Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Autor wydanej niedawno książki „Ostatni proces Kafki” był blisko toczącej się od lat – i zakończonej w minionym tygodniu – batalii o rękopisy autora „Procesu”.
Tuż przed śmiercią w 1924 r. Franz Kafka przekazał swoje papiery Maksowi Brodowi z poleceniem ich spalenia. Przyjaciel, który postanowił upamiętnić Kafkę, sprzeniewierzył się woli pisarza: zachował rękopisy. Uciekając w 1939 r. przed III Rzeszą do Palestyny, zabrał je i następnie ofiarował swej sekretarce Esther Hoffe z prośbą, by przekazała je wybranej instytucji akademickiej. Hoffe nie posłuchała. Gdy zmarła, kolekcja trafiła do jej córek, które chciały sprzedać część archiwum. To sprawiło, że między Niemcami i Izraelem zaczęła się prawna batalia o to, do kogo należy archiwum (siostra Kafki, jego spadkobierczyni, mieszkała i zginęła w Niemczech, więc państwo niemieckie rościło sobie prawa do spuścizny).
Trzy lata temu na to pytanie odpowiedział Sąd Najwyższy Izraela: rękopisy uznano za dobro narodowe tego kraju. Gdy zespół z Biblioteki Narodowej wszedł do mieszkania Evy Hoffe, wyglądało ono jak „zniszczone przy użyciu broni biologicznej”: nie było prądu, wszędzie biegały karaluchy. W zeszłym tygodniu rękopisy ostatecznie trafiły do Jerozolimy. ©℗
Czytaj także: Karolina Przewrocka-Aderet: Pośmiertny proces Franza K.