Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Idąc Karmelicką, nie mogę pozbyć się skojarzeń z jej krakowskim odpowiednikiem. To zasada kontrastu, widoczna zwłaszcza na jej południowym odcinku, od skrzyżowania z Nowolipkami: w Krakowie śródmiejski gwar, dzwonki tramwajów, ciągły ruch, tłumy. Tu senna alejka. Kiedyś wąwóz rozdzielający rzędy gruzowych pryzm, na których postawiono zaprojektowane przez Lacherta wolno stojące domy – trzeci typ zabudowy Muranowa, obok klatkowców i galeriowców.
Architekt chciał, żeby nowa Karmelicka była tylko ciągiem dla pieszych. Aż trudno uwierzyć, że kiedyś, choć też dość wąska, wyglądała podobnie do krakowskiej: środkiem jeździł tramwaj, obok przemykały riksze, chodniki i jezdnie wypełniali ludzie spieszący do swoich zajęć. „Trudno przejść, zwłaszcza w okresach wzmożonego ruchu w porze południowej lub przed godziną policyjną. Ulica pstrzy się od różnobarwnych strojów, opasek i wystaw sklepowych. Góry ciastek, białego pieczywa, kilka perfumerii, sklepów bławatnych i nawet dwie księgarnie” – opisywał Karmelicką w swoim dzienniku z getta Henryk Makower.
Pusta i martwa stała się dopiero po „pierwszej akcji likwidacyjnej”, jak to eufemistycznie określali Niemcy. Szło się nią na Umschlagplatz, stąd jej inna potoczna nazwa w czasach getta: „Gibraltar” albo „wąwóz śmierci”.
Z przedwojennej Karmelickiej nie ocalał ani jeden budynek. Jedyną pozostałością po tamtych czasach jest tablica pamiątkowa na murze „klatkowca” pod dzisiejszym adresem Karmelicka 28. Przypomina o szpitalu ewangelickim, który mieścił się kiedyś w tym miejscu, u zbiegu z nieistniejącą ulicą Mylną. Szpital, otoczony ogrodem, miał oddziały wszystkich specjalności i ambulatorium. Jego pracownicy służyli też mieszkańcom dzielnicy żydowskiej, a potem, do wiosny 1943 r., pomagali zamkniętym w getcie.
Jeden z projektów rozbudowy szpitalnego kompleksu przygotował w latach 30. ubiegłego wieku Bohdan Lachert do spółki z Józefem Szanajcą. Tak, ten sam Lachert, którego „galeriowiec” ustawiony prostopadle do ulicy odciął ją definitywnie od dawnego Leszna.
Ania Szyba z Centrum Kultury Jidysz, działającego dziś na Muranowie, często prowadzi Karmelicką wycieczki. Pytają: jak to możliwe, że tramwaj skręcający w Leszno przejeżdżał przez taką wąską bramę? Którędy, między tymi filarami?