Cypr: cmentarz negocjatorów

Jeśli w polityce są rzeczy wieczne, konflikt cypryjski zajmuje wśród nich miejsce czołowe. Trwa od ponad 60 lat, a przez ostatnich 40 tkwi w fazie przewlekłej, bez szans na rozwiązanie.

16.08.2014

Czyta się kilka minut

Warosza, nadmorski kurort koło Famagusty, to miasto-widmo. Otoczone zasiekami, od 1974 r. stoi puste, bo greccy mieszkańcy uciekli.  / Fot. Tarik Tinazay / AFP / EAST NEWS
Warosza, nadmorski kurort koło Famagusty, to miasto-widmo. Otoczone zasiekami, od 1974 r. stoi puste, bo greccy mieszkańcy uciekli. / Fot. Tarik Tinazay / AFP / EAST NEWS

Oficerowie Cypryjskiej Gwardii Narodowej nie mogli przewidzieć takiego obrotu spraw, gdy 40 lat temu, 15 lipca 1974 r., dokonali w Nikozji (cypryjskiej stolicy) zamachu stanu – obalając, choć na krótko, rząd arcybiskupa Makariosa, prezydenta Cypru. Nie przewidywali też, że nie powiedzie się wielki plan „enosis”: przyłączenia całego Cypru do Grecji – taki cel im przyświecał. Ani że rządząca Grecją junta pułkowników, która stała za tym nieudanym przewrotem, sama się rozsypie i definitywnie pożegna z władzą, rzeczeni pułkownicy zaś in gremio trafią przed sąd i do więzienia. Zamachowcom nie przyszło też do głowy, że Cypr nie tylko nie połączy się z grecką macierzą, ale na lata się podzieli. Czy na zawsze?

Ktoś, kto zdołałby skłonić dziś strony – cypryjskich Greków i cypryjskich Turków – do zgody i zjednoczenia, miałby w kieszeni pokojowego Nobla i miejsce w podręcznikach. Toteż przez 40 lat wielu ambitnych polityków i negocjatorów próbowało się zmierzyć z tym zadaniem. Ale zawsze okazywało się niewykonalne. Cypr niezmiennie potwierdzał swą reputację „cmentarza negocjatorów” – jak ktoś go kiedyś określił. Richard Holbrooke – amerykański dyplomata, który negocjował zakończenie wojny w Bośni – z misji na Cyprze wycofał się szybko: była, jak ocenił, bez szans.

Obustronny deficyt zaufania

Najlepszym sposobem upamiętnienia tragicznych w skutkach – w skali ludzkiej i politycznej – wydarzeń gorącego lata 1974 r. byłoby oczywiście zjednoczenie wyspy. Rozmowy w tej sprawie – które już z rzędu? – wznowiono na początku tego roku i z napomknień komentatorów (negocjatorzy są wstrzemięźliwi) wynika, że w uczestnikach kołatała się nadzieja, iż porozumienie zostanie zawarte przed latem, przed rocznicą. Dodatkowe nadzieje budziło nieoczekiwane zaangażowanie się USA. Porozumienie, pisano z nadzieją, jest bliskie, może już w marcu, w kwietniu, w czerwcu...

Tymczasem minął lipiec i zasadne jest pytanie, czy negocjatorzy zdążą na pięćdziesiątą rocznicę. Bo ostatnią rzeczą, do której skłaniałby ton wypowiedzi i komentarzy po obu stronach, jest optymizm. Każda zarzuca drugiej złą wolę, sobie przypisując czyste intencje.

„Strona turecka chce wytworzyć klimat napięcia, z zamiarem doprowadzenia negocjacji do impasu” – pisał ukazujący się w greckiej części Cypru anglojęzyczny tygodnik „The Cyprus Weekly”. Turcy, według strony greckiej, oczerniają Greków w oczach Zachodu, zarzucając im m.in., że chcą w nieskończoność omawiać sprawy dawno omówione. Z kolei turecki dziennik „Hürriyet Daily News” twierdzi, że wznowienie rozmów było możliwe nie dlatego, że cypryjscy Grecy tego chcieli, ale dlatego, że USA wywarły na nich presję. Od lat, według gazety, o takie wsparcie ze strony USA zabiegali cypryjscy Turcy, którzy w pamiętnym referendum wiosną 2004 r. poparli (w przeciwieństwie do Greków) ONZ-owski plan zjednoczenia wyspy. Turkom cypryjskim, podkreśla „Hürriyet”, na zjednoczeniu zależy, bo na podziale wyspy to oni najwięcej tracą.

USA istotnie się zaangażowały – ku zaskoczeniu wielu, bo przez ostatnie lata były na tym polu nieobecne. Przejawem zmiany była majowa wizyta wiceprezydenta Joe Bidena – pierwsza na tak wysokim szczeblu od 1962 r. Ale jej plon, przynajmniej w wymiarze, o jakim mówiono publicznie, okazał się poniżej oczekiwań. Wbrew nadziejom Greków, którzy liczyli na poważny gest przy okazji wizyty takiej rangi, Turcy nie zgodzili się na otwarcie Waroszy – co dla Greków byłoby ważne w ramach budowy zaufania.

Warosza, nadmorski kurort koło Famagusty, to miasto-widmo. Otoczone zasiekami, od 1974 r. stoi puste, bo greccy mieszkańcy uciekli. Podobno w zamian za otwarcie Waroszy Turcy żądali uznania lotniska Ercan w północnej części wyspy za port międzynarodowy (dziś latają tam tylko linie tureckie). To z kolei dla Greków jest nie do przyjęcia. Koło się zamyka.

Meandry greckiej pamięci

Wydarzenia, które tak zaciążyły na stosunkach grecko-tureckich, rozegrały się latem 1974 r. w ciągu zaledwie kilku tygodni. 15 lipca tamtego roku obalony zostaje prezydent Makarios. Jego miejsce zajmuje Nikos Sampson, działacz narodowej organizacji EOKA-B, wsławionej aktami terroru wobec brytyjskich władz kolonialnych, a później terroryzowaniem cypryjskich Turków.

W tej sytuacji rząd Turcji podejmuje decyzję o interwencji w obronie mniejszości tureckiej. Ma do tego prawo, dowodzą Turcy, jako jedno z trzech państw-gwarantów statusu Cypru (obok Londynu i Aten). 20 lipca lądują tureckie wojska desantowe. Po kilku tygodniach zaciętych walk na przemian z negocjacjami, 16 sierpnia dochodzi do rozejmu. Podział Cypru – jeszcze nie formalny, bo ten nastąpi w 1983 r., wraz z jednostronnym proklamowaniem Republiki Tureckiej Cypru Północnego – staje się faktem.

Tymczasem w Grecji rozpada się tzw. dyktatura pułkowników. „Enosis” Cypru z macierzą miało ich rządy wzmocnić, przydać uznania i popularności. Ale to, co dzieje się na wyspie, zadaje dyktaturze cios.

Pułkownicy wycofują się więc, oddają władzę dawnym politykom, którzy zaczynają wracać z emigracji. Jednym z nich jest Konstantinos Karamanlis, który 24 lipca staje na czele rządu jedności. To on jest uznawany za ojca nowej greckiej demokracji – i taką też nazwę, Nowa Demokracja, przyjmuje założona przez niego partia. Karamanlis zamienia karę śmierci, na którą skazano przywódców junty, na dożywotnie więzienie.

Może dziwić, że okrągła rocznica końca dyktatury nie jest dziś w Grecji specjalnie obchodzona. Nawet media niewiele o niej piszą. Nie dzieje się tak bez powodu. Grecy, od paru lat doświadczani przez kryzys, nie poświęcają większej uwagi kwestiom wykraczającym poza codzienność. Z drugiej zaś strony, obojętność może wynikać z faktu, że dyktatura się rozsypała, a nie została obalona. Nie ma więc jasnego punktu odniesienia. Takim czytelnym punktem jest natomiast 17 listopada – tego dnia, w 1973 r., wojsko krwawo stłumiło bunt studentów Politechniki Ateńskiej (co uważa się za początek końca rządów pułkowników) – oraz 21 kwietnia, dzień wojskowego zamachu stanu dokonanego w 1967 r.

O tych dwóch datach Grecja pamięta. „Demokracji nie dostaliśmy w prezencie, zdobyliśmy ją sobie sami” – mówił 21 kwietnia tego roku prezydent Karolos Papulias, przypominając, że bez ciężkiej pracy demokracji nie da się utrzymać.

Dzień radości, dzień smutku

Ale nie wszyscy tak to widzą. Skrajnie prawicowy Złoty Świt zorganizował wiosną uroczystość ku czci pułkowników – w tym ich przywódcy Jeorjosa Papadopulosa, zmarłego w 1999 r. Co skłania do rozważań, czy zawsze silny w Grecji podział na lewicę i prawicę może dziś narastać.

Pułkownicy przejęli władzę, by zapobiec objęciu jej przez komunistów i inne partie lewicy. Tymczasem dziś mocno lewicowa SYRIZA wysuwa się na pozycję najsilniejszego ugrupowania, zaś Złoty Świt, mimo kłopotów z prawem, nie traci zwolenników.

Ale na Cyprze rocznica inwazji tureckiej na pewno nie zostanie zapomniana. 20 lipca Turcy cypryjscy zawsze obchodzą uroczyście jako dzień „operacji pokojowej” (tak ją nazywają). Przyjeżdża wtedy premier Turcji, w tureckiej części Nikozji odbywa się parada wojskowa. Turcy mają poczucie, że dokonali „taksim” – oddzielenia się od Greków. Bo jako zdecydowana mniejszość (niegdyś 18 proc. mieszkańców wyspy, dziś pewnie więcej) żyli w większym poczuciu zagrożenia niż Grecy.

Z kolei dla cypryjskich Greków jest to dzień smutku. Dla wszystkich, nie tylko uciekinierów z północy, którzy stracili domy i ziemię. Ich dawną własność władze tureckie przydzieliły osadnikom przybyłym z Turcji – z ich obecnością Grecy nie chcą się pogodzić.

Są takie sprawy, w których cypryjscy Grecy i Turcy współpracują zgodnie i bez problemów – tak jest np. z poszukiwaniem osób wtedy zaginionych. Ale obecność osadników to sprawa innego kalibru: to jeden z najtrudniejszych punktów w negocjacjach. Zdaniem Turków osadnicy muszą zostać, choćby dlatego, że dla wielu wyspa stała się domem. Ale dla Greków ludzie z Anatolii są nadal obcym ciałem, z ich obecnością nie mogą się pogodzić. I jeśli kiedyś Cypr, zgodnie z formułą rozmów, miałby się stać federacją złożoną z dwóch stref i dwóch wspólnot, osadnicy musieliby odejść. Nawet Amerykanie w tej sprawie niewiele mogą zmienić.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, współpracowniczka działu „Świat”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2014