Każdy w swoim kącie

W północno-wschodniej Grecji mieszkają tysiące Turków. Od dziesięcioleci, w cieniu konfliktów w regionie, walczą o swoje prawa i tożsamość.
z Tracji Zachodniej (Grecja)

16.08.2021

Czyta się kilka minut

Członkinie mniejszości muzułmańskiej w oczekiwaniu na wizytę  ówczesnego premiera Turcji Binaliego Yıldırıma, Komotini, Grecja, czerwiec 2017 r. / EMIN SANSAR / ANADOLU AGENCY / GETTY IMAGES
Członkinie mniejszości muzułmańskiej w oczekiwaniu na wizytę ówczesnego premiera Turcji Binaliego Yıldırıma, Komotini, Grecja, czerwiec 2017 r. / EMIN SANSAR / ANADOLU AGENCY / GETTY IMAGES

Śpiew muezzina przebija się przez greckie hity z okolicznych tawern. To kolejne wezwanie do modlitwy dla muzułmańskich mieszkańców Komotini – Turków, którzy w przygranicznej Tracji Zachodniej, graniczącej z Bułgarią i właśnie Turcją, żyją od czasów imperium osmańskiego. Nad niską zabudową tego 60-tysięcznego miasta na północno-wschodnim krańcu Grecji górują minarety aż dziewięciu meczetów.

Tracja Zachodnia jest „przykładem idealnej koegzystencji Greków różnych wyznań”, zapewniało ostatnio greckie ministerstwo spraw zagranicznych. Potwierdza to prawnik Stergios Gialaoglou: – Wielu moich klientów i przyjaciół należy do muzułmańskiej mniejszości. Żyjemy tu w harmonii od ponad stu lat.

Grecy robią zakupy w tureckich sklepach i zajadają się najlepszym w mieście – tureckim – kebabem. A Turcy – zamiast do szkół dla mniejszości – coraz częściej posyłają dzieci do placówek państwowych, gdzie nawiązują przyjaźnie z greckojęzycznymi rówieśnikami. W wielu miejscach w Komotini, m.in. zakładzie fryzjerskim pana Ferruha, spotyka się grecko-turecka klientela. Starsi mężczyźni, którzy znają się od lat, rozmawiają w oczekiwaniu na swoją kolej. Grecki miesza się z tureckimi wtrąceniami.

Tożsamość to tabu

Mimo zbliżenia między Grekami a turecką mniejszością, która przez lata żyła w izolacji, o pełnej integracji nie ma mowy – jeszcze dwa lata temu parlamentarzysta tureckiego pochodzenia w rządzie lewicowej Syrizy Mustafa Mustafa stwierdził w przemówieniu, że muzułmańska mniejszość i ich greccy rodacy mieszkają raczej obok siebie: „każdy w swoim kącie”.

Jest w tym ziarno prawdy. W Komotini wciąż utrzymuje się podział na tureckie i greckie dzielnice. Na obrzeżach miasta jest też romska osada Alan Koyu, gdzie około 2 tys. Romów – głównie muzułmanów – żyje z ograniczonym dostępem do opieki zdrowotnej i edukacji.

Ale tam nie docieram. Fatih Hüsey­inoğlu, młody informatyk, który działa na rzecz muzułmańskiej mniejszości, zabiera mnie na przejażdżkę po tureckiej dzielnicy, gdzie mieszka od urodzenia. Mijamy niskie domy z odrapanymi tynkami, lekko pochylone do przodu lub wtulone w sąsiednie budynki. Hüseyinoğlu jedzie ostrożnie. Samochód co chwilę podskakuje. – To wstyd. Żyjemy w Unii Europejskiej. A drogi jak ze średniowiecza – narzeka.

Hüseyinoğlu ma wielu greckich przyjaciół. Rozmawiają o wszystkim oprócz polityki i jego pochodzenia. – Wolę nie poruszać tego tematu. Nie jestem pewny, jak by zareagowali, gdyby dowiedzieli się, że jestem Turkiem. Po co wywoływać wilka z lasu.

Informatyk nie jest jedyny. Wiele osób, w tym dziennikarz gazety muzułmańskiej mniejszości i polityk Mustafa Sargo, obawia się ujawnić swoją turecką tożsamość. – Modlę się w duchu, żeby greccy znajomi z ekipy kolarskiej nie zapytali mnie wprost, kim się czuję: Turkiem czy Grekiem – mówi. Dwudziestosiedmioletni Sargo to jedyny Turek w tej grupie. I jest z tego dumy, bo przyznałby się, że należy do mniejszości. – Najwyżej będę jeździł na rowerze sam. Ale skoro nawet ja, dziennikarz i polityk, mam takie obawy, co mają powiedzieć ludzie z mniejszym kapitałem społecznym?

Pytanie o przynależność etniczną pada regularnie podczas odbywania obowiązkowej służby wojskowej. Kolega Sarga z redakcji mniejszościowej gazety „Gündem”, Ozan Ahmetoğlu, opowiada o tym, co przytrafiło się znajomemu, który służy obecnie w Komotini: – Porucznik zapytał go, kim się bardziej czuje. Odparł, że Turkiem. Następnego dnia porucznik tłumaczył mu podczas apelu, dlaczego żadnym Turkiem nie jest. Upokorzył go przed wszystkimi żołnierzami. Chłopak nabawił się przez to problemów psychicznych, bo to igranie z czyjąś tożsamością.

Otomańskie myślenie

Jeszcze do lat 70. XX w. greckie władze używały pojęć „mniejszość muzułmańska” i „mniejszość turecka” naprzemiennie. Nastawienie polityków zaczęło się zmieniać po pogromie greckiej mniejszości w Stambule i innych tureckich miastach w 1955 r. Przyczyną wybuchu przemocy była fałszywa wiadomość o zdetonowaniu bomby w tureckim konsulacie w Salonikach – domu, w którym w 1881 r. urodził się Mustafa Kemal Atatürk, pierwszy prezydent i twórca koncepcji świeckiej Turcji. W rzeczywistości ładunek wybuchowy podłożył woźny, Turek. Jednak prasa przemilczała jego aresztowanie i fakt, że przyznał się do winy. Sugerowała za to, że to Grecy zdetonowali bombę. Skutki pogromów odczuli Turcy z Tracji – przez kolejne 35 lat nie mogli m.in. kupować ziemi ani posiadać prawa jazdy. Około 60 tys. osób straciło też greckie obywatelstwo.

– Od tego czasu w stosunkach grecko-tureckich panuje zasada wzajemności: to, co spotyka jedną mniejszość, spotka też drugą – wyjaśnia mi Konstantinos Tsitselikis, wykładowca w Katedrze Bałkanów, Slawistyki i Orientalistyki na Uniwersytecie Macedonii w Salonikach. – Mamy też do czynienia z ustawiczną grą kłamstw i oszczerstw. To błędne koło, utknęliśmy w martwym punkcie, bo obie strony przesadzają: Turcja zawzięcie krytykuje sytuację tureckiej mniejszości w Grecji, nie zwracając uwagi na pozytywne zmiany, a Grecja wszystkiemu zaprzecza i odbiera posunięcia tureckich polityków, którzy konsekwentnie używają pojęcia „turecka mniejszość”, za największą prowokację – mówi Tsitselikis.

Mniejszości narodowe są od dawna zakładnikami polityki między Grecją a Turcją, a zapewnienie im ochrony – pretekstem do ingerencji, a nawet inwazji. Już po I wojnie światowej ośmielone upadkiem imperium osmańskiego Królestwo Grecji skierowało wojsko do Azji Mniejszej, pod płaszczykiem obrony greckiej mniejszości, która zamieszkiwała Anatolię od czasów antycznych. Przyłączenie tych ziem miało dać początek „Wielkiej Grecji”, rozciągającej się po obu stronach Morza Egejskiego. Plan się nie powiódł – Grecy ­ponieśli klęskę a Anatolia, Tracja Wschodnia i półwysep Gallipoli wróciły do Turcji.

Aby zapobiec ponownym konfliktom na tle etnicznym, doszło do wymiany ludności. Z Turcji wysiedlono wówczas ponad milion wyznawców prawosławia – głównie Greków – a z Grecji ok. 300 tys. muzułmanów różnych narodowości. Wymiana nie obowiązywała Greków z Konstantynopola i Turków z Tracji Zachodniej. Zawarty w Lozannie traktat pokojowy gwarantował tym mniejszościom pełnię praw, w tym wolność wyznania i języka.

Ten traktat z 1923 r. w opowieściach o greckich Turkach wraca jak mantra. Przedstawiciele mniejszości cytują artykuły, które powinny zapewniać im autonomię, a które nie są przestrzegane. Natomiast greckie władze powtarzają, że traktat wspomina jedynie o mniejszości muzułmańskiej. Służy jako wymówka, aby oficjalnie nie uznawać tureckiej mniejszości – wbrew nawoływaniom organizacji praw człowieka. – Nie możemy tego zrobić. Byłoby to niezgodne z postanowieniami traktatu – stwierdza prawnik Gialaoglou.

Konstantinos Tsitselikis podkreśla, że postanowienia niemal stuletniego traktatu nie przystają do obecnej rzeczywistości: – Przyznawanie praw grupom na podstawie religii to ottomański styl myślenia – za czasów dawnego imperium nie było mniejszości narodowościowych, tylko religijne.

Cypryjska trauma

„Imperialistyczne zapędy Erdoğana, który ingeruje w sprawy wewnętrzne państw bałkańskich z muzułmańską mniejszością”, nie są jedynym powodem do obaw dla Gialaoglou. Prawnik boi się też, że historia się powtórzy. – Nie chcemy zostać drugim Cyprem – powtarza dobitnie, gdy żegnamy się w progu kawiarni w mieście Ksanti, gdzie Gialaoglou mieszka od urodzenia.

Cypr, trzecia co do wielkości wyspa Morza Śródziemnego, jest kluczem do zrozumienia historii dyskryminacji tureckiej mniejszości w Tracji Zachodniej, uczula mnie Tsitselikis. – Wszystkie represje, które spadały na mniejszość w Grecji, to echo wydarzeń na Cyprze. To drażliwy temat, którego się nie porusza – mówi.

Od 1878 r. Cyprem, zamieszkanym przez Greków i Turków, zarządzała Wielka Brytania. Po II wojnie światowej cypryjscy Grecy liczyli na to, że Brytyjczycy zezwolą na enosis wyspy, czyli scalenie jej z resztą zamieszkanych przez Greków terenów w celu utworzenia „Wielkiej Grecji”. Pomysł ten zaniepokoił cypryjskich Turków – w pamięci mieli przyłączenie Krety do Grecji w 1913 r., które zakończyło się przesiedleniem tureckiej ludności.

Sytuacja zaostrzyła się w latach 50. XX w., wraz z propagowaniem w Turcji nacjonalistycznych idei przez premiera Adnana Menderesa, który został później oskarżony o podżeganie do nienawiści przeciwko greckiej mniejszości i stracony. Menderes postrzegał Cypr jako część Anatolii i opowiadał się za przyłączeniem go do Turcji. W tym czasie Turcy stanowili 20 proc. ludności wyspy, co wykluczało aneksję. Powstał więc slogan „podział albo śmierć”, który wybrzmiewał na protestach trwających przez całe lata 60.

Cypryjscy Grecy nie czekali na reakcję Wielkiej Brytanii – Narodowa Organizacja Cypryjskich Bojowników od 1955 r. atakowała kolonialną administrację, by wymusić enosis. Cypryjscy Turcy wsparli Brytyjczyków, przez co Grecy uznali ich za wrogów. Greccy narodowcy na wyspie nie dopięli swego – Cypr nie stał się częścią Grecji, ale niepodległym państwem. Brytyjczycy wycofali się w 1960 r. Wówczas 77 proc. mieszkańców wyspy stranowili Grecy. Na nowe konflikty nie trzeba było długo czekać – przemoc wróciła już w 1963 r., a w 1974 r. Turcja zajęła północną część wyspy, powołując się na prawo do interwencji po zamachu stanu przeprowadzonym na Cyprze przez juntę wojskową, która rządziła Grecją w latach 60. i 70.

Ta rana wciąż się nie zabliźniła. Obawa przed ponowną inwazją Turcji – tym razem na Trację Zachodnią, gdzie mieszka ok. 140 tys. muzułmanów – pozostaje żywa. – Stąd bierze się też niechęć do tureckiej mniejszości: ludzie boją się tureckiego ataku – stwierdza Tsitselikis, choć, zdaniem badacza, Turcja nie stanowi realnego zagrożenia: – To nonsens! Erdoğan nie dokona inwazji na państwo Unii Europejskiej. To normalne, że państwo staje w obronie diaspory. Grecja też broni praw Greków w Albanii. To nie powód, żeby popadać w paranoję.

Wojna z jednym słowem

W wyniku ciągnącego się konfliktu na Cyprze na turecką mniejszość spadały kolejne restrykcje. Junta odebrała im prawo do zarządzania prywatnymi fundacjami charytatywnymi służącymi wspieraniu edukacji, działalności mniejszościowej i pomocy społecznej. Chociaż traktat z Lozanny gwarantował im to prawo.

W 1972 r. z przestrzeni publicznej zaczęły znikać tabliczki z napisem „turecki” – czytam w raporcie organizacji pozarządowej Minority Rights Group. Najpierw przymiotnik usunięto z nazw szkół mniejszościowych. Później, w 1988 r. grecki sąd kasacyjny zakazał również działalności trzem stowarzyszeniom, które miały w swojej nazwie słowo „turecki”, w tym Tureckiemu Związkowi z Ksanti, którym obecnie kieruje dziennikarz i aktywista Ozan Ahmetoğlu. Chociaż stowarzyszenie teoretycznie nie istnieje, bo nie jest zarejestrowane.

– Nasz związek to najstarsza organizacja wspierająca rozwój kulturalny mniejszości tureckiej. Walczymy o istnienie od 40 lat. Sądy odrzucają wnioski o ponowną rejestrację, a grecki rząd wciąż nie wdrożył postanowień Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 2007 i 2008 r. – mówi Ahmetoğlu.

Wtedy Trybunał orzekł, że rozwiązując stowarzyszenia Grecja naruszyła artykuł Europejskiej Konwencji Praw Człowieka dotyczący wolności zrzeszania się. Ahmetoğlu jest przekonany, że władze greckie w końcu zaakceptują postanowienia Trybunału.

Aktywista nie czeka jednak z założonymi rękoma. Codziennie pisze o sprawach mniejszości. Bo „media mają moc – kreują nasze wyobrażenie o świecie”. Ale mogą też manipulować opinią publiczną. Ahmetoğlu przekonał się o tym nieraz, kiedy do greckich gazet trafiały zdjęcia członków redakcji „Gündema”, w której pracuje z Mustafą Sargo.

– Nagłówki typu: tureccy szpiedzy, agenci Ankary to norma. Greckie mainstreamowe media konsekwentnie używają określenia „nielegalne” w odniesieniu do naszego stowarzyszenia. Nasza działalność jest kryminalizowana. W następstwie ludzie myślą, że jesteśmy terrorystami, którzy stanowią zagrożenie porządku publicznego. Takie też jest oficjalne stanowisko sądów i władz – zarzuca się nam, że propagujemy turecką tożsamość w Grecji. W kraju, w którym nie ma Turków! – opowiada Ahmetoğlu.

W batalii sądowej ze stowarzyszeniami nie chodzi o egzekwowanie prawa, tylko o politykę – co do tego Sargo, Ahmetoğlu i Tsitselikis są zgodni. – Grecki rząd popełnia błąd wytaczając grube działa w wojnie o jedno słowo: przymiotnik „turecki” – twierdzi Tsitselikis. – Nie przestrzega w ten sposób podstawowych praw człowieka, łamie własną konstytucję i nie stosuje się do zaleceń Europejskiej Komisji Praw Człowieka. Cała sytuacja jest absurdalna: Grecy nazywają mniejszość turecką Turkami, ale oni sami nie mogą się tak nazywać.

Turcy nie są wyjątkiem. Grecja nie uznaje żadnych mniejszości etnicznych – Macedończycy i Albańczycy, podobnie jak Turcy, w statystykach po prostu nie istnieją. A akademicy, tacy jak Tsitselikis, są tam nazywani wrogami ojczyzny. Bo ośmielają się twierdzić inaczej. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2021