Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Utrata nawet paru punktów to ryzyko wyborczej przewagi obozu liberalnego i utraty władzy. Oto jednak niespodziewanie Kaczyńskiemu wyrosła groźna konkurencja – narodowo-katolicka, nieco antyamerykańska Konfederacja.
Do tej pory Ruch Narodowy nie był w stanie niczego poważnego zbudować. Teraz jednak sytuacja uległa zmianie. Różne nurty prawicy radykalnej zjednoczyły się właśnie pod szyldem Konfederacji. Poza narodowcami są tam m.in.: groteskowy weteran Janusz Korwin-Mikke, twórca antysemickich teorii Grzegorz Braun oraz antyaborcyjna ikona Kaja Godek.
W wyścigu między PiS a Platformą umyka to, że Konfederacja atakuje Kaczyńskiego momentami nawet mocniej niż Grzegorz Schetyna z Donaldem Tuskiem razem wzięci. No bo jak się wytłumaczyć z zarzutu, że PiS jest na smyczy USA i Izraela? Albo że toleruje przerywanie ciąży, przez co aborcji jest więcej niż za czasów Platformy?
Kaczyński nie może Konfederacji ignorować, bo każdy odebrany przez nią punkt może ułatwić zwycięstwo Platformie. A według wewnętrznych badań różnych partii korwinowo-braunowi narodowcy sięgają od 3 do 6 proc. poparcia.
Efekt było widać w ostatnich dniach. Niespodziewanie Kaczyński wspierany przez premiera Mateusza Morawieckiego i szefa MSWiA Joachima Brudzińskiego przystąpili do zmasowanego ataku na amerykańską „ustawę 447”, czyli przepisy zobowiązujące administrację USA do przygotowania raportu dotyczącego zwrotu bezspadkowego mienia żydowskiego przejętego podczas II wojny światowej. Wspólny refren: nie oddamy ani guzika.
Do tej pory Konfederacja grała strachem przed żydowskimi roszczeniami, zarzucając PiS bezwolność. A PiS przekonywało, że „447” nie ma żadnego znaczenia. Zmiana tej taktyki jest ryzykowna. Konflikt z USA wokół ustawy o IPN pokazał, że Amerykanie w sprawach jakkolwiek związanych z Holokaustem są niebywale poważni. To jednak wciąż Polska – a PiS najbardziej – jest petentem administracji Donalda Trumpa. Przekona się o tym prezydent Duda, gdy w czerwcu ponownie odwiedzi Biały Dom. ©
Autor jest dziennikarzem Onet.pl, stale współpracuje z „TP”.