Jazz dla nadziei

Już drugi krakowski koncert dedykowany przez przyjaciół-jazzmanów walczącemu od pół roku z ciężką chorobą Andrzejowi Cudzichowi zgromadził tłumy, które ledwo pomieściły się w gościnnych podwojach Piec'Artu.

29.06.2003

Czyta się kilka minut

Z rozmachem zorganizował całość tandem: Adam Pierończyk, który szczęśliwie osiadł w Krakowie, i właściciel klubu - Władysław Dadak. Ponad dwieście osób zgromadzonych przy Szewskiej 12 miało do dyspozycji piwnicę, podwórko i salę z telebimem. Jazzowy maraton trwał prawie siedem godzin (wystąpiło kilkudziesięciu artystów!), więc możliwość przemieszczania, znalezienia wygodnego kąta do słuchania i rozmowy okazały się zbawienne. Udało się wytworzyć niemal rodzinną atmosferę bliskości, refleksyjnego skupienia i uwagi dla muzyki.

Choć powód popołudniowego spotkania 15 czerwca był smutny, jego owoce mogą napawać radością i nadzieją. Zebrano spore fundusze, które pozwolą kontynuować kosztowne leczenie. Bieda pokazała, że Andrzej Cudzich ma wielu wypróbowanych przyjaciół. A przy okazji okazało się, że mimo katakumbowego wygnania polski jazz to jednak potęga.

Wielki udział w budowaniu tej potęgi ma właśnie Andrzej Cudzich - dojrzały kontrabasista, zdolny kompozytor i lider zespołów, do których zaprasza i zdolną polską młodzież, i wyjadaczy zza Wielkiej Wody (przełomowa autorska płyta „Able to Listen”). Objawieniem był dla mnie koncert z 1999 roku, na którym Andrzej Cudzich wraz z Piotrem Wojtasikiem zagrali u boku Ga-ry'ego Bartza i Louisa Hayesa m.in. „Nefertiti”. W zeszłym roku olśnił mnie „amerykański” walking Cudzicha, który jak równy z równym grał w krakowskim Żaczku z Dave'em Kikoskim i Ronnie'em Burrage. W pewnym sensie poziom niedzielnego koncertu wyznaczył więc nieobecny Andrzej Cudzich.

Z góry przepraszam, że nie wspomnę o wszystkich artystach, którzy wystąpili w Piecu - nauczyciel historii wbił mi kiedyś do głowy, że dżentelmena cechuje umiar. Organizatorzy skorzystali z wypróbowanej recepty i zaproponowali na początek trzęsienie ziemi - Tomasz Stańko wykonał solową improwizację, którą zatytułował „Song for Andrzej”. Charakterystyczny boleśnie piękny lament rozbrzmiewał przez kilkanaście minut, choć wydawało się, że czas potknął się i upadł. Już pierwszy set pokazał jednak, że to dopiero początek emocji.

Niebawem wyszły na scenę młode wilki - Adam Pierończyk (saksofon) z braćmi Olesiami (kontrabas i perkusja). Saksofonista rozpoczął balladowo, trochę w klimacie „Ballad for Bernt” Komedy, ale już po chwili panowie pozbyli się wszelkich pęt i poszybowali w okolice Ornette'a Colemana i Alberta Aylera. Pierończyk imponuje żelazną techniką i łatwością, z jaką oscyluje między stylami. Bracia Olesiowie - bądź co bądź bliźniacy - działają jak jeden żywyorganizm. Tak radykalne free lepiej by pewnie brzmiało bliżej północy, ale efekt kolejnego ataku żywiołów został osiągnięty. Uspokojenie i solidną porcję swingu przyniósł sekstet Janusza Muniaka. Młodzież pod wodzą mistrza zagrała standardy. Zostały mi w pamięci oryginalne, powściągliwe aranże i urzekające mądrą ascezą sola Muniaka, Potężnie zabrzmiało wykonane na koniec „Yesterdays” z charakterystycznymi riffami trzech saksofonów. Wielki talent drzemie (choć właściwie już się budzi) w 19-letnim pianiście Muniaka - Pawle Kaczmarczyku. Oby dalej pilnie terminował.

Kolejna odsłona przyniosła trochę nieodzownej dla jazzu zgrywy i zabawy. Jor-gos Skolias, wspierany przez puzonistę Bronka Dużego i specjalistę od perkusyjnych szpejów - Jana Pilcha, zaprezentował coś, co przypominało plemienne pieśni Czarnego Lądu. O dziwo, niektóre wyśpiewywane słowa były rozpoznawalne dla miłośników „Psów” Pasikowskiego. Było kolorowo. Po chwili nastrój zmienił się diametralnie, bo Karolina Styła zaprezentowała piosenki Jobima. Niestety, mimo czułego akompaniamentu (dojrzały pianista - Joachim Mencel) całość wypadła dość blado. Zwłaszcza w „How Insensitive” zabrakło dramatyzmu i odwagi interpretacji historii opowiedzianej w tej niewesołej piosence. Jasnym punktem drugiej części okazał się natomiast bardzo młody zespół „Deprezes” na czele z lirycznym trębaczem Tomaszem Nowakiem i obiecującym pianistą Dominikem Wanią. Ciekawie zabrzmiał w ich wykonaniu „Passion Dance” McCoy Tynera.

Nie mogłem niestety uczestniczyć w maratonie do końca. Z przyjemnością wysłuchałem inauguracji ostatniego seta, czyli zespołu pod wodzą uznanego wrocławianina Piotra Barona, któremu sekundowali krakowianie. Znów zabrzmiały standardy, z nieśmiertelnym „All the Things You Are”. Pianista Piotr Wyleżoł tworzył solidny fundament dla Coltrane'owskich z ducha chorusów Barona. Żal było opuszczać piwnicę.

Muzycy i miłośnicy jazzu rozchodzili się do domów, głęboko wierząc, że już niedługo Andrzej Cudzich znów będzie mógł zagrać. On sam, jak powiedział jego przyjaciel Joachim Mencel, wraz z którym należą do Wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym „Nowe Jeruzalem”, ma w sobie spokój, bo w tym trudnym czasie żyje Bogiem. Teraz, kiedy udało się zebrać środki potrzebne na leczenie Andrzeja Cudzicha, można mu jeszcze ofiarować swoją modlitwę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Łukasz Tischner - historyk literatury, publicysta, tłumacz, sporadycznie krytyk jazzowy. Ukończył filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim, studiował też filozofię. Doktoryzował się na Wydziale Polonistyki UJ, gdzie pracuje jako adiunkt w Katedrze… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2003