Jak zwykły Czech

Krzysztof Kwiatkowski: - Czeskie kino przeżywa świetny okres. Do głosu doszło pokolenie, które ma własny, rozpoznawalny styl. Odnoszę jednak wrażenie, że zarówno Pan, jak Svěrák, Sláma, Trojan, Zelenka czy Gedeon - wszyscy jesteście wierni tradycji. Patrzycie na świat z podobnym dystansem i poczuciem humoru, jak kiedyś twórcy czeskiej Nowej Fali.

20.11.2007

Czyta się kilka minut

Jan Hřebejk: - Nic dziwnego, ekran zawsze odbija charakter społeczeństwa. Poza tym kinematografia jest pewnym "continuum", a klasycy Nowej Fali tworzyli komedie na tak wysokim poziomie, że stały się one gatunkiem narodowym. Widzowie przyzwyczaili się do śmiechu. My też opowiadamy dzisiaj różne historie z przymrużeniem oka. Może po prostu inaczej nie umiemy? Polska ma inną tradycję. Chciałbym zobaczyć minę Krzysztofa Zanussiego, gdyby ktoś mu zaproponował realizację komedii. Czasem słyszę, że Polacy zazdroszczą nam poczucia humoru. Za to my zazdrościmy Polakom wielkich filmów społecznych i twórców światowej rangi, jak Kieślowski, Zanussi czy Wajda. My takich nie mamy.

- A Miloš Forman, Jiří Menzel, Věra Chytilová, Jan Němec, Ivan Passer?

- Forman i Passer swoje największe dzieła stworzyli w Stanach. Chytilová z Němcem znani są z kina eksperymentalnego i awangardowego, które z definicji odległe jest od codziennych doświadczeń ludzi. Menzel zrobił niedawno pierwszy film od 14 lat. Proszę nie zrozumieć mnie źle, mam olbrzymi szacunek dla czeskich klasyków i często wracam do ich dzieł. Ale nie możemy ciągle wspominać lat 60. Pracujemy w zupełnie innych warunkach, kino przestało być państwowe, filmowa mapa Europy się zmieniła. Najwyższy czas odnaleźć się w świecie po 1989 r. Tak jak Węgrzy, którzy zrobili "Kontrolerów".

- Ale przecież czescy filmowcy po transformacji świetnie sobie radzą. Dostaliście ostatnio kilka nominacji do Oscara, Svěrák za "Kolę" zdobył statuetkę. To zły wynik?

- Produkujemy około 15-20 filmów rocznie. Maksymalnie pięć z nich można uważać za ważne. Cieszę się, że Jan Svěrák, Petr Zelenka, Bohdan Sláma, Saša Gedeon, wreszcie ja tworzymy grupę reżyserów, których pierwsze filmy zostały dobrze przyjęte. Ale teraz musimy znaleźć sposób, by sukces osiągnęły także nasze piąte, szóste czy siódme obrazy.

- Czuje się Pan związany z innymi twórcami swojego pokolenia?

- Tak, bardzo. Poczucie wspólnoty i pasja tworzenia są podstawą współczesnego czeskiego kina. Przy naszych projektach ludzie pracują często za pół darmo. Nie jesteśmy w stanie zaproponować im takich wynagrodzeń, jakie otrzymaliby na Zachodzie. By dopiąć budżety swoich obrazów, David Ondříček musiał założyć firmę produkującą reklamówki. Mimo to nigdy żaden z nas się nie sprzedał. Nie chcemy robić filmów dla sponsorów, którzy składają zamówienie, rzucają na stół pieniądze i oczekują, że ich żona zagra główną rolę.

- Odczuwa Pan presję ze strony rynku?

- Owszem. Na przykład po sukcesie "Pod jednym dachem" oczekiwano, że razem z moim stałym współpracownikiem, Petrem Jarchovskim, zrealizujemy sequel. Odmówiliśmy. Niezależność artystyczna to nasza naczelna zasada, tworzymy kino autorskie. Nawet gdy ekranizowaliśmy powieści Petra Šabacha, były to nasze wypowiedzi, pod którymi mogliś­my się w pełni podpisać.

- Ale na brak zainteresowania ze strony publiczności Pan nie może narzekać.

- To zabawne, ilekroć przyjeżdżam do Polski, w rozmowach zawsze pojawia się ten wątek. Gdy kiedyś w Warszawie powiedziałem, że mój debiut obejrzało 600 tys. Czechów, jeden z młodych polskich reżyserów bardzo dziwnie na mnie spojrzał. Spytał, czy nie przekręciłem liczb, bo on się cieszył, gdy zebrał 50-tysięczną widownię.

- Na polskich ekranach są właśnie dwa Pańskie filmy: "Na złamanie karku" i "Piękność w opałach". W obu portretuje Pan czeskie społeczeństwo w dobie transformacji.

- To prawda, gdzieś u źródeł tych filmów jest chęć rozliczenia się z mitami, którymi obrosła aksamitna rewolucja. W pierwszym z nich, opowiadającym o emigrantach, siliłem się na powagę. Wyszła z tego raczej tragikomedia niż dramat. W "Piękności w opałach" wróciłem do zabawy z konwencją filmu romantycznego, z soap-operą. Próbowałem spojrzeć na świat tak, jak patrzy zwykły Czech. Trochę spaczony przez popkulturę, próbujący odnaleźć swoje miejsce we współczesnym świecie. Nauczyłem się, że nie można dotrzeć do prawdy, jeśli nie pozostaje się blisko człowieka. Dlatego nie tworzę wielkich fresków historycznych, lecz staram się pokazać ludzi borykających się z nową codziennością.

- Po "Piękności w opałach" zrobił Pan już kolejny film - "Niedźwiadek". Jego bohaterowie przestali się miotać, są ustatkowani. Czy to znak czasu?

- Myślę, że tak. Od 1989 r. zdążyliśmy dojrzeć do demokracji. Przyzwyczailiśmy się do nowych instytucji i zasad, które panują w życiu publicznym. Jednak dawne podziały wciąż przenikają nasze życie. Choć wszyscy bohaterowie "Niedźwiadka" pochodzą z zamożnej klasy średniej, kryzysy swoich związków rozwiązują w różny sposób. Jedni "po plebejsku" - zaczynają się kłócić i krzyczeć, drudzy "po mieszczańsku" przemilczają problemy. Jeszcze inni, jak arystokraci ducha, prowadzą ze światem wysublimowaną grę. Nie próbuję jednak kategoryzować ludzi. To zadanie dla analityków. Zwyczajni obywatele na co dzień widzą tylko Ivana, Petra czy Marka, borykających się ze swoimi kłopotami. I ja chcę robić takie filmy, w których Ivan, Petr i Marek mogliby się przejrzeć. Może to też jest jakaś recepta na kino?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2007