Dzieci jednej wyspy

"Cmentarz negocjatorów: tak mówi się o Cyprze i nie ma w tym przesady. Na próbie zjednoczenia wyspy, od 34 lat podzielonej na greckie południe i turecką północ, wszyscy łamali sobie zęby. Czy teraz będzie inaczej?

09.09.2008

Czyta się kilka minut

Nikozja, Cypr: naklejka na koszu na śmieci "I love status quo", część akcji artystycznej "Leaps of Faith" prowadzonej w strefie buforowej ONZ /
Nikozja, Cypr: naklejka na koszu na śmieci "I love status quo", część akcji artystycznej "Leaps of Faith" prowadzonej w strefie buforowej ONZ /

Nie dali rady wytrawni negocjatorzy - na czele z Javierem Perezem de Cuellarem, późniejszym sekretarzem generalnym ONZ, i Richardem Holbrooke'iem, autorem pokoju w Bośni. Zjednoczyć Cypru nie udało się też przywódcom obu społeczności, zaczynając od pierwszego prezydenta Republiki Cypru arcybiskupa Makariosa i wieloletniego lidera cypryjskich Turków Raufa Denktasza. Nie pomogła obecność sił pokojowych ONZ, które przybyły na wyspę już w 1964 r. Nic nie dało wejście Cypru (tj. greckiej części) do UE ani starania Turcji o członkostwo w Unii. Na wyspie trwa stan określany jako "spokój bez pokoju".

Czy zatem obecni przywódcy - Grek Dimitris Christofias i Turek Mehmet Ali Talat - mają szansę na sukces? Ich rozmowy zaczęły się w minionym tygodniu, a w planach są - jeszcze we wrześniu - kolejne intensywne spotkania. W każdym razie - obaj wierzą, że im się powiedzie, a Talat wręcz twierdzi, że porozumienie może zostać zawarte jeszcze w tym roku. Bardziej ostrożni mówią o połowie 2009 r.

Cień dawnych błędów

Na razie sukcesem jest samo rozpoczęcie rozmów. Przecież cztery lata temu, gdy cypryjscy Grecy odrzucili w referendum plan pokojowy Kofiego Annana (przyjęty za to przez cypryjskich Turków), zdawało się, że idea zjednoczenia Cypru została pogrzebana na zawsze.

Stało się inaczej dzięki zmianie na stanowisku prezydenta greckiej części wyspy. Wybory w lutym 2008 r. wygrał tu Dimitris Christofias, przywódca komunistycznej partii AKEL i zwolennik zjednoczenia, od dawna utrzymujący dobre stosunki z Talatem, prezydentem części tureckiej. Christofias nie zwlekając zadeklarował, że rozmowy pokojowe to priorytet, i już w marcu obaj panowie odbyli rozmowę. Wkrótce w geście dobrej woli połączono grecką i turecką część Nikozji przejściem na Ledra Street, głównej ulicy starówki. Zburzenie muru, który ją przecinał, miało wymiar symboliczny: wzniesiono go w 1964 r., na 10 lat przed inwazją turecką i podziałem wyspy. Mur miał oddzielić Greków i Turków, by położyć kres zamieszkom i wzajemnym napaściom.

Wymiar praktyczny - to powołanie grup roboczych, które zajęły się precyzowaniem stanowisk w kwestiach szczegółowych. Wobec takiego rozwoju wydarzeń sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun mianował nowego mediatora, choć jego poprzednik Annan zarzekał się (po wspomnianym referendum), że odtąd od Cypru będzie się trzymać z dala. Mediatorem został Alexander Downer, były szef MSZ Australii. Czy będzie pomocny, trudno na razie ocenić.

Obie strony zresztą nie palą się, by mediatorom przyznać większą rolę. Nie chcą powtórzyć błędu z 2004 r., gdy międzynarodowe naciski przyniosły skutek odwrotny do zamierzonego. Fatalne wrażenie zostawił zwłaszcza komisarz Unii Günter Verheugen, który pouczał Cypryjczyków, jak ważny jest kompromis, żądał wystąpienia w TV i obraził się, gdy mu odmówiono. Po takich doświadczeniach Talat i Christofias wolą, by wszystko zostało w ich rękach.

Brzemię enosis i taksim

Brzemię historii jest na Cyprze równie ciężkie jak w przypadku konfliktów o Palestynę, Kaszmir czy Tybet. Sytuację komplikuje fakt, że cypryjscy Grecy i Turcy nie działają sami: obie strony mają za plecami protektorów i nic nie da się tu osiągnąć bez aprobaty Grecji i Turcji, które, wraz z Wielką Brytanią, są gwarantami statusu Cypru. Zapewnia im to porozumienie z 1960 r., które utorowało drogę wyzwoleniu spod władzy brytyjskiej i powstaniu suwerennego Cypru.

Właśnie Wielka Brytania ponosi w dużej mierze winę za to, co działo się na Cyprze w końcowym okresie jej panowania i w latach następnych. Jak w innych miejscach upadającego imperium, i tu Brytyjczycy dołożyli starań, by skłócić miejscowe społeczności, z których każda i tak podejrzewała drugą o jak najgorsze zamiary. W wypadku Greków miało to być enosis: unia z Grecją. W wypadku Turków - taksim: trwałe rozdzielenie obu społeczności, aby każda rządziła się sama (Turcy, stanowiący tylko 18 proc. mieszkańców, zawsze obawiali się dominacji Greków).

Enosis i taksim splotły się w pamiętnym 1974 r. Ostatecznym celem zamachu stanu, zorganizowanego przez greckich spiskowców, było nie tylko obalenie arcybiskupa Makariosa, ale i przyłączenie Cypru do Grecji. Natychmiastowa interwencja Turcji doprowadziła jednak do taksim: rozpadu wyspy na dwie części. Proklamowana zaś w 1983 r. Republika Turecka Cypru Północnego dała wprawdzie Turkom poczucie bezpieczeństwa, ale za cenę izolacji, bo poza Turcją nikt jej nie uznał. Bez pomocy Turcji - politycznej, wojskowej i finansowej - państewko Turków cypryjskich nie mogłoby istnieć.

Osadnicy i żołnierze

Czy po 34 latach separacji cypryjscy Grecy i Turcy są w stanie żyć w jednym państwie? I czy dobre stosunki przywódców (Christofias został zaproszony na ślub córki Talata i choć nie mógł w nim uczestniczyć, zapowiedział, że osobiście przybędzie z życzeniami) wystarczą, by negocjacjom wróżyć powodzenie? Lata podziału wydłużyły listę problemów i sprawiły, że dla wielu z nich nie ma dobrego rozwiązania.

Przy czym kwestie terytorialne, z pozoru niełatwe, nie należą do najtrudniejszych. Część turecka zajmuje aż 37 proc. powierzchni Cypru - grubo więcej, niż by to wynikało z populacji tureckiej - i Turcy są gotowi oddać część Grekom. Zapewne da się też rozwiązać kwestię poszukiwania osób zaginionych (ok. 1500 Greków i 500 Turków); działa tu już wspólny zespół badawczy. Problemem nie powinno być też połączenie Nikozji w jeden organizm miejski. Specyfika funkcjonowania miasta sprawia, że władze obu części podejmowały już wspólne przedsięwzięcia.

Jeśli jednak chodzi o takie sprawy, jak powrót uchodźców, odzyskiwanie własności, obecność osadników na północy wyspy i ponad 40 tys. żołnierzy tureckich, negocjatorzy natkną się na przeszkody, które mogą się okazać nie do pokonania. Weźmy kwestie własności: Turcy uważają, że starczy rekompensata bądź wymiana, czyli przekazanie uchodźcom greckim z północy dawnego majątku Turków z południa i odwrotnie. Sęk w tym, że Grecy na północy zostawili więcej i wielu nie zamierza z tego rezygnować. W dodatku ich dawne domy są dziś przeważnie w rękach osadników sprowadzonych po 1974 r. z Anatolii. Co z nimi począć? Grecy, którzy osadników uważają za intruzów, są za tym, by odesłać ich do Turcji. Ale nie jest to proste. Propozycję Christofiasa, który skłonny jest zgodzić się na pozostanie 50 tys. (tj. połowy osadników), Turcy przyjęli bez entuzjazmu.

Albo kwestia żołnierzy tureckich: zdaniem Greków wszyscy powinni opuścić Cypr, Turcy zaś chcieliby część wojsk zostawić, zgodnie z traktatem z 1960 r., który zezwala Grecji i Turcji na utrzymywanie tu kontyngentu. Z kolei Grecy chcą, by cały traktat o gwarancjach został anulowany.

Państwo stare czy nowe?

Jest też kwestia fundamentalna: jakie ma być nowe państwo? Że będzie to federacja dwóch stref i dwóch wspólnot - co do tego strony są zgodne. Ale gdy dochodzi do szczegółów, pojawiają się rozbieżności. Grecy chcą, by obie części, grecka i turecka, były podporządkowane silnej władzy centralnej, podczas gdy Turcy opowiadają się za luźnym związkiem dwóch państw. Czy z tak różnych wizji uda się wypracować wspólną koncepcję?

I czy nowe państwo ma być prostą kontynua-

cją dawnej, stworzonej przez Brytyjczyków Republiki Cypru? Tak chcą Grecy. Turcy jednak wolą, aby nowy Cypr był tworem całkowicie nowym, nieosadzonym w przeszłości. To także trudno pogodzić.

W tej sytuacji fundamentalne pytanie dotyczy stanu świadomości społecznej. Czy, mimo wzajemnych żalów i fatalnych doświadczeń, Greków i Turków nadal łączy poczucie wspólnoty? Jeszcze niedawno sądzono, że znikło kompletnie. Tymczasem w ostatnich latach można obserwować zacieśnianie prywatnych kontaktów. Paradoksalnie, bodźcem do tego okazała się obecność osadników, która wielu cypryjskim Turkom uświadomiła, że bliżej im do Greków z wyspy niż do pobratymców z Turcji; wielu z nich na osadników patrzy jak na ludzi z innego, azjatyckiego świata.

W dodatku wspólnota Cypryjczyków ma całkiem wymierny wyraz. "Prawdziwi" cypryjscy Turcy, w przeciwieństwie do osadników, mają prawo do otrzymania paszportu Republiki Cypru i korzystania z wszelkich możliwości, jakie są udziałem mieszkańców południa - należącego do Unii. Bo, jak podkreśla prezydent Christofias, "cypryjscy Grecy i Turcy są dziećmi tej samej wyspy".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, współpracowniczka działu „Świat”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2008