Jonas Mekas: łapacz chwil

Nie uważał się za filmowca, ale za kogoś, kto po prostu filmuje. Na ekranie widać doskonale, że nie było w tym kokieterii, lecz przede wszystkim akt pokory i przemyślane artystyczne credo.

18.07.2022

Czyta się kilka minut

Jonas Mekas w filmie „Ścinki z życia szczęśliwego człowieka” (2012). / MATERIAŁY PRASOWE
Jonas Mekas w filmie „Ścinki z życia szczęśliwego człowieka” (2012). / MATERIAŁY PRASOWE

W czasach, kiedy kompulsywnie rejestrujemy, głównie zresztą siebie i z użyciem kieszonkowych narzędzi, może już nie robić wrażenia czyjeś intensywne życiopisanie. Nawet uprawiane kamerą bez wytchnienia przez prawie siedem dekad. I choć towarzyszyły mu również wiersze i dzienniki, to właśnie bujna twórczość filmowa uczyniła Jonasa Mekasa jednym z ojców chrzestnych powojennej awangardy amerykańskiej. I tym, kto podniósł do rangi sztuki amatorskie home movies. Za moment będzie można bliżej zapoznać się z jego dziełem we Wrocławiu.

Mówił o sobie, że miał wiele żyć. Pierwsze zaczęło się dokładnie sto lat temu w litewskich Siemieniszkach, dzisiaj kompletnie wyludnionych. Właściwie cała jego aktywność odbywała się przeciwko temu wyludnieniu – przeciw fizycznemu wymieraniu i blaknięciu wspomnień. Odkąd w 1949 r. znalazł się z bratem Adolfasem na brooklyńskim bruku i kupili za pożyczone pieniądze kamerę 16 mm, stała się ona przedłużeniem jego ręki i rentgenem emocji. Zaczął od filmowania migawek z życia litewskiej diaspory, by chwilę potem zostać aktywistą i archiwistą eksperymentalnego kina, a wreszcie kronikarzem nowojorskiej bohemy. Nagrywał przedstawienia The Living Theatre, działalność grupy Fluxus i zaprzyjaźnionych artystów, na czele z Andym Warholem, Allenem Ginsbergiem czy Johnem Lennonem i Yoko Ono. Przygarnęli melancholijnego emigranta, który zachłysnąwszy się awangardą poszedł własną drogą. To jemu, chyba najmniej skandalizującemu z całej ferajny, Todd Haynes zadedykował niedawno świetny dokument o tamtej epoce, „The Velvet Underground”.


CZYTAJ WIĘCEJ: RECENZJE FILMOWE ANITY PIOTROWSKIEJ >>>


Zanim jednak dostrzeżono w nim rasowego filmowca, dał się nieźle przeczołgać historii. Do emigracji w 1944 r. zmusiła go zdemaskowana działalność w ruchu oporu, antynazistowskim i antykomunistycznym, co zaowocowało pięcioletnią odyseją po europejskich obozach pracy, kryjówkach i ośrodkach dla dipisów. Brutalna przeszłość upomni się o niego raz jeszcze, kiedy u kresu swoich dni (zmarł w 2019 r.) z racji niegdysiejszych związków z rodzimymi nacjonalistami będzie oskarżany o antysemityzm. Ostatecznie nawet środowiska żydowskie dopatrzyły się nadużycia w tej lustracji.

W dobie masowych i przymusowych migracji największe wrażenie robią jego filmowe refleksy wokół Litwy właśnie. Niezależnie, czy kręcone na celuloidzie, czy (od końca lat 80.) na wideo, są dziennikami wygnańca, współczesnego Ulissesa, dla którego Long Island albo Manhattan to być może wyspy szczęśliwe, lecz Itaka znajduje się tysiące kilometrów dalej. „Nikt nie woła” – zdaje się mówić artysta przemierzając z kamerą ulice nowojorskiego Williamsburga czy Central Parku i łapczywie chwytając wszelkie przejawy życia. A ono, mimo zakorzenienia autora w miejscu, środowisku i nowej amerykańskiej rodzinie, zawsze będzie gdzie indziej. Oglądając filmy w rodzaju „Walden” (1969) i „Lost Lost Lost” (1976), patrzymy na dawny Nowy Jork, na knajpki, pikniki, przeprowadzki, śluby i pogrzeby, na anonimowych ludzi różnych ras i obrzędów, na występy cyrkowców i wyznawców Hare Kryszna, na koty i chmury, w ujęciu nie tyle „etno”, co „emo”. Jakkolwiek mają też wartość antropologicznego zapisu.

Szukał więc Mekas w Ameryce drobnych codziennych olśnień, mając w tyle głowy zaginione przed laty bardzo konkretne krajobrazy. Naśladując dziewicze spojrzenie pionierów kina, „notował” także miasta zachodnioeuropejskie, na czele z prowansalskim Cassis, konsekwentnie unikając pocztówkowych kadrów, za to filtrując wszystko przez siebie i zakładając takiż odbiór: intymny, przepuszczony przez nasze indywidualne doświadczenia. I nie miał złudzeń – zostaną po nas tylko zapisane obrazy. One zdają się prawdziwsze od tych zapamiętanych, dlatego tak kurczowo się ich trzymał. W filmach „Wspomnienia z podróży do Litwy” (1972) czy „Raj jeszcze nie utracony (Trzeci rok Oony)” z 1980 r. wykorzystał materiały nakręcone w trakcie odwiedzin rodzinnego domu, z okazji 90. urodzin matki reżysera. Szczególnie drugi tytuł, silnie naznaczony obecnością w litewskim mateczniku trzyletniej córeczki Mekasa, wskazywał na ułomność naszej pamięci. Dla Oony udało mu się zapisać to, co przepadło bezpowrotnie podczas jego dzieciństwa, czyli rodzinne posiłki w sadzie, koszenie trawy, pierwsze spotkanie z krową. Nie ma powrotu do krainy lat dziecinnych, choć tym razem zostawi ona po sobie trwały ślad.

Dla przypadkowego widza kino Mekasa kojarzyć się może ze stosem audiowizualnych brudnopisów, jakich wiele w domowych archiwach. Tyle że nikt tak jak on nie potrafił przeobrazić tych luźnych notatek w osobisty esej, nikt też w taki sposób nie potrafił odzyskiwać dla kina resztek i odrzutów. Wystarczy spojrzeć na filmografię: „Stoi na pustyni, licząc sekundy swojego życia”, „Autobiografia pewnego człowieka, którego oczy stały się jego pamięcią”, „Kiedy szedłem przed siebie, widziałem króciutkie przebłyski piękna”, „Ścinki z życia szczęśliwego człowieka” – w samych tytułach zawarta jest i fragmentaryczność, i ulotność, i zarazem cicha wiara w możliwość zatrzymania chwil. A także potrzeba ich porządkowania, bowiem wbrew pozorom nie mamy tu do czynienia z filmowym „spustem surówki”. Za pomocą montażu i komentarza (mówionego, pisanego, muzycznego) artysta kiełznał strumienie obrazów i jednocześnie ocalał ich pierwotność. Bardziej niż zawartość kadru liczył się sam akt patrzenia.

Nie zależał od żadnych instytucji, bo sam stanowił instytucję. W latach 70. był czołowym animatorem nowojorskiej kultury niezależnej, w 1970 r. współtworzył Anthology Film Archives, wielowymiarową przestrzeń dla filmowych eksperymentów. Do końca podążał z duchem czasu, najpierw przechodząc płynnie z taśmy światłoczułej na magnetyczną, po drodze łącząc ze sobą rozmaite media, a u schyłku życia zaprzyjaźniając się z internetem. Od początku walczył z różnymi formami cenzury i płacił za to cenę. W 1964 r., po zorganizowanym przez siebie seansie „Płonących istot” Jacka Smitha, uznanych za obsceniczne, trafił do aresztu i stanął przed sądem. Dziś mógłby przeciwstawiać się nowemu purytanizmowi lub algorytmom formatującym nasze gusta i pragnienia. ©

Przegląd filmów Jonasa Mekasa odbędzie się podczas 22. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Nowe Horyzonty we Wrocławiu (21-31 lipca).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 30/2022