Kąśliwość języka

Na czym polega różnica między “bojownikiem" a “terrorystą"? Czym różni się “wolność" od “prawdziwej wolności"? Czy fundamentalista może być przyjacielem? Czy w doborze słów można zawrzeć ukryte treści? Czy źle dobrane słowo może zranić?.

07.09.2003

Czyta się kilka minut

Parę lat temu “Gazeta Wyborcza" opublikowała felieton Sławomira Mrożka poświęcony artykułowi “Niemiec zabił". Tytułowy Niemiec był kierowcą mercedesa, który zderzył się w Polsce z małym fiatem 126p. Kierowca malucha zginął, Niemiec trafił do szpitala i przeżył, a uprzednio - zabił. Mrożek docieka, dlaczego tę relację zatytułowano tak kuriozalnie: zastanawia się, co narodowość kierowcy mercedesa miała do rzeczy! A co by było, gdyby niemiecki kierowca zginął, a polski przeżył? Czy wówczas gazeta dałaby tytuł “Polak zabił"? Nie!

Autor tytułu uległ sile stereotypu, wedle którego Niemcy “szczególnie lubią zabijać (Polaków)". Wystarczyło jedno słowo - nie na temat (czego zresztą spora część czytelników mogła sobie nawet nie uświadomić) - aby artykuł przekazał silnie negatywne treści dotyczące Niemców.

Manipulacja nie jest kłamstwem

Dobór słów: ironia, podtekst, konotacja - wszelkie instrumenty służące wyrażaniu emocji stanowią wyraz opinii, jakiej w tekstach informacyjnych być nie powinno. Liczni dziennikarze opisując skomplikowane sytuacje, niekiedy muszą sobie dopomóc w ich zrozumieniu (nie mówiąc już o czytelnikach czy widzach, którzy na przykład z meandrów polityki międzynarodowej rozumieją niewiele).

Wprowadzając uproszczenia na poziomie językowym, dokonują wyborów i wyrażają opinie, które - często tak bywa - zawierają ocenę pozytywną (np. pisząc w latach osiemdziesiątych o afgańskich mudżahedinach “bojownicy") lub negatywną (dziś nazywając ich “fanatykami", “fundamentalistami" czy wręcz “terrorystami"). Być może efekt ten jest niezamierzony: dziennikarze sami padają ofiarami manipulacji, nieświadomie powtarzając potocznie przyjęte określenia.

Tym sposobem, choć wtórnie, manipulowany jest także czytelnik czy widz. Językoznawca Jerzy Bralczyk powiada: “Manipulację można uznać za nieetyczną także w tym sensie, że zawiera pierwiastek oszustwa, możliwego dzięki przewadze nadawcy nad odbiorcą w procesie komunikacji, gdy warunkiem uczciwej komunikacji jest równość jej uczestników. Można zasadnie uważać za nieetyczne obrażanie partnera, stosowanie wobec niego ironii, odmawianie kontaktu (w większości przypadków), manifestowanie dominacji. Wśród zachowań nieetycznych bazujących na nierówności wiedzy nadawcy i odbiorcy, najbardziej oczywiste jest kłamstwo. Manipulacja nie jest kłamstwem w prostym sensie: ten rodzaj oszustwa na ogół nie może podlegać mechanizmowi falsyfikacji, eliminującemu negatywne skutki kłamstwa i pozwalającemu na zdemaskowanie kłamcy. Manipulacja jest bardziej przewrotna: temu, kto manipuluje, nigdy nie można ostatecznie zarzucić manipulacji - zawsze może utrzymywać, że to, co robi, robi w dobrej wierze".

Najczęściej autorzy tekstów i redaktorzy wcale nie mają zamiaru manipulować czytelnikami czy słuchaczami. Działają w dobrej wierze, chcąc nam przybliżyć niuanse przedstawianych zagadnień, albo czynią tak z niechlujstwa, bezrefleksyjnie przyklejając swoim bohaterom czy wydarzeniom łatwo dostępne etykietki.

Gra słów

Badacze analizujący język publikacji prasowych dochodzą do wniosku, że konsekwencje uproszczeń czy świadomych manipulacji językowych są doniosłe. Joanna Smól, analizując język reportaży w młodzieżowych czasopismach, skłonna jest dopatrywać się w nim sporej dozy socjotechniki (bez wnikania w to, czy jest ona zamierzona, czy nie). Autorzy tekstów za wszelką cenę pragną się ze swymi czytelnikami zintegrować poprzez obfite czerpanie z języka potocznego czy naśladowanie młodzieżowego żargonu. Jednakże w rezultacie tych usiłowań rozbudzają pewne tęsknoty czy nawet propagują pewne życiowe wzorce: życia wygodnego, “złożonego wyłącznie z flirtu, zabawy, rozrywki".

Kluczem do omijania niezamierzonych, wtórnych manipulacji językowych, które mogłyby mieć konsekwencje natury etycznej, jest staranność i unikanie rutyny podczas pisania, a następnie ścisła kontrola redakcyjna gotowych utworów dziennikarskich czy publicystycznych. “Zadaniem dziennikarza jest zatem pisanie w takiej formie, by czytelnik miał przynajmniej złudzenie obiektywizmu - czyli ostrożność w doborze słów, unikanie (!) prób komentowania opisywanych zdarzeń". Jeśli natomiast manipulacja jest efektem zamierzonych działań, mamy do czynienia po prostu z grzechem dziennikarskim, nadużyciem, kłamstwem.

Technik świadomej manipulacji językowej jest sporo. Językoznawcy uważają, że jedną z nich jest rozbudzanie emocji poprzez stosowanie naładowanych emocjonalnie słów (“biurokrata" zamiast “urzędnik", “kolaboracja" zamiast “współpraca" itp.). Dziennikarze uprawiający słowną żonglerkę działają też perswazyjnie, w zawoalowany sposób zmieniając czy modyfikując utarte oraz potocznie przyjęte definicje stosowanych słów - w taki sposób zrodziła się, zdaniem Bralczyka, “prawdziwa wolność" czy “prawdziwa sprawiedliwość". Manipulować można też za pomocą tzw. implikatury, czyli poprzez sugerowanie oczywistości własnych opinii, choć formalnie ich się nie wyraża. “Ponieważ częściej zdarza nam się mówić o efektach usiłowań niż o samych usiłowaniach - pisze Bralczyk - informacja, że »usiłowano zorganizować manifestację« ma być odebrana jako znak, że usiłowania się nie powiodły. Ale formalnie powodzenia usiłowań się nie wyklucza, zatem nie ma kłamstwa nawet wtedy, gdy manifestacja się odbyła. »Niektórzy tak sądzą« zdaje się wskazywać, że nie jest ich wielu, ale przecież mogą być ich miliony, a zdanie stanie się nieprawdziwe dopiero wtedy, gdy nikt nie będzie tak sądził. (...) Gdy mówimy, że polski przemysł znalazł się pod ścianą, że znajdujemy się na skraju zapaści ekonomicznej albo że kwitną inwestycje - nie mamy ani obowiązku, ani nawet możliwości udowodnienia, że mówimy prawdę. Metafora z zasady nie może być literalnie prawdziwa".

W języku publicystyki, którą eufemistycznie nazwijmy “zaangażowaną", a mówiąc wprost: publicystyki propagandowej, chętnie stosuje się ironię. Janina Fras przytacza charakterystyczny przykład zaczerpnięty z języka propagandy komunistycznej z marca 1968 r.: “w maleńkiej kawiarence przy ulicy Foksal mieścił się sztab specjalistów od »wielkiej polityki«; (...) znajdują się wśród nich pisarze, którzy w imię »wrażliwości moralnej« zrzucają ze swoich barków odpowiedzialność za losy Polski (...)". Jak widać, efekt ironii możemy uzyskać przez umiejętne użycie cudzysłowu. “Posłużenie się ironią - uważa Fras - pozwala wyrazić - elegancko, nie wprost - wiele uczuć negatywnych (lekceważenie, pogardę), umożliwia ośmieszenie i zdeprecjonowanie (...)".

Ośmieszyć lub zdeprecjonować można też za pomocą gry słów. Tego rodzaju psikusy zdarzały się “Gazecie Wyborczej", na której łamach artykuł o strajku w hucie opatrzono tytułem “Bój w hucie", a innym razem - “Bój o ciągłe odlewanie". A jak w tym kontekście ocenić tytuły, które dowcipnie (?) nawiązują do nazwisk bohaterów artykułów (również “Gazecie" zdarzyło się na swoich łamach zamieścić tytuły takie, jak “Fotel po Bujaku" (nawiązanie do Zbigniewa Bujaka) czy “Król prasy" (chodziło o Marka Króla)?

Dziennikarz nie zamierzający manipulować ani trywializować przedstawianych wydarzeń czy zagadnień (a wspomniane tytuły z “Wyborczej" są chyba raczej przejawem dezynwoltury niż manipulacji), winien zdawać sobie sprawę z kulturowych treści tkwiących w słowie oraz jego ciężaru wartościującego.

Wyrazy niebezpieczne

Dziennikarze amerykańscy są wyczuleni na tego rodzaju bagaż słów, którymi się posługują. Nie ma w USA rzeczy bardziej niepoprawnej politycznie, jak nazwanie Murzyna Murzynem czy dobitne określanie płci w sytuacji, gdy płeć nie ma nic do rzeczy. Stąd w angielskim pojawiają się takie dziwolągi, jak np. “chairperson" na oznaczenie kogoś, kto pełni funkcję “chairmana" - prezesa, przewodniczącego itp. - bez określenia płci (“chairman" jest rodzaju męskiego, chairwoman zaś żeńskiego).

Amerykanie dążą do tego, by określenia stosowane w informacjach nie miały charakteru wartościującego. Ortodoksyjni stróże politycznej poprawności zdołali niegdyś nawet doprowadzić do wyrugowania określeń odnoszących się do koloru skóry opisywanych bohaterów. Słyszałem anegdotę, wedle której w artykule poświęconym przestępcy poszukiwanego listem gończym podano rysopis zawierający kolor oczu, włosów, wzrost i wiek zbiega, ale ani słowem nie zająknięto się na temat koloru skóry, aby nie stwarzać wrażenia, że jak już kogoś policja poszukuje, to na pewno Czarnego (lub, co gorsza, Murzyna).

Lepiej być przesadnie wyczulonym na podtekst i ładunek emocjonalny słów, którymi posługujemy się w publikacjach prasowych, niż zapominać o ukrytym sensie, który zawiera ocenę, a zatem może być dla kogoś krzywdzący. Jeśli określimy bohatera artykułu jako “łysiejącego", nie wiedząc, że cierpi na raka i poddawany jest chemioterapii, na pewno nie sprawimy, że na jego twarzy zagości uśmiech. Inni mogą okazać się wrażliwi nawet na takie pozornie neutralne określenia, jak “niski", “chudy", “starszy" itp.

Tekst jest fragmentem książki “Przedsiębiorstwo Apokalipsa. O etyce dziennikarskiej", która ukaże się niebawem nakładem wydawnictwa Rebis. Skróty, tytuł i śródtytuły od redakcji.

Niealfabetyczny słowniczek terminów niekoniecznie dziennikarskich

Szykany - celowe utrudnianie komuś życia, prześladowanie; słowo może pojawić się dla opisania sytuacji, w której skonfliktowany z urzędem albo nieporadny petent szuka rewanżu za pośrednictwem mediów.

Zdrada - na pewno ten, kto jej się rzekomo dopuszcza, nigdy w odniesieniu do siebie nie użyje tego słowa; ładunek emocjonalny: 10 punktów (w dziesięciopunktowej skali).

Zamieszki - nawet pokojowa manifestacja bywa tak nazywana; termin zawiera odwołanie do chaosu, rozróby, burd ulicznych - odwraca uwagę czytelnika od aspektu politycznego czy społecznego demonstracji.

Incydent - określając tym mianem jakieś wydarzenie, marginalizujemy jego znaczenie, uniemożliwiamy wpisanie go w jakikolwiek ciąg przyczynowo-skutkowy.

Okupacja - chciałbym poznać kogoś, kto by mi jednoznacznie udowodnił, że Izrael okupuje Palestynę lub też, że tak na pewno nie jest. Dopóki ktoś taki się nie odnajdzie - słowo należy stosować bardzo rozważnie.

Kolaboracja - pejoratywny wydźwięk tego słowa nie wymaga komentarza.

Fundamentalista - tak się złożyło, że na fundamentalistę awansuje każdy bojownik (terrorysta) islamski. Jednak dla takiego terrorysty najgorszym fundamentalistą ze wszystkich jest George W. Bush (zaraz po Janie Pawle II).

Bojownik - brzmi patriotycznie, choć nie każdy bojownik ma szansę na taki zaszczytny tytuł. Ci niegodni laurów zostają...

... terrorystami - a więc ludźmi z gruntu złymi. Na ogół rekrutują się z rejonu Bliskiego Wschodu.

Nędza - człowiek niezamożny czy ubogi niekoniecznie chce się znaleźć w telewizyjnym kadrze, kiedy mowa o nędzy. Nędza jednak wzbudza wiele emocji, widzowie się wzruszają - i o to chodzi!

Separatyści - jakże państwowotwórcze określenie. A kto powiedział, że Czeczeńcy (czy może raczej Czeczeni?) nie mają prawa do własnego państwa? Czy Kościuszko był separatystą?

Ekstremista - termin ten zrobił bajeczną karierę w języku propagandy komunistycznej PRL, po czym zniknął z języka. Jest chyba tak skompromitowany, że dziś rzadko kto go używa (w odniesieniu do polityki wewnętrznej), ale warto o nim pamiętać.

Fanatyk - a kto to wie, co w człowieku siedzi! Każdego, kto w coś gorąco wierzy, można nazwać fanatykiem. Może zacznijmy od wytykania palcem tych, co w nic nie wierzą i którym się “nie chce chcieć".

Proceder - kiedy pada to słowo, będzie mowa o machlojkach i przekrętach, choć kiedy wczytać się dokładniej w artykuł - okaże się, że na razie są tylko podejrzenia prokuratora albo nadgorliwego urzędnika.

Pseudokibice - ten termin ukuł zapewne dziennikarz kibic, chcąc napiętnować kibiców, którzy wszczynają burdy na stadionach. Jednak burdy wszczynają po prostu niektórzy kibice, choć wiadomo, że większość kibiców to porządne chłopy. Nie można twierdzić, że chuligani nie są kibicami - wśród łobuzów także są kibice. Prawdziwi!

Romowie - promowanie tego określenia jest tożsame z uznaniem, że słowo “Cygan" jest obraźliwe.

Afera - redakcje lubią przechwalać się, że ujawniły aferę. Nie wiadomo jednak, na czym polega afera - czasami sprawa opisana przez gazetę trafia do prokuratury; jeśli zarzuty potwierdzi sąd wydając wyrok skazujący, wówczas gazeta temat kontynuuje - inne “afery" jakoś nie trafiają więcej na pierwszą stronę. Czasami aferą może być zwykłe nieporozumienie czy zamieszanie; mimo że sprawa zostaje wyjaśniona, do bohaterów takich publikacji często na stałe przykleja się łatka “aferzysty".

Powiązany - to słowo powinno zostać wykreślone ze słownika dziennikarskiego. Ma wyjątkowo pejoratywny odcień, jest natomiast niezwykle nieprecyzyjne. A przecież jest i tak, że jeżeli Kowalski ukradnie mi rower, to jestem z Kowalskim powiązany.

Wyłudzenie - jak to się dzieje, że wielkie przedsiębiorstwa, na przykład niektóre huty czy kopalnie, “mają kłopoty ze spłaceniem kredytów, ponieważ utraciły płynność finansową", natomiast małe firmy, nierzadko jednoosobowe - “wyłudziły kredyt". Nie jestem do końca pewien, że przypadkiem nie jest odwrotnie!

Zabieg - w odniesieniu do aborcji - jest przedmiotem wieloletniej już debaty. Koła ultrakatolickie są przeciwne nawet słowu “aborcja", preferując “morderstwo na nienarodzonych dzieciach."

Zamach na niezależność banku centralnego - tak gazety pisały o propozycji zmian przepisów, jakie pojawiały się w wypowiedziach przedstawicieli rządu. Czy nie lepiej w tekście informacyjnym użyć raczej określenia “propozycja zmian przepisów"? W komentarzu zaś, owszem, “zamach" byłby uzasadniony.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2003