Jestem typem Münchhausena

Z Jurijem Andruchowyczem rozmawia Max Fuzowski

02.07.2008

Czyta się kilka minut

"Tajemnica" - okładka /
"Tajemnica" - okładka /

Jak zostaje się pisarzem

Jesienią 2005 roku do przebywającego w Berlinie Jurija Andruchowycza miał się zgłosić tajemniczy niemiecki dziennikarz Egon Alt. Przeprowadził z ukraińskim pisarzem serię siedmiu wywiadów, które zapisane na płytach przesłał autorowi "Moskoviady". Niedługo później zginął. Tak twierdzi Andruchowycz we wstępie do "Tajemnicy", będącej rzekomo zapisem spotkań z Altem. Cała sprawa to rzecz jasna mistyfikacja, szyta nićmi na tyle grubymi, aby nawet mało rozgarnięty czytelnik domyślił się, że forma wywiadu rzeki stanowi jedynie literacki wybieg, usprawiedliwienie powstania autobiografii młodego w końcu jeszcze pisarza.

Andruchowycz opowiadając o sobie, o pracach nad kolejnymi książkami, dzieciństwie w warunkach siermiężnego radzieckiego socjalizmu czy sielskich wycieczkach do "zachodniej" Pragi, mówi jednak o wiele więcej niż początkowo może się zdawać. "Tajemnica" nie jest bowiem literackim aktem samouwielbienia. Nie jest też wyłącznie - skądinąd ciekawą - historią narodzin pisarza i jego środkowoeuropejskiej świadomości. Jakby przy okazji staje się opowieścią o facecie w średnim wieku i poplątanych losach Ukrainy. I dzięki temu paradoksalnie to właśnie ta, z założenia autobiograficzna, książka może dotrzeć do czytelnika, który do tej pory pozostawał obojętny wobec twórczości pisarza ze Stanisławowa. Andruchowycz okazuje się znakomitym przewodnikiem po losach naszej części Europy i zagubionego w nich wrażliwca.

Dla tych, którzy znają już twórczość pisarza, "Tajemnica" będzie jeszcze pożyteczniejszą lekturą. Pozwoli bowiem zbliżyć się do autora, który z premedytacją obala swój mit, okazuje się być przeciętnym mieszkańcem zachodniej Ukrainy. Jego własne, codzienne doświadczenia stają się filtrem, przez który - odpowiadając na pytania Alta - przepuszcza własną twórczość. Choć nie da się również ukryć, że wszystko to sprawia, iż brak czasem w "Tajemnicy" obiecanej w tytule aury tajemniczości.

Max Fuzowski

Jurij Andruchowycz, Tajemnica, przeł. Michał Petryk, Wołowiec 2008, Wydawnictwo Czarne

Z Jurijem Andruchowyczem rozmawia Max Fuzowski

Max Fuzowski: Skąd w ogóle pomysł na przeprowadzenie serii wywiadów z samym sobą? Może z rozmów Witolda Gombrowicza z Dominique de Roux?

Jurij Andruchowycz: Szczerze mówiąc, nie miałem pojęcia o istnieniu takiego tekstu, więc nie mogłem się nim inspirować. Rozumiem, że Gombrowicz sam sobie stawia pytania?

Tak, w pierwszym paryskim wydaniu nie ujawniono nawet, że to mistyfikacja, szczególnie że dziennikarz o nazwisku de Roux faktycznie istniał. W przypadku pańskiej "Tajemnicy" sprawa jest od razu jasna, choćby dlatego, że nazwisko Egona Alta nawet nie zostaje wymienione na okładce.

Od razu muszę zaprzeczyć. Egon Alt pojawił się w moim życiu i faktycznie nagrał serię rozmów ze mną (śmiech). Pomysł nie należał więc do mnie. Co innego, że po jego śmierci to ja musiałem zdecydować, co zrobić z tekstem, zredagować go i znaleźć wydawcę. W tym sensie jestem twórcą "Tajemnicy" i jestem za nią odpowiedzialny.

Dlaczego w takim razie powstała?

Kiedyś napisałem wiersz "Absolutely Vodka", który można znaleźć w zbiorze "Piosenki dla martwego koguta". Opisywałem w nim, jak to pewnej nocy w większym towarzystwie bardzo dużo piliśmy. I pojawił się człowiek wróżący z dłoni, który patrząc na moją rękę, rzekł: czterdzieści siedem. Niedawno sobie o tym przypomniałem, potraktowałem to jako znak. 47 lat miało być w moim życiu jakąś granicą, a może i datą krańcową. Kiedy Egon Alt zginął w wypadku, a do mnie trafiły nagrania naszych rozmów, pomyślałem, że powinienem ten materiał wykorzystać, żeby powiedzieć coś o sobie, na wszelki wypadek.

Na wszelki wypadek?

Na wypadek, gdyby to czterdzieści siedem miało oznaczać moją fizyczną śmierć. Właśnie tak zacząłem z wiekiem rozumieć przepowiednię chiromanty. Będąc autorem tekstów, istnieję w świadomości czytelników jako jakaś dziwna, zupełnie nierzeczywista postać, która mało ma wspólnego z Jurijem Andruchowyczem. Chciałem po prostu pokazać, kim naprawdę jestem. Dziś mam już 48 lat, więc przepowiednia się nie spełniła. Może powinienem inaczej ją rozumieć? A może chiromanta był po prostu kiepski?

Z Pańskich obaw powstała książka dość gruba, licząca 350 stron. To może być odczytane jako objaw megalomanii: pisarz w średnim wieku pisze tak obszerną autobiografię...

I natychmiast po wydaniu "Tajemnicy" takie głosy się pojawiły. Niektórzy recenzenci pisali, że takie książki mogą wydawać starcy, a nie ludzie w moim wieku. Ale to przecież nie są wspomnienia, jakie piszą generałowie, politycy, czy pisarze około osiemdziesiątki. Tego typu książki są podporządkowane linearnemu postrzeganiu czasu. Zaczynają się narodzinami i nie pomijając żadnego z ważnych dla autora okresów, zmierzają do finału. Tego nie da się powiedzieć o "Tajemnicy", która jest raczej protestem przeciw czasowi linearnemu. Próbowałem w swoim życiu, w swojej twórczości odnaleźć jakąś cykliczność. Towarzyszyła temu - być może naiwna - wiara, że czas zatoczy koło, że w końcu nastąpi powrót do dzieciństwa. Poza tym moje wspomnienia w "Tajemnicy" mają spontanicznie impulsywny charakter. To raczej suma lirycznych obrazów, momentów z przeszłości niż klasyczna autobiografia.

Mimo to dostrzegam w "Tajemnicy" zamierzony sens. To przecież książka, której podtytuł mógłby brzmieć: "Jak stałem się pisarzem". Do tego Pan cały czas zmierza.

Właściwie o tym powinien zdecydować czytelnik. A on może też powiedzieć: napisał książkę o sobie, bo bardzo siebie kocha. Można jednak popatrzeć głębiej, że nie chodzi tyle o Jurija Andruchowycza, a o czas, o reakcje jednostki na przemijanie. Po opublikowaniu książki na Ukrainie bardzo często trafiałem na czytelników w moim wieku, którzy mówili, że napisałem książkę o nich.

Gombrowicz w rozmowach z Dominique de Roux przeprasza zarówno za swoją skromność, jak i za nieskromność. Przyznaje, że upiększał, dramatyzował, żeby nie zanudzać czytelnika. A Pan?

W moim przypadku sprawa wyglądała podobnie. Często musiałem się zastanawiać, gdzie kończy się moja wolność jako pisarza. Następowały momenty, gdy wkraczałem w sferę prywatności innych i choć zadaniem pisarza jest burzyć granice międzyludzkie, nie może on wywoływać konfliktów. Przyznaję więc, że dużo materiału wyrzuciłem, ocenzurowałem. Nie chciałem wyglądać na kogoś, kto wykorzystuje literaturę, żeby się mścić.

Gombrowicz się przed tym nie powstrzymywał. Na przykład wyżywając się na krytykach, nazywając ich osłami.

Nie można zapominać, że "Tajemnica" była w dużej mierze pomyślana jako pożegnanie ze światem. Nie będzie przesadą, jeśli stwierdzę, że poszukiwałem w niej harmonii i zrozumienia. Dlatego też nie chciałem, aby znalazło się w niej jakiekolwiek negatywne przesłanie.

Wróćmy do koloryzowania; mówiąc delikatnie, często mijał się Pan z prawdą, podpierając się historiami zmyślonymi?

Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że w "Tajemnicy" nie ma żadnych kłamstw. Co nie znaczy, że nie ciągnęło mnie w stronę fikcji. Jestem trochę typem takiego Münchhausena, który w trakcie opowiadania zaczyna ubarwiać historię, z czasem nawet zmyślać. Pomyślałem jednak, że gdybym zmyślał, to książka straciłaby swoją podstawową wartość. Pożegnanie nie może być przecież fałszywe, musi być czyste.

Po co jednak był Panu Egon Alt? U Gombrowicza widać na przykład wyraźnie, że de Roux jest mu potrzebny, by prowadzić z nim spory.

Gdyby nie Egon Alt, książka by się rozpełzła. On nadaje rozmowom linię, po której są prowadzone. Byłem bardzo zaskoczony, gdy jedna z pierwszych czytelniczek rękopisu "Tajemnicy" powiedziała, że jest rozczarowana tu i tam, że bohater rozmów, czyli ja, nieraz sprawiłem jej zawód, ale Egon Alt jest kapitalny. Tak więc gdyby go nie było, musiałbym go wymyślić (śmiech).

"Starałem się zadawać ci pytania, których byś sam sobie nie zadał" - stwierdza Alt.

Przede wszystkim, gdyby nie Egon Alt, nie napisałbym autobiografii. Mieszkając w Berlinie, zacząłem pisać powieść - fikcyjną, choć z autobiograficznymi wątkami. I po raz pierwszy kryzys przyszedł już na wstępnym etapie tworzenia. Zrobiłem przerwę, aby przezwyciężyć kryzys i wtedy pojawiła się postać, która zaczęła zadawać mi pytania. Interesowały go te same rzeczy, co mnie, ale ja nie potrafiłem o nie spytać. Zacząłem odpowiadać na pytania i zauważyłem, że to przybiera o wiele ciekawszą formę niż moja powieść.

Zarówno Egon, jak i Pan stajecie się w "Tajemnicy" krytykami twórczości Jurija Andruchowycza. W taką rolę wcielił się Pan chyba po raz pierwszy.

Wykorzystałem to jako szansę, żeby o swoich książkach powiedzieć innym, ale i po to, aby sobie samemu to wszystko, co napisałem, wreszcie poukładać. To było dla mnie wyjątkowo ciekawe, bo na przykład komentuję w "Tajemnicy" swoje wiersze pisane w drugiej połowie lat 80. Ale nie robiłem tego na poziomie teorii. Sens "Tajemnicy" polega na tym, że ona nie jest oderwana od mojego życia, nie skupia się wyłącznie na twórczości. Przecież niesłychanie ważne jest, co wtedy robiłem, jak się czułem, kim byłem.

Co dziwne, nie broni pan w "Tajemnicy" swoich dzieł...

Tak naprawdę to bronię (śmiech). Moją intencją było przekazanie czytelnikowi, że to są wielkie dzieła. Chciałem powiedzieć: zobaczcie jaki wielki poeta był wśród was, jeszcze będziecie żałować, że go nie doceniliście (śmiech).

Nie przyznał Pan dotąd, że to poniekąd książka o Europie Środkowej.

To trochę takie podsumowanie. Nie mam już nic nowego do powiedzenia na ten temat, choć cały czas mnie o to pytają. Etap mówienia o Europy Środkowej już się wyczerpał. Można spokojnie myśleć o czymś innym.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2008

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (27/2008)