Cypryjski mur

Przecina wyspę na dwoje, dzieli miasta i ludzi. Przyciąga za to turystów.
z Nikozji (Cypr)

06.12.2021

Czyta się kilka minut

Przejście graniczne na ulicy Ledra w Nikozji. Cypr, grudzień 2018 r. / BILDAGENTUR-ONLINE / GETTY IMAGES
Przejście graniczne na ulicy Ledra w Nikozji. Cypr, grudzień 2018 r. / BILDAGENTUR-ONLINE / GETTY IMAGES

To jedyne takie miasto w Europie. Trwa pandemia i do północnej części Nikozji – i w ogóle do północnej części Cypru, od niemal pół wieku będącej nieuznawanym państwem – można dostać się tylko na podstawie testu, nie wystarczy dowód szczepienia. Większość ciekawskich zadowala się więc panoramą miasta, która rozciąga się z Shacolas Tower. Wieżowiec stoi przy głównym deptaku. Wjeżdżam na jedenaste piętro. Po drugiej stronie faktycznej granicy toczy się zwykłe życie, tylko ulice wydają się bardziej zaniedbane. Na tle góry rozpościera się gigantyczna turecka flaga.

Gdy pytam o Cypr Północny, właściciel kawiarni, która mieści się zaraz przy murze i nosi nazwę Berlin Wall, oburza się: – Nie ma czegoś takiego jak Cypr Północny, to teren okupowany! Oderwali nam kawałek ciała, a ty to nazywasz osobnym państwem?

Do kawiarni przychodzą turyści i miejscowi, aby popatrzeć na drugą stronę. Dziś jest pustawo. – Czasem zagląda tu starsza kobieta, która przyjeżdża do miasta na targ z okolicy – mówi właściciel kawiarni. – Pije kawę, ociera łzy, bierze siatki i wychodzi. Podobno urodziła się po tamtej stronie. Nie pytam, bo po co? Każdy tu za czymś tęskni.

Historia rodzinna

W kiosku przy przejściu granicznym można kupić pocztówki z Nikozją podzieloną murem. Gdy nie ma klientów, 64-letnia Irina Peliwanowa staje w drzwiach i patrzy na ulicę. Urodziła się w Gruzji, w Moskwie skończyła ekonomię. W 1994 r. rodzina wyemigrowała do Grecji, a gdy w 2008 r. wybuchł kryzys, przyjechali do Nikozji i tu urządzili się od nowa.

– U nas już tak jest, że co jakiś czas rzucamy wszystko w poszukiwaniu lepszego życia – mówi Irina. – Prababcia była dzieckiem, gdy w 1829 r. jej rodzice uciekli do Gruzji. Mieszkali niedaleko Karsu, w północno-wschodniej Turcji. Trwały prześladowania Greków. Turcy obcinali Grekom języki, wielu umarło w męczarniach…

Pierwsza połowa XIX w. to okres niespokojny w dziejach Greków rozsianych w basenie Morza Śródziemnego. W 1821 r. na terenie Grecji – wówczas wchodzącej w skład Imperium Osmańskiego – wybucha powstanie, które przekształca się w wojnę o wyzwolenie Grecji. Morderstwa cywilów zdarzają się po obu stronach, ale to działania armii tureckiej na Chios wstrząsają europejską opinią publiczną. Podczas rzezi wyspy w kwietniu 1822 r. ginie ponad 20 tys. mężczyzn, a kobiety zostają wzięte do niewoli.

Grozę tych wydarzeń próbuje oddać Eugène Delacroix w obrazie „Masakra na Chios”. Ale jego płótno blednie wobec wieści, które krążą po Europie i zjednują ochotników gotowych wesprzeć Greków. Jest wśród nich George Byron: dla idei niepodległościowej Hellenów angielski poeta nie szczędzi pióra i pieniędzy, część majątku przeznacza na wyposażenie greckiej floty. Umiera na malarię w 1824 r. Do dziś jest bohaterem narodowym Greków, a jego zhellenizowane nazwisko Viron to popularne greckie imię. Również cypryjscy Grecy doświadczyli wówczas boleśnie tureckich represji.

Irina Peliwanowa czyta o tym w wolnych chwilach, bo zbiera materiały do opisania rodzinnej historii. Chce pozostawić wnukom świadectwo. Mówi, że nie chowa w sercu nienawiści do Turków. Chodzi na okupowaną stronę Nikozji po zakupy i do fryzjera. Ma tam ulubione kawiarnie i targ warzywny. Jest tanio i bezpiecznie. – U nas mężczyźni spotykają się w kafeteriach i politykują, że trzeba odebrać dawne ziemie, przegnać Turka, że dość tej hańby. A kobiety pozwalają im się wygadać, bo wiedzą, że to jedyny sposób na wylanie z serca żółci. Dosyć było już wojen i krwi między nami.

Irina nie wierzy, że za jej życia dojdzie do zjednoczenia Cypru. Temat ten od lat powraca w polityce międzynarodowej, ale nic się nie zmienia. Mur wciąż dzieli miasto.

Pół wieku temu

Aby wyjaśnić, skąd się wziął, trzeba sięgnąć do historii Cypru. Zwany Wyspą Afrodyty (bo tu bogini miała wyłonić się z piany morskiej), nosi on ślady różnych wpływów. Pozostały pamiątki po cesarstwie bizantyjskim i obecności Arabów, średniowieczne ruiny z czasów templariuszy (władali oni wyspą) i mury pamiętające Republikę Wenecką.

Ale kluczowy dla zrozumienia obecnej sytuacji okres zaczyna się w XIX w., gdy Cypr jest pod władzą Turków, a potem w 1878 r. na mocy umowy turecko-brytyjskiej przechodzi w ręce Anglików. Byli oni wtedy sojusznikami Turcji, która właśnie przegrała kilkuletnią wojnę z Rosją o dominację we wschodniej części Bałkanów – przejęcie kontroli nad wyspą miało umocnić pozycję Londynu (a wraz z tym sojuszu turecko-brytyjskiego) we wschodniej części Morza Śródziemnego.

Greccy mieszkańcy wyspy, stanowiący większość, nie zaakceptowali tej zmiany i nadal buntowali się przeciw obcym – teraz brytyjskim – wpływom, także zbrojnie. W 1950 r. Makarios III, zwierzchnik cypryjskiego Kościoła prawosławnego, doprowadził do plebiscytu, w którym większość opowiedziała się za zjednoczeniem z Grecją. Brytyjczycy go nie uznali, co pchnęło cypryjskich Greków do powołania Narodowej Organizacji Cypryjskich Bojowników (EOKA). Nasilały się akty terroru, brytyjskie wojsko zwalczało partyzantkę. Wreszcie po rokowaniach z udziałem Wielkiej Brytanii, Turcji i Grecji w 1960 r. utworzono niepodległą Republikę Cypryjską, której pierwszym prezydentem został arcybiskup Makarios.

Młodemu państwu nie udało się utrzymać równowagi między zamieszkującymi je Grekami i Turkami. Już w 1963 r. wybuchła wojna domowa, a rok później ONZ wysłała siły pokojowe. Względny spokój trwał do 1974 r. 15 lipca tego roku EOKA, w porozumieniu z rządzącą w Atenach juntą wojskową, doprowadziła do przewrotu na Cyprze. Pięć dni później na północy wyspy wylądowały wojska tureckie, w imię ochrony ludności tureckiej. Walki trwały kilka dni, ogłoszono rozejm, ale Turcy nie wycofali się już z zajętych terenów, a w 1983 r. proklamowali Republikę Turecką Cypru Północnego. Nikt poza Turcją jej nie uznał.

Od 2004 r. Republika Cypru (tj. grecka część wyspy) należy do Unii Europejskiej.

Miasto duchów

Konflikt spowodował wtedy exodus ludności: kilkaset tysięcy Greków zamieszkujących tereny północne uciekło z domów, aby prędzej lub później trafić na greckie południe. Zwykle zostawiali za sobą dorobek życia. W drugą stronę, już po zakończeniu działań wojennych, emigrowali Turcy żyjący wcześniej na południu (ok. 60 tys. ludzi).

– Rodzina mojego męża pochodzi z miasta Famagusta na północy. Uciekli podczas tureckich bombardowań w 1974 r. Teściowa, która skończyła 78 lat, wciąż liczy, że tam wróci. Nie chce sprzedawać domu. Ciotka męża najbardziej żałuje tego, że nie zabrała pamiątkowych fotografii – opowiada Maria Christou, Polka, która od 2010 r. mieszka w Limassol (największym mieście w greckiej Republice Cypru).

Famagusta słynęła z pięknych plaż – kiedyś mówiono, że to „Copacabana Morza Śródziemnego”. Dochody przynosił jej także port. Liczyła 60 tys. mieszkańców, a w sezonie przybywało tu czasem nawet drugie tyle turystów. Nikt nie narzekał na brak zajęcia.

Po tureckiej inwazji z Famagusty uciekło ok. 40 tys. Greków, a Warosia – nadmorska dzielnica, obsługująca ruch turystyczny – zamieniła się w „miasto duchów”. Otoczona kordonem wojska, pozostała zamknięta dla mieszkańców. Miała być kartą przetargową, ale negocjacje utknęły. Nazwę „miasto duchów” rozpowszechnił szwedzki dziennikarz Jan Olof Bengtsson, który w 1977 r. odwiedził szwedzki kontyngent ONZ w Famaguście. Zobaczył porzucone stoliki restauracyjne, na których pozostały talerze i filiżanki, leżaki gotowe do przyjęcia gości i pranie wciąż rozwieszone na sznurkach. Jakby ludzie zaraz mieli wrócić.

– Historia inaczej wygląda z perspektywy Greków, a inaczej z perspektywy Turków. Choć rodzina męża bardzo ucierpiała na skutek wojny, nie można zamykać oczu na fakty – uważa Maria Christou. – A faktem jest, że nacjonalistyczna organizacja EOKA B dopuściła się wielu morderstw. Ludność turecka drżała przed samowolką, a rząd w Ankarze postanowił to wykorzystać.

Łańcuch na plaży

Maria Christou pochodzi z Łodzi. Pewnego dnia poszła na wystawę zdjęć greckich wysp i tam spotkała Giorgosa. Ona uczyła polskiego, on skończył w Łodzi medycynę i był w trakcie specjalizacji. – To była miłość od pierwszego wejrzenia – wspomina Maria. – Jeden ślub mieliśmy w Łodzi, drugi na Cyprze. Tu na wesele zaprasza się nawet półtora tysiąca gości, nie ma lokali, które pomieściłyby wszystkich, imprezę robi się na zewnątrz. Przyjmowaliśmy życzenia przez trzy i pół godziny.

Nie chciała rezygnować z pracy i żyć w cieniu męża. Mówi, że Cypryjczycy to zamknięta grupa, mają mentalność zbliżoną do bliskowschodniej i niełatwo godzą się z niezależnością żon. Ona trafiła do rodziny tolerancyjnej. Podkreśla też, że wśród jej znajomych jest wiele wykształconych kobiet: lekarki, nauczycielki, które doskonale odnajdują się w swoich rolach. – Nie czuję się ograniczana, choć życie kobiet wygląda tu inaczej niż w Polsce, system patriarchalny trzyma się mocno – uważa Maria. – Formalnie mężczyzna nie ma prawa zabronić żonie wyjścia do ludzi, do pracy. Dziewczyny kształcą się, dokonują własnych wyborów. Ale warto, żeby stał za nimi jakiś mężczyzna: ojciec, brat, mąż.

Maria prowadzi blog, jest autorką książek o wyspie. Rozmawia z Cypryjczykami i słyszy od nich, że podział nikomu nie służy, dlatego wielu ludzi działa na rzecz zjednoczenia. Angażują się ludzie z północy i południa. To najczęściej ci, którzy pamiętają czasy sprzed podziału. Młodszych przekonują pieniądze: tereny pod kontrolą Turcji są biedniejsze, rzadziej odwiedzane przez turystów; sądzą, że gdyby Cypr się zjednoczył, mogliby lepiej zarabiać.

– Jest takie stowarzyszenie Greków i Turków: Famagusta – Moje Miasto, które czyni starania o zmianę myślenia i chce wpływać na polityków. Byłam razem z nimi w Famaguście, na plaży zrobiliśmy łańcuch symbolizujący odnowienie relacji – wspomina Maria. – Były chwile, gdy wydawało się, że sprawa scalenia wyspy wróci na arenie międzynarodowej i przyniesie dobre rezultaty, ale nic z tego nie wyszło.

Obrońcy z północy

Nadzieje na zjednoczenie jednak nie opuszczają Cypryjczyków. W podręczniku do historii dla szóstej klasy podstawówki można przeczytać, że „jasnowłosy naród” wyzwoli kraj spod okupacji tureckiej i przywróci spokój na wyspie. W klasie, do której chodzi syn Marii Christou, nauczycielka omawiała z dziećmi ten temat podczas lekcji. – Na Cyprze ludzie są przesądni, wierzą, że kiedyś nastąpi takie cudowne wyzwolenie, i że zrobią to Rosjanie, dlatego tak tutaj ich lubią – mówi Christou. Bo „jasnowłosy naród” z podręcznika to naród rosyjski: to pamięć po roli, którą w drugiej połowie XIX w. oraz przed I wojną światową Rosja – skonfliktowana z Turcją – odgrywała na Bałkanach.

Podobna legenda powstała również na temat wyzwolenia Konstantynopola. Aby zrozumieć jej źródło, trzeba cofnąć się do „feralnego wtorku” w 1543 r. i przypomnieć Konstantyna XI, ostatniego cesarza chrześcijańskiego Bizancjum. „Jak stał na wyłomie murów, opuszczony przez zachodnich sprzymierzeńców, stawiając czoło niewiernym do chwili, gdy uległ przygniatającej ich liczbie i poległ, mając całe Cesarstwo za swój całun żałobny” – tak opisał go historyk Steven Runciman, autor klasycznych prac o wyprawach krzyżowych oraz Bizancjum.

Choć od tamtego wtorku minęło prawie 500 lat, wydarzenie to do dziś jest raną w sercach i w pamięci zbiorowej Greków. W ich przekonaniu zachodnia Europa nie tylko nie pomogła w obronie ich cesarstwa, ale bez żalu i należnego współczucia obeszła się z ich bólem po upadku tamtej stolicy greckiego świata.

Natomiast do roli religijno-politycznej spadkobierczyni Cesarstwa Bizantyjskiego zgłosiła się wówczas carska Rosja, prezentująca się jako „trzeci Rzym” (tym drugim miało być właśnie Bizancjum), dla której „odbicie Konstantynopola” stało się w wieku XIX swego rodzaju idée fixe. Pamiętając o tym, łatwiej zrozumieć nadzieję, z jaką opowiada się tu legendę o jasnowłosych obrońcach prawosławia, którzy mają przybyć z północy.

Wycieczka do domu

Wyboista droga prowadzi przez góry, stary dżip ledwie ciągnie. Jedziemy na plaże Akamas, gdzie wylęgają się żółwie. Christos Christoforoy, kierowca, ma 58 lat i mieszka w Limassol, ale jego rodzina pochodzi z północy. Jest mechanikiem samochodowym, a w weekendy dorabia wożąc turystów. Opowiada, jak za sprawą lockdownów ludzie zarabiali tu mniej i przejadali oszczędności. On dostawał 60 proc. pensji, a osobom samotnym (jest po rozwodzie) trudno utrzymać się w Limassol za takie pieniądze.

Na północ Cypru Christos pojechał osiem lat temu, wraz z matką i ówczesną żoną. Oglądamy zdjęcia w telefonie komórkowym. Dom znajduje się w wiosce Myrton, dziś mieszka w nim turecka rodzina. Na fotografii widać matkę Christosa, jak przygląda się drzewom owocowym, które sama sadziła. Nigdy nie mogła odżałować tego ogrodu.

Gdy chodzili dookoła płotu, Turczynka niespodziewanie zaprosiła ich do środka. Także od wewnątrz dom niewiele się zmienił. Mama Christosa rozglądała się. Niezręczne milczenie przerwała gospodyni. – My też straciliśmy wszystko. Musieliśmy w pośpiechu spakować rzeczy. Całe moje życie zostało w Pafos – powiedziała.

Pafos to urocze miasto na południowo-zachodnim wybrzeżu, w greckiej części Cypru.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i polonistka. Absolwentka teatrologii UJ i podyplomowych studiów humanistycznych PAN. Z „Tygodnikiem Powszechnym” współpracuje od 2013 roku, autorka reportaży i wywiadów o tematyce społecznej, historycznej i kulturalnej. Laureatka m.in. I nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 50/2021