Klasa akordeonu

Z ulicy na najlepsze sceny świata: kariera krakowskiego zespołu Motion Trio, świętującego właśnie 18. urodziny, to klasyczny amerykański sen.

24.11.2014

Czyta się kilka minut

Motion Trio: (od lewej) Marcin Gałażyn, Janusz Wojtarowicz i Paweł Baranek  / Fot. Jacek Poremba dla Motion Trio
Motion Trio: (od lewej) Marcin Gałażyn, Janusz Wojtarowicz i Paweł Baranek / Fot. Jacek Poremba dla Motion Trio

W opasłym tomie sentencji Toma Waitsa znajduje się jedna poświęcona dżentelmenowi: „to człowiek, który potrafi grać na akordeonie, ale tego nie robi”. Kariera krakowskiego Motion Trio poniekąd potwierdza te słowa – dżentelmeni najpewniej nie wytrzymaliby ośmiu lat grania na ulicy. A przecież bez tego doświadczenia nie byłoby kolejnej dekady sukcesów: koncertów w Barbican Centre czy Carnegie Hall, występów u boku Bobby’ego McFerrina czy Tomasza Stańki, wreszcie wspólnego albumu z Michaelem Nymanem. Janusz Wojtarowicz, Marcin Gałażyn i Paweł Baranek – absolwenci krakowskiej Akademii Muzycznej – osiągnęli zresztą o wiele więcej: tchnęli nowe życie we wzgardzony instrument. Jak twierdzą, nie mieli wyjścia.

Wielka tułaczka

Czas na kolejną sentencję. Tym razem z mądrości ludowej: „potrzeba matką wynalazków”. Lider zespołu, Janusz Wojtarowicz, przyznaje, że jako student w klasie akordeonu nie widział dla siebie żadnej przyszłości. Szczytem marzeń byłaby praca w szkole, bardziej prawdopodobne wydawały się jednak chałtury w knajpach lub zmiana zawodu.

Postanowił działać. – Gdy człowiek nie ma jasnych perspektyw, stara się coś wymyśleć – tłumaczy. – Wpadłem na pomysł, aby podczas jednego z wykładów zaimprowizować utwór. Potrzebowałem do niego jeszcze dwóch chłopaków, bo chciałem napisać kompozycję na trio. Utwór nazywał się „Sounds of War” i był poświęcony wojnie w Czeczenii. Tak się złożyło, że na tym wykładzie byli akurat ludzie z Kanady, którzy zaprosili nas na festiwal w Vancouver. Rok później graliśmy na Music West i był to pierwszy oficjalny występ Motion Trio.

Szczęściu trzeba było jednak pomóc. Tworzyć własny materiał, transkrybować utwory napisane na inne instrumenty i przede wszystkim dużo ćwiczyć. Krakowskie trio zdobywało szlify na ulicach. Rzadko kiedy były to ulice ich rodzinnego miasta. – Grywaliśmy w połowie Europy – wspomina Wojtarowicz. – Jeździliśmy do miast francuskich, Bazylei, Frankfurtu czy Monachium. Muzycznie ulica nie uczy niczego, ponieważ nie poćwiczysz tam ani formy, ani artykulacji. Pozwala ona jednak zdobyć umiejętność radzenia sobie z własnym wstydem. Nagle trzeba wyjść i przekroczyć anonimowość.

Słychać, że o graniu w takich warunkach Motion Trio wie bardzo wiele. Jego założyciel tłumaczy, że na „przelotówkach” (np. tunele) można grać w kółko jeden utwór, a na skwerkach czy w parkach warto zacząć mocniejszym akcentem. Przyznaje, że granie do kapelusza nauczyło ich także sprytu i samodzielności, bo przecież nocą trzeba znaleźć nocleg, a za dnia – odpowiednie miejsce do grania. – To była taka tułaczka. W czasie studiów odbywała się zazwyczaj w wakacje, pozwalając nam zarobić na utrzymanie w Krakowie – wyjaśnia artysta. – Gdy już skończyliśmy studia, wyruszaliśmy w kwietniu, kiedy robiło się ciepło.

Charakter tych wyjazdów zmienił się dopiero w 2000 r. – dla Motion Trio przełomowym i szczęśliwym. Ukazała się wtedy płyta „Pictures from the Street”, będąca swoistym podsumowaniem pierwszego etapu kariery. Co ważniejsze jednak, Motion Trio zdobyło pierwszą poważną nagrodę: Grand Prix Międzynarodowego Konkursu Współczesnej Muzyki Kameralnej im. Krzysztofa Pendereckiego. – W tym czasie byliśmy lekko bezrobotni, ale dużo ćwiczyliśmy, spotykając się u Pawła w akademiku – mówi Wojtarowicz. – Gdy dowiedzieliśmy się o takiej szansie, zaczęliśmy ciężej pracować. Mało kto pamięta, ale rok wcześniej zdobyliśmy trzecią nagrodę w swojej kategorii. Nas to jednak nie satysfakcjonowało. Zebraliśmy się w sobie i wygraliśmy. To zwycięstwo było tym cenniejsze, że podczas konkursu zaprezentowaliśmy własny utwór.

Triumf przełożył się na zainteresowanie wśród promotorów i kompozytorów. Chwilę później zespół leciał już do Stanów Zjednoczonych. W trasie jest w zasadzie do dziś.

Najczęściej występują oczywiście w trio, ale zdarza im się grać z innymi muzykami. – Zderzanie się osobowości zawsze jest przyjemne – przyznaje Wojtarowicz. – Zwłaszcza gdy są to tacy muzycy jak Tomasz Stańko, Michał Urbaniak, Krzesimir Dębski, Małgorzata Walewska czy Leszek Możdżer. Akordeon ma taką zaletę, że bardzo dobrze uzupełnia się z innymi instrumentami, zachowując przy tym pewną odrębność. Proszę sobie wyobrazić koncert Kronos Quartet z orkiestrą symfoniczną – to by się powielało. W przypadku naszego instrumentu nie ma takiego problemu: brzmi to ciekawie.

Nie powielają się także współpracownicy. Obok wspomnianych tuzów jazzu i muzyki klasycznej Motion Trio pracowało także z popularnym raperem Łukaszem Rostkowskim, znanym jako L.U.C. – Graliśmy w Elblągu tego samego dnia – wspomina Wojtarowicz. – Spotkaliśmy się później w hotelu i przegadaliśmy pół nocy. Spodobało mu się to, co robimy, i przez następne trzy lata trwały przymiarki do wspólnej płyty. Oczywiście hip-hop to nie jest nasza stylistyka, ale płyta została zauważona. W internecie tych utworów posłuchało ponad milion dwieście tysięcy osób.

Instrument z przeszłością

W przeciwieństwie do wielu instrumentalnych formacji o klasycznym zapleczu Motion Trio wykonuje przede wszystkim własną muzykę.

Kompozycje inspirowane awangardą, folkiem, popkulturą, a nawet grami komputerowymi. – Byliśmy jeszcze wówczas dość młodzi, a Paweł czasem przesiadywał w kafejkach, grając na komputerze – tłumaczy lider zespołu. – Wpadliśmy więc na pomysł, żeby wymyślił kompozycję, która imitowałaby dźwięki gier komputerowych. Napisał „Game Over” i od tego się zaczęło.

Płyta „Play-Station” odbiła się szerokim echem, pokazując bogactwo dźwięków, które można wydobyć z akordeonu. Jak twierdzą muzycy, za pomocą trzech takich instrumentów można przełożyć brzmienie całej orkiestry. Chwalą się, że w ich wykonaniu „Orawy” Wojciecha Kilara udało się odtworzyć aż 98 procent oryginalnych dźwięków.

Ten ostatni utwór trafił na „Polonium” – najnowszą płytę Motion Trio, będącą hołdem dla rodzimych mistrzów partytury. Znalazły się na niej także utwory Góreckiego, Pendereckiego i Lutosławskiego. Album kończy zaś kompozycja profesor Marty Ptaszyńskiej, napisana specjalnie z myślą o krakowskim zespole.

To sytuacja niecodzienna: jak przyznają muzycy, z zamówieniami na akordeon nie jest najlepiej. – Kompozytorzy bardzo często nie wiedzą, jak komponować na ten instrument – wyjaśnia Wojtarowicz. – Mają na to wielką ochotę, ale po prostu średnio im wychodzi. Z tego powodu jakiś czas temu napisałem i rozesłałem po świecie vademecum: „Jak pisać na akordeon”. Dostałem wiele zapewnień, że ta publikacja naprawdę się przydaje.

Ten brak umiejętności wynika m.in. z przeszłości samego instrumentu i związanych z nim stereotypów. – Akordeon z reguły kojarzy się z jakimiś kafejkami czy graniem na weselach – mówi twórca Motion Trio. – Ludzie wyżywają się na tym instrumencie, a jakoś nikt nie zwraca uwagi, że w tej samej kafejce i na tych samych imprezach grało się także na skrzypcach czy klarnecie.

Brak też wielkiej literatury na akordeon; nie ma w polskiej historii żadnego „Chopina akordeonu”. Może dlatego, że jeszcze do połowy XX wieku brakowało instrumentów wysokiej jakości. – Ten dźwięk był bardzo plebejski, a o poprawę brzmienia było trudno, bo to skomplikowana konstrukcja. Sam instrument nie zachęcał więc kompozytorów – dodaje Wojtarowicz.

Tendencja jednak zaczyna się powoli zmieniać. Wystarczy powiedzieć, że w kwietniu odbędzie się premiera utworu „Toccata Barbaro”, który z myślą o Motion Trio napisał wybitny rosyjski kompozytor Wiaczesław Siemionow. Jako pierwsza usłyszy go krakowska publiczność.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i krytyk muzyczny, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „The Dom. Nowojorska bohema na polskim Lower East Side” (2018 r.).

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2014