o ile tandetna jest fabuła, której on sam się kurczowo trzyma, tak kurczowo, że nikogo poza nim samym to nie interesuje. Dziewczyna koło mnie cały czas sms-owała, publiczność klaskała kilka razy, mając nadzieję, że to już koniec, bo nie wiedziała za bardzo, jak się w logice przedstawienia rozeznać. Dlaczego dorosłym ludziom wmawia się, że taka durna opowiastka, że taka tania alegoria ma być zajmująca - nie wiem. Że to jakiś ważny problem wystawiony ku przestrodze oglądaliśmy? Tylko ku takiej przestrodze, żeby już do teatru nie chodzić, sobotniej nocy sobie nie psuć, gazet nie czytać, bo to wszystko na poziomie gazety zrobione, ale tak supernowocześnie, żeby nie było, że pieniądze całkiem w błoto wyrzucone.

Więc tunele laserowe i dymy, muzyka rzężąca, ostra, z dodatkiem Haendla i mnichów buddyjskich, rozmowy z ekranem, różnokolorowe podłogi, szybkie zmiany dekoracji, aktorzy biegają co sił w nogach, zdezorientowany tym wszystkim Peszek zaczyna tańczyć, a potem z rozpaczy dusi małą dziewczynkę, ale to na nic wszystko, to nikogo nie obchodzi, tekst stary, nieaktualny, drętwy, nudny sakramencko, do kupy nieposkładany, nie chce się nawet go składać, bo po co niby, żeby gazetową kluchę dostać w nagrodę, żeby poczuć smak rozczarowania?

Więc, pytam się, o co tyle hałasu? Co tu się dzieje? Co tu się dzieje? Monografie, festiwale, bójki krytyków, to wszystko z powodu miłego chłopca, który nie może dorosnąć i zasłania się laserami? Czy ja już w ogóle niczego nie rozumiem, czy prostego, aktualnego przekazu nie mogę sobie przyswoić, zepsuty przez arcydzieła, którymi można się przejąć? A jak się tak pytam, to - żeby mnie jeszcze pognębić w tym pytaniu bez odpowiedzi i żeby nad i kropkę postawić - na scenę rączo wskakuje dyrektor Nowak Maciej i wręcza reżyserowi Paszport "Polityki", który ten skromnie, zawstydzony, przyjmuje i nieśmiało ze sceny, przy dość mizernych brawach, ustępuje. Aż przychodzi mi do głowy zdanie Kafki o klatce, która wyszła szukać ptaka, bo - to już ja dopowiadam - żaden ptak nie był na tyle naiwny, żeby się w niej dać zamknąć. I wtedy, na wspaniałych schodach Narodowego Teatru Starego, spotyka mnie iluminacja. Przecież autor powieści wyreżyserowanej przez Jana Klatę nazywa się Dick.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teoretyk literatury, eseista, krytyk literacki, publicysta, tłumacz, filozof. Dyrektor artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Literatury im. Josepha Conrada w Krakowie. Stefan and Lucy Hejna Family Chair in Polish Language and Literature na University of… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2006