Kierunek ze slalomem

Pomysł rządu na to, jak pchnąć Polskę na tory szybszego cywilizacyjnego rozwoju, jest czysto liberalny. Ale liberalizm nie odpowiada dziś na wszystkie problemy cywilizacji początku XXI wieku. Za to premier pokazał - wreszcie! - wiarę Platformy w Unię.

03.12.2007

Czyta się kilka minut

Jako premier Donald Tusk pobił już jeden rekord: rekord długości sejmowego exposé. Wprawdzie powiada się, że był to zamysł, a nie skutek gadulstwa. Tuskowi miało chodzić o to, żeby w powodzi miłych słów zamaskować rzeczywiste zamiary reform, które muszą boleć. Ale nawet przy takich założeniach widać, ile w tym wystąpieniu było powtórzeń, ile rozwlekłości. Można było bez szkody darować sobie niektóre mniej ważne wątki (np. wspieranie sportu wyczynowego), a resztę powiedzieć krócej i zmieścić się w półtorej godziny. Premier--gaduła, zaczynający od trzygodzinnego wystąpienia, trochę psuje wizerunek ekipy, która - dla kontrastu z poprzednikami - chce się prezentować jako nowoczesna i wyluzowana.

A mimo to premiera słuchało się dobrze. Bo Donald Tusk umie mówić: raczej improwizuje niż czyta przygotowany tekst, odwołuje się do przeżyć zwykłych ludzi, nie boi się od czasu do czasu używać wielkich słów. Tusk przemawiający robi po prostu sympatyczne wrażenie i takie też wrażenie zrobił - mimo wszystko - w sobotę w Sejmie. Tym się różni Tusk od Jarosława Kaczyńskiego (od Lecha też), tym się różni rząd PO-PSL od rządu PiS-LPR-Samoobrona i miejmy nadzieję, że na owej różnicy stylu się nie skończy.

Można się bowiem zastanawiać, co naprawdę oznacza ta specyficzna konstrukcja exposé. Czy rzeczywiście chodziło o polukrowanie zmian, które rząd jest zdecydowany przeprowadzić, a które dla poszczególnych grup społecznych będą gorzką pigułką do przełknięcia? Czy też rząd Tuska zamierza uciekać od rzeczywistych problemów w retorykę pojednania i w ułudę bezkonfliktowości polityki? Tak ocenili wystąpienie Tuska politycy opozycyjnego od teraz Prawa i Sprawiedliwości. Podobnie niektórzy komentatorzy. Wedle tych ocen miękkość exposé, zawarte w nim uporczywe dążenie do łagodzenia konfliktów świadczą o próbie ucieczki od polityki, która konflikt nieuchronnie zawiera.

Jeśli mieliby rację, czekałoby nas kilka dalszych lat dryfu. Za rządów PiS-u wynikał on z trudności ze zbudowaniem spójnej większości parlamentarnej, teraz byłby skutkiem braku odwagi do podejmowania prawdziwych wyzwań.

Zaufanie najważniejsze

Wstęp do właściwego exposé był dobrym pomysłem. Nowy premier, nie zaglądając nawet do notatek, mówił spontanicznie i o swoich uczuciach - świeżego jeszcze zwycięzcy, i o przyczynach wyboru, jakiego Polacy dokonali 21 października, co było jakby potwierdzeniem demokratycznej legitymacji nowej ekipy. W tym potwierdzeniu słowem-kluczem było "zaufanie". Dało się to powiedzieć w pięć minut zamiast w 25, ale w sumie nie wypadło źle.

Tusk trafnie zdiagnozował przyczyny wyborczej porażki PiS, mówiąc, że Polacy odrzucili władzę, która nie miała zaufania do własnych obywateli; władzę, która "żywiła się konfliktami". Trafnie umiejscowił projekt Platformy wspieranej przez PSL pomiędzy "cynicznym konformizmem" władzy sprzed 2005 r. a "cynicznym radykalizmem" władzy z lat 2005-07. Trafnie też zanegował alternatywę: albo wolność, albo solidarność - bowiem żaden demokratyczny rząd w cywilizowanym świecie nie porusza się w świecie dogmatów, lecz w świecie rzeczywistym, gdzie trzeba łączyć jedno z drugim. Problemem jest: jak je łączyć, co jest w tym związku pierwszą zasadą, a co dodatkiem. Ale o tym nowy premier nie mówił we wstępie, a i później poprzestał na ogólnikach.

We właściwym exposé zdarzało się premierowi używać pustych deklaracji. "Jednym z ważnych elementów prorodzinnego programu - mówił - jest upowszechnianie edukacji przedszkolnej, która szczególnie potrzebna jest dziś na terenach wiejskich. To najlepsza droga wyrównywania szans w starcie życiowym w dorosłe życie, a także zapobiegania dziedziczeniu wykluczenia społecznego". Nic słuszniejszego, tyle że skoro przez ostatnie 18 lat żadna ekipa rządząca nie przeprowadziła tego światłego pomysłu, to znaczy, że jest jakaś przeszkoda. Jak ją ominąć, premier nie powiedział. Inny przykład: "Zamiast toczyć długotrwałe i paraliżujące spory o sens polskiej reformy emerytalnej, chcemy ją jak najszybciej dokończyć". Skoro więc mamy spór, to dobrze byłoby usłyszeć od premiera, jak się na tle tego sporu przedstawia koncepcja systemu emerytalnego jego rządu.

Trend ogólnie określony

Ale nie należy przesadzać z krytyką tego wystąpienia, twierdząc - jak niektórzy politycy PiS-u - że były to same obietnice bez pokrycia. Exposé ma omówić najważniejsze kierunki planowanej polityki nowego rządu i nie da się w nim przedstawić szczegółowych wyliczeń. Jeśli więc słyszymy w exposé, że system mediów publicznych zostanie zreformowany pod kątem dwóch zasadniczych kryteriów: "realizacji precyzyjnie zdefiniowanej misji publicznej" oraz "odpolitycznienia nadzoru i bezpośredniego zarządzania" tymi mediami, to z grubsza wiemy, do czego rząd będzie zmierzał. Naturalnie, w trakcie realizacji tej polityki mogą się pojawić liczne dodatkowe dylematy i spory, ale na to się już nic nie poradzi. Natomiast na tym etapie wystarczy wiedza, do czego rząd dąży.

Najważniejsze jest, oczywiście, pytanie o politykę gospodarczą nowego rządu, bo ona przesądzi o możliwości realizacji różnych ambitnych planów (przyspieszenie budowy autostrad, punktualne pociągi, a nawet boisko w każdej gminie). Filozofia gospodarcza tego rządu przedstawia się tak: "Tylko umysły zanurzone w socjalistycznej przeszłości rozumują o gospodarce w kategoriach gry o sumie zerowej, że jak stąd się zabierze, to tu przybędzie, a jak tu przybędzie, to tam musi ubyć. Nie bierze się pod uwagę tego, co najpiękniejsze - że wolni ludzie wytwarzają coraz więcej dóbr. To jest istota polityki, którą chcemy zaproponować: liberalnej polityki gospodarczej i solidarnej polityki społecznej".

Główne kierunki polityki gospodarczej rządu Tuska to: "radykalne uproszczenie prawa gospodarczego, podatkowego i trybu poboru składek ZUS. Wprowadzenie, wreszcie na serio, zasady jednego okienka przy zakładaniu firmy, usprawnienie sądownictwa gospodarczego i skrócenie okresu sądowego egzekwowania należności". Najważniejsze zaś konkretne cele to przyspieszenie prywatyzacji, wypełnienie warunków do przyjęcia wspólnej waluty europejskiej, obniżenie bezrobocia do poziomu "nie wyższego niż średnia europejska". Środowiska biznesowe raczej przychylnie oceniły warstwę gospodarczą exposé.

W istocie pomysł rządu na to, jak pchnąć Polskę na tory szybszego cywilizacyjnego rozwoju, jest czysto liberalny. Kluczem do sukcesu jest uruchomienie motorów wzrostu gospodarczego, dziś hamowanych nadmiernymi regulacjami prawnymi. Pierwszą zasadą jest uwolnienie gospodarki od tych hamulców, dodatkiem troska o tych, którzy sobie nie radzą sami. Dodatkiem w tym sensie, że bez pierwszego drugie może być tylko dzieleniem biedy. Tusk rozumuje tak: wolni wytwórcy, jeśli damy im wolność gospodarowania, będą bardziej niż dotąd produktywni. To jest ta wartość dodana, która pozwoli zrealizować trzy pozornie sprzeczne cele: po pierwsze, podniesienie płac pracownikom sfery budżetowej; po drugie, obniżenie podatków; po trzecie, zmniejszenie deficytu budżetowego.

Trzeba życzyć premierowi powodzenia, ale łatwo nie będzie. Pojawiają się bowiem dwie poważne bariery wzrostu. O jednej Tusk ledwie wspomniał, drugiej celowo nie zauważył. Pierwsza to osłabienie koniunktury światowej gospodarki, druga to brak zgody PSL na jawnie liberalny kurs w gospodarce (np. podatek liniowy). Tym bardziej więc Donald Tusk postawił na ryzykowny kurs. Wóz albo przewóz. Ale jeśli się nie uda, trudno będzie twierdzić, że cel nie był jasno określony.

Liberalizm nie wystarczy

Tusk to gdańscy liberałowie. Ci ludzie dużo się w młodości naczytali Friedmana i Hayeka, oczarowała ich neoliberalna polityka Margaret Thatcher. Nie są to najgorsze fascynacje, bo one dają im - już jako dojrzałym politykom - niebagatelny oręż w usuwaniu nadmiaru państwa. Ale nie jest to oręż wystarczający w tej mierze, w jakiej nadmiar państwa nie jest jedynym problemem naszej cywilizacji początku XXI wieku.

Co nam mówi myśl liberalna na temat trwałego, przekazywanego z pokolenia na pokolenie syndromu nieprzystosowania społecznego (np. w popegeerowskich wsiach) albo o socjalizacji ludzi niepełnosprawnych, albo o problemach globalnego ocieplenia? Bardzo mało lub zgoła nic. Donald Tusk już chyba wyrósł z tego etapu fascynacji liberalizmem, w którym nawet na podobne problemy odpowiada się: wolny rynek to załatwi. Wiemy, że nie załatwi. W tych rewirach exposé trochę zawodzi, bo albo mówi, że rząd coś zmieni, ale nie mówi jak, albo grzeszy wiarą w łatwe pogodzenie różnych interesów (np. gospodarki z ekologią). Wolny rynek nie załatwi też usprawnienia instytucji państwa w tych dziedzinach, w których państwo pozostanie aktywne. Tu exposé milczy na temat większości ważnych kwestii.

Interesująco zabrzmiały słowa premiera o polityce zagranicznej i europejskiej. Wskazanie, że Polska będzie silna w świecie poprzez swoją siłę w Europie, zdaje się pokazywać - wreszcie! - wiarę Platformy w Unię. Jeśli bowiem te słowa nie są przypadkowe (a chyba nie są, zważywszy wcześniejsze wypowiedzi Tuska i innych polityków PO), znaczą one tyle, że uznaje się Unię za podmiot polityki międzynarodowej, dzięki którego sile państwa członkowskie mogą zwiększać swój wpływ na tę politykę. To by było coś nowego w stosunku do PiS-owskiego postrzegania Unii jako organizacji międzyrządowej, tyle tylko że dysponującej większymi niż inne organizacje funduszami.

Inna rzecz, że trudno będzie wejść do głównego nurtu Unii nie przyjmując Karty Praw Podstawowych. Premier słusznie zadecydował o niepodpisywaniu Karty, bo inaczej narażałby na szwank ratyfikację traktatu reformującego, a to dobiłoby Unię, i tak już bardzo osłabioną po klęsce roku 2005. Jednak na dłuższą metę rząd wchodzi w sprawie stosunku Polski do Unii w ostry konflikt z prezydentem. Co prawda Konstytucja nie pozwala prezydentowi współdecydować o polskiej polityce zagranicznej, ale daje mu instrumenty blokowania czy opóźniania polityki zagranicznej rządu. Kohabitacja będzie więc wyboista, ale dobrze, że Tusk nie obraża się na prezydenta, mimo że prezydent nieustająco demonstruje, jak bardzo nie lubi tego rządu.

Z kolei uzasadnienie wycofania naszych wojsk z Iraku do końca 2008 r. (wypełniliśmy zobowiązania wobec Amerykanów z nawiązką) to przejaw faktycznej suwerenności - mimo braku słowa "suwerenność" w exposé. Polityka zagraniczna braci Kaczyńskich charakteryzowała się dziwnym rozdwojeniem jaźni. W stosunku do bliskich nam, geograficznie i ze względu na rozliczne więzi, partnerów z Unii Europejskiej była to polityka walenia pięścią w stół. Ale w stosunku do sojusznika zza Atlantyku - polityka żenującej uległości. Nie istnieje dziś w globalnym świecie suwerenność w dawnym znaczeniu, ale istnieje ciągle godność narodowa, która nie pozwala stawiać się samemu w stosunku do kogokolwiek w pozycji chłopca na posyłki.

Jeśli Tusk utrzyma linię polityki zagranicznej zarysowaną w exposé, będzie lepiej.

Nie ucieknie

Donald Tusk obiecał niemało. W tej sytuacji nie wydaje się, by planował politykę uciekania od problemów. Wybrał natomiast metodę lukrowania gorzkich pigułek. Kilka miesięcy temu lider PO powiedział w jednym z wywiadów: "Wyrzucę z Platformy każdego, kto będzie mówił o kosztownych reformach". To wniosek z porażek Unii Demokratycznej i Unii Wolności, i Tusk twardo się tego trzyma. Czasem przesadnie twardo, ale jednak należy to postrzegać jako taktykę lukrowania problemów, nie zaś jako strategię ucieczki od konfliktów.

Nie jest za to wykluczone, że premier szykuje się do startu w wyborach prezydenckich w 2010 r. Ale wtedy jego start będzie pozbawiony szans na sukces, jeśli teraz nie osiągnie sukcesu jako premier. Po exposé nie wydaje się, by mógł unikać odpowiedzialności za rezultaty swoich rządów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2007