Już nie przymarznięci

Mieszkańcy obwodu archangielskiego nad Morzem Białym walczą przeciw budowie wysypiska dla odpadów z Moskwy. To jeden z oddolnych protestów, które coraz liczniej wybuchają w rosyjskich regionach.
z Archangielska

22.07.2019

Czyta się kilka minut

Pikieta przeciw wysypisku, na które mają trafiać śmieci z Moskwy. W górze flaga Urdomy: wioski położonej 30 km od planowanego wysypiska. Plac Lenina w Archangielsku, lato 2019 r. /  / ADAM MATEJKO
Pikieta przeciw wysypisku, na które mają trafiać śmieci z Moskwy. W górze flaga Urdomy: wioski położonej 30 km od planowanego wysypiska. Plac Lenina w Archangielsku, lato 2019 r. / / ADAM MATEJKO

Nie wiadomo, jak potoczyłaby się ta historia, gdyby nie myśliwi. Rok temu, w lipcu, natknęli się na wycinkę drzew w pobliżu stacji kolejowej Szijes. Możliwe, że gdyby nie ten przypadek, już kilka miesięcy później rozładowywano by na niej śmieci.

Wszak Szijes, położony przy granicy obwodu archangielskiego i autonomicznej Republiki Komi, na północy europejskiej części Rosji, wyludniony jest już od lat. Nikt nie miał się przedwcześnie dowiedzieć, że to ten region ma ratować od nadmiaru śmieci oddaloną o tysiąc kilometrów Moskwę.

Po odkryciu myśliwych, pytania zaczęli zadawać mieszkańcy Urdomy – kilku- tysięcznej wsi, położonej 30 km dalej. Jednak ich samorządowcy też nie wiedzieli, co to za inwestycja. Regionalne władze w Archangielsku mówiły o tajemniczym „Ekotechnoparku”.

O tym, że pod tą nazwą kryje się wysypisko śmieci, urdomczanie dowiedzieli się z przecieku od pracownika kolei: planowany był już pierwszy transport 56 wagonów z odpadami ze stolicy. W sierpniu 2018 r. w maleńkiej Urdomie odbył się pierwszy w jej historii protest: mieszkańcy żądali zatrzymania budowy.

W październiku przedstawiciele moskiewskiego merostwa przyznali w końcu, że na powierzchni 300 hektarów chcą składować w Szijesie pół miliona ton śmieci rocznie, przez 20 lat. Wtedy budowa wysypiska stała się tematem numer jeden w całym regionie.

Dzisiaj Szijes stało się już tematem ogólnokrajowym. Tak samo jak inne lokalne protesty, które w ostatnich miesiącach przyciągały uwagę Rosjan: czy to przeciwko budowie cerkwi w parku w Jekaterynburgu, czy też przeciwko korekcie granic północnokaukaskiej Inguszetii.

Kropla przelewająca czarę

– Przez lata znosiliśmy to, że politycy niewiele dla nas robią. Znieśliśmy też reformę emerytalną. Ale gdy działają otwarcie przeciw nam, to już co innego. Moskwa zabiera nam podatki i ludzi, a w zamian dostajemy śmieci – podsumowuje nastroje mieszkańców regionu 32-letni Andriej, informatyk, z którym rozmawiam w centrum Archangielska na pikiecie przeciwko budowie wysypiska.

Czy ten opór ma sens? Przecież obwód archangielski jest większy od Niemiec, żyje w nim tylko 1,1 mln ludzi, a sam Szijes leży aż 500 km od stolicy obwodu.

Na tę wątpliwość wszyscy rozmówcy mówią tylko o jednym: o błocie.

Gdy spotykamy się w restauracji w Archangielsku, Aleksander Pieskow od razu chwyta za serwetkę i zaczyna swój szkic. – Szijes leży na błotnistych terenach, przez które przepływa rzeka Wyczegda. Ta z kolei wpada do Dwiny, która płynie przez cały region aż do Archangielska. Jeśli wysypisko zatruje wody gruntowe, problem dotknie nas wszystkich – mówi 23-latek, jeden z organizatorów protestów, a w przeszłości koordynator lokalnego biura opozycyjnego polityka Aleksieja Nawalnego.

Pieskow zwraca uwagę na przestarzałą technologię – w Szijesie składowane mają być sprasowane śmieci zapakowane w grubą folię. – My chcemy segregacji i budowy zakładów do recyklingu – mówi.

Aleksander opowiada, jak w przeciągu ostatniego roku Archangielsk z jednego z najspokojniejszych regionów przekształcił się w jeden z najbardziej zbuntowanych. – O ludziach na północy mówiło się, że są „przymarznięci”, niezainteresowani polityką. Miejscowa mentalność to „moja chata z kraja”. Ale Szijes to dla ludzi problem bytowy, a nie kwestia demokratycznej wolności. Stąd to poruszenie – wyjaśnia Aleksander.

Nowe oczekiwania

Tyle że odpady to prawdziwy problem także dla Moskwy.

W ostatnich dwóch latach mieszkańcy obwodu moskiewskiego protestami doprowadzili do zamknięcia wielu wysypisk w pobliżu stolicy. Według ustaleń dziennikarza Iwana Gołunowa z portalu Meduza, Moskwa produkuje rocznie 8 mln ton śmieci, a musi znaleźć nowe wysypiska dla aż 5 mln ton. Stolica na gwałt szuka dla nich miejsca w innych regionach, ale natrafia na opór.

Tym bardziej że mieszkańcy regionów dobrze wiedzą o ekonomicznej przepaści, jaka dzieli ich od Moskwy. W stolicy średnie zarobki wynoszą brutto ok. 100 tys. rubli (równowartość 5,9 tys. zł), podczas gdy w obwodzie archangielskim jest to tylko 40 tys. rubli (2,3 tys. zł). – Tutaj czuć rozerwane więzy między Moskwą a regionem – mówi Aleksander Pieskow.

Opór rośnie szczególnie wtedy, gdy rządzący decydują bez konsultacji z mieszkańcami. – Odgórne podejmowanie decyzji, czyli to, co wcześniej było oznaką władzy i wzbudzało szacunek, teraz śmiertelnie denerwuje ludzi. Widać, że taki model zarządzania już nie jest skuteczny – ocenia w rozmowie z „Tygodnikiem” Jekaterina Szulman, politolożka z Rosyjskiej Akademii Gospodarki Narodowej i Służby Państwowej.

– W ostatnich dwóch latach obserwujemy w społeczeństwie zwiększającą się potrzebę uczestnictwa w procesie podejmowania decyzji. Sprzyjają temu nowe technologie komunikacji i obniżenie poziomu życia, przy jednoczesnym wzroście różnych opłat i podatków. Ludzie widzą, że płacą coraz więcej, a niewiele otrzymują w zamian – dodaje Szulman.

Blokada budowy i bunt w miastach

Te oddolne nastroje ścierają się z dużymi interesami, bo gospodarka odpadami to także szansa na wysoki zysk.

Na początku 2019 r. w Rosji ruszyła „reforma śmieciowa”, w ramach której wywóz odpadów stał się usługą komunalną i płatną. Oficjalnym celem jest zwiększenie recyklingu. Dziś do ponownego przetworzenia trafia tylko 7 proc. z produkowanych w Rosji corocznie 70 mln ton odpadów. W 2024 r. ma to być 60 proc.

Reforma ma kosztować 291 mld rubli (równowartość 17 mld zł) i o swoją część tego tortu walczą poważni gracze – jak aktywny w sektorze zbrojeniowym koncern Rostec, syn prokuratora generalnego Igor Czajka czy rosyjskie koleje, które chcą zarobić na transporcie odpadów.

W Szijesie już zimą mieszkańcy Urdomy zaczęli blokować wjazd na teren budowy, aby zatrzymać dostawy benzyny dla używanych tam maszyn. Mimo że temperatury spadały do minus 30 stopni i regularnie dochodziło do spięć z ochroniarzami, blokady były skuteczne i paliwo na budowę trzeba było dostarczać helikopterami (wtedy protestujący zaczęli blokować lądowiska). W powstałym obok budowy „miasteczku” w szczytowym momencie przebywało ok. 600 aktywistów. Aby ograniczyć ich napływ, w czerwcu kolej przestała zatrzymywać pociągi na stacji Szijes.

Demonstracje organizowane jesienią i zimą w Archangielsku, Siewierodwińsku, Kotłasie i innych miastach regionu regularnie przyciągały kilka lub kilkanaście tysięcy ludzi, mimo że lokalne władze zezwalały na nie tylko w oddalonych dzielnicach miast, a w przeszłości wyciągnięcie na ulicę choćby kilkuset demonstrantów byłoby tu uznane za duży sukces.

Protestujący domagali się m.in. zatrzymania budowy, wprowadzenia segregacji odpadów i dymisji gubernatora obwodu archangielskiego Igora Orłowa. W niektórych miastach – także odejścia prezydenta Władimira Putina.

Organizatorzy twierdzą, że zebrali też 50 tys. podpisów za przeprowadzeniem referendum (porównując skalę: w Polsce byłoby to 1,9 mln podpisów). Choć sąd okręgowy w Archangielsku nakazał zarejestrować inicjatywę referendum, to wyrok uchylił w czerwcu Sąd Najwyższy.

Protesty koordynuje kilkunastoosobowa nieformalna grupa nazywająca się „Pomorze to nie śmietnik”, do której należy też Aleksander Pieskow. Dla swojego ruchu adaptowali logotyp z kampanii prezydenckiej Nawalnego z 2018 r. O akcjach informują w liczącej 30 tys. członków grupie w serwisie społecznościowym VKontakte. Np. gdy zimą na blokadzie budowy brakowało ludzi, zamieszczali apele w internecie i parę dni później „miasteczko” znów się zapełniało.

Rozkład lokalnego systemu

Szijes to z jednej strony przykład determinacji lokalnych aktywistów, a z drugiej historia o nieudolności lokalnych władz, które przez rok jedynie eskalowały spór.

Gubernator obwodu Igor Orłow najpierw długo ignorował problem, a potem sprawiał wrażenie, jakby sam nie znał szczegółów inwestycji. Do dziś jedyne dostępne publicznie dokumenty na temat budowy to slajdy z prezentacji, przygotowanej przez moskiewskie merostwo. To stąd rozpowszechnione obawy, że wysypisko będzie większe, niż zapewnia inwestor.

Gdyby kiedyś powstał podręcznik instruujący rosyjskich gubernatorów, jak nie należy zachowywać się w trakcie takiego kryzysu, powinna znaleźć się w nim wypowiedź Orłowa, który nazwał aktywistów „hołotą”. Trzy dni później, 7 kwietnia, przez centrum Archangielska w nielegalnym (tj. przeprowadzonym bez zgody władz) marszu szło, wedle różnych źródeł, od 3 do 10 tys. osób. Na placu Lenina ogłosili „bezterminową pikietę” i odtąd spotykają się na niej codziennie. Tak Szijes stał się krajowym symbolem „protestu śmieciowego”.

Nielegalna akcja była tu takim zaskoczeniem, że policjanci nie próbowali zatrzymać pochodu. – Jesteśmy rozdarci, my też jesteśmy stąd i nie popieramy wysypiska, ale z drugiej strony musimy wypełniać rozkazy – mówi anonimowo funkcjonariusz z Archangielska. Także ze względu na naciski z Moskwy policja zwiększyła presję na protestujących. Według Aleksandra Pieskowa do końca czerwca wszczęto 43 sprawy administracyjne i siedem spraw karnych.

Gubernatora Orłowa zaczęli też atakować lokalni politycy z partii opozycyjnych wobec kremlowskiej Jednej Rosji, przede wszystkim komuniści. O ile na poziomie federalnym mówi się o nich „systemowa opozycja” (tj. taka, która nie podważa politycznego monopolu ekipy na Kremlu), o tyle przy okazji destabilizacji sytuacji w regionach i oni próbują uszczknąć coś dla siebie.

– Chcą wykorzystać sytuację, by stać się nową polityczną elitą w regionie – tłumaczy Rusłan Aсhmietszin, jeden z organizatorów protestu, który w przeszłości sam pracował jako piarowiec w zespole gubernatora.

– Dzięki tematowi ekologii systemowa i pozasystemowa opozycja zaczęły ze sobą współpracować. Wcześniej się zwalczaliśmy, a teraz chodzimy razem pić kawę i omawiać wspólne akcje – przekonuje Aсhmietszin.

Nie bez znaczenia jest fakt, że w obwodzie archangielskim za rok odbędą się wybory gubernatora. Tymczasem w ubiegłym roku kandydatom „systemowej opozycji” udało się wygrać wybory na gubernatora w czterech regionach – na fali społecznego niezadowolenia z podniesienia wieku emerytalnego (dla mężczyzn do 65., a dla kobiet do 60. roku życia).

Dziennik „RBK” donosi, że z badań zamówionych na Kremlu wynika, iż Orłow nie ma już w Archangielsku szans na reelekcję. Dlatego miałby zostać odsunięty od władzy jeszcze w tym roku, aby kandydat Jednej Rosji miał szansę w przyszłorocznych wyborach. Według informatora „RBK”, zbliżonego do administracji prezydenta Putina, Orłow musi odejść, bo nie umiał obronić regionalnego systemu władzy: „Ma bardzo negatywny ranking, elity są podzielone, a region jest bliski wymknięcia się spod kontroli”.

Puszka do zbierania datków z naklejką „Nie moskiewskim śmieciom na północy!” / ADAM MATEJKO

Wystarczy założyć kamizelkę

„Bezterminową pikietę” na placu Lenina w centrum Archangielska, dokładnie między budynkami miejskiej i regionalnej administracji, odwiedzam na początku lipca. Na chodniku, obok kilkunastoosobowej grupy, kolorową kredą napisana jest liczba 87 – już od tylu dni spotykają się tutaj przeciwnicy wysypiska w Szijesie.

Pikieta działa od rana do wieczora na rotacyjnej zasadzie: co chwila ktoś się do niej dołącza, a ktoś odłącza i wraca do swoich spraw. Wystarczy założyć żółtą kamizelkę, aby być jej uczestnikiem.

Co kilka minut podchodzą też inni mieszkańcy: a to pytają o najnowsze informacje, a to przynoszą prowiant dla pikietujących, a to proszą o czerwone naklejki na samochód z hasłem „Pomorze to nie śmietnik” (naklejki idą jak ciepłe bułeczki). Co kilka minut przejeżdżający w pobliżu kierowcy klaksonami pozdrawiają zgromadzonych.

Można spotkać różnych ludzi. 32-letnia Katia zajrzała tu podczas spaceru z synem. – Wcześniej chodziłam co najwyżej do klubu, ale nie na akcje. Po raz pierwszy wyszłam na kwietniowy marsz, potem zaczęłam czytać wiadomości w internecie i dowiedziałam się, że takie protesty są też w innych miastach. Wcześniej myślałam, że w Rosji nie ma takich problemów – mówi.

Tak jak inni, Katia żywo zaczęła interesować się ekologią (co weekend organizowane są tu warsztaty z segregacji odpadów). Teraz dumnie prezentuje materiałowe torby, które nosi ze sobą na zakupy. – Już nawet mąż zaczął segregować śmieci! – śmieje się.

Rosyjskie protesty socjalne

Jest także 35-letni Piotr o świdrującym spojrzeniu, który wygląda na starszego niż w rzeczywistości. Na jego żółtej kamizelce znaczek „Stop Szijes” sąsiaduje z metalowymi przypinkami z Doniecka.

Przez ostatnie osiem lat Piotr żył w ukraińskim Donbasie. Gdy zaczęła się tam wojna, walczył po stronie rosyjskich separatystów. Do rodzinnego Archangielska wrócił dopiero w 2018 r. Choć niczego nie żałuje („Przecież trzeba było walczyć z faszystami”; tak nazywa Ukraińców), to już nie popiera Władimira Putina. – W ostatnim czasie coś dużo kłamie w telewizji – mówi. Co najbardziej podoba mu się w tym proteście? – To, że ludzie są tu tacy otwarci i na powitanie się przytulamy – mówi i obejmuje jedną z demonstrantek.

W ciągu dnia prym na pikiecie wiodą emeryci, bezrobotni, matki z dziećmi. Po południu pojawiają się młodzi ludzie. Po godzinie dwudziestej nastolatek z gitarą intonuje pieśń – aranżację „Murów” („L’Estaca”), inspirowaną słowami Jacka Kaczmarskiego. Widać, że dla wielu ze zgromadzonych to pierwszy protest w życiu. W porównaniu do doświadczonych (i często rozgoryczonych) politycznych opozycjonistów w dużych rosyjskich miastach, od zgromadzonych tutaj wręcz bije optymizm i wiara w sukces ich działania.

Według pozarządowej organizacji Centrum Praw Socjalnych i Pracowniczych w pierwszym kwartale 2019 r. – w porównaniu do analogicznego okresu rok wcześniej – w Rosji niemal dwukrotnie wzrosła liczba protestów socjalnych (z 86 do 157, głównie przeciw opłatom za wywóz śmieci i reformie emerytalnej), a mocno zmniejszyła się liczba akcji o tematyce politycznej. Na trzecim miejscu pozostawały demonstracje dotyczące ekologii i zabudowy miast.

Dla wielu tematy socjalne i ekologiczne to tylko pretekst. Jak dla 47-letniego Konstantina, który spędził kilka dni na blokadach w Szijesie. – Ekologia to temat, w którym można jeszcze wyrazić protest wobec władzy. Otwarte krytykowanie prezydenta czy Kremla to tylko ściąganie na siebie problemów – mówi Konstantin.

Dodaje: – W przeszłości protestowałem, nie chodząc na wybory. Teraz wiem, że to był błąd i w przyszłym roku na pewno pójdę głosować.

Szijes: budowa wysypiska dla śmieci z Moskwy. / EJATLAS.ORG

Władza nie ma strategii

Oprócz sprawy Szijesu, w tym roku także kilka innych regionalnych konfliktów przebiło się na poziom krajowy. Jak ten majowy w Jekaterynburgu, położonym na Uralu czwartym największym rosyjskim mieście.

Mieszkańcy przez tydzień protestowali tam przeciw budowie w centralnym parku miasta nowej cerkwi, ufundowanej przez lokalnych oligarchów. Ścierali się z wynajętymi przez inwestorów „ochroniarzami” (młodymi osiłkami o gangsterskich metodach). Sprawa stała się na tyle głośna, że głos zabrał prezydent Putin: polecił zbadać opinię mieszkańców i budowa została wstrzymana.

Inną głośną sprawą były trwające od jesieni 2018 r. w północnokaukaskiej Inguszetii protesty przeciwko umowie o wymianie terytoriów, zawartej przez głowę Inguszetii Junus-Bek Jewkurowa i rządzącego w sąsiedniej Czeczenii Ramzana Kadyrowa. Na wielotysięczne zgromadzenia Jewkurow odpowiedział represjami w formie kar i aresztów, ale wobec nieustającego oporu w czerwcu tego roku sam ustąpił ze stanowiska.

Politolożka Jekaterina Szulman zastrzega, że te i inne regionalne inicjatywy nie stanowią jednego ruchu: każdy organizowany jest oddzielnie i dotyczy lokalnych problemów. Jednak zarówno protestujący, jak i lokalne władze uważnie obserwują inne regiony i patrzą na reakcję Moskwy.

– Udany protest w jednym regionie bez wątpienia zachęca do tego samego w innych częściach kraju. A los tych gubernatorów, którzy nieudolnie dławili protesty siłą, służy jako przestroga dla innych – ocenia Szulman. I dodaje: – Władza nie ma żadnego planu ani strategii radzenia sobie z takimi protestami i reaguje doraźnie, zależnie od sytuacji. Przy niektórych problemach ustępuje, przy niektórych zwiększa naciski, prześladując aktywistów. Często lokalni politycy liczą, że problem będzie można przeczekać i sprawa sama się uspokoi.

Determinacja „odmrożonych”

Wzorem protestujących w Jekaterynburgu, także obrońcy Szijesu z uwagą śledzą wypowiedzi Putina.

W ich sprawie prezydent zabrał dotąd głos tylko raz, w połowie maja, ogólnie wspominając o potrzebie konsultacji z mieszkańcami. Odtąd prace na budowie zostały wstrzymane, oficjalnie dla przeprowadzenia badań i zgromadzenia dokumentacji. Jednak gdy w czerwcu kilkuset zgromadzonych w Szijesie aktywistów próbowało zadać pytanie Putinowi podczas corocznej kilkugodzinnej „telekonferencji z narodem”, nie zostali połączeni, a ich protest przemilczano.

Dla Aleksandra Pieskowa to znak, że po wakacjach budowa ruszy dalej, tym razem opakowana w lepszą kampanię PR – wszak problem moskiewskich odpadów będzie tylko narastać. Aktywiści szykują się na kontynuację oporu.

Obserwując determinację „odmrożonych” mieszkańców rosyjskiej północy, ciężko wyobrazić sobie, że wysypisko powstanie, jeśli ze strony władzy nie będzie wyraźnych ustępstw wobec protestujących. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 30/2019