Jak zmienia się Wilno

700 lat temu w liście księcia Gedymina po raz pierwszy padła o nim pisemna wzmianka. Jubileusz zbiega się ze zmianą: z funkcją mera żegna się znany liberalny polityk. Zmienia się też samo miasto.

26.02.2023

Czyta się kilka minut

700 lat temu Wilno po raz pierwszy pojawiło się w źródłach pisanych; obchody rozplanowano na cały rok. Pokazy na głównym dziedzińcu uniwersyteckim, 25 stycznia 2023 r.  / YAUHEN YERCHAK / SOPA / GETTY IMAGES
700 lat temu Wilno po raz pierwszy pojawiło się w źródłach pisanych; obchody rozplanowano na cały rok. Pokazy na głównym dziedzińcu uniwersyteckim, 25 stycznia 2023 r. / YAUHEN YERCHAK / SOPA / GETTY IMAGES

Remigijus Šimašius wydał właśnie książkę pod tytułem „Miestas ir meras. Vilniaus pokyčių istorijos” („Miasto i mer. Historie przemian w Wilnie”), którą niejako żegna się z mieszkańcami Wilna. A w każdym razie żegna się w dotychczasowej roli, bo przecież nie odchodzi zupełnie – zgłosił swoją kandydaturę do rady miejskiej. Jednak od wiosny w funkcji mera, którą Šimašius pełnił przez długie dwie kadencje, zastąpi go ktoś inny.

Książka jest zapisem rozmowy ze znanymi współczesnymi wilnianami. A także swego rodzaju hołdem, jaki postanowił sobie złożyć na koniec urzędowania ambitny polityk, który przez kilka lat sprawował także funkcję ministra sprawiedliwości.

„Nie wszystkie decyzje Šimašiusa mi się podobały, i nie mówię o słynnym »zwężaniu« ulic, ale były też zwłaszcza te dotyczące mniejszości narodowych, począwszy od ozdobnych szyldów ulicznych, a skończywszy na usługach dostępnych w języku polskim, rosyjskim i angielskim, za które jestem mu wdzięczny” – pisze na Facebooku jeden z moich znajomych.

Z kolei Ewelina Dobrowolska, która w obecnym rządzie stoi na czele ministerstwa sprawiedliwości, wiele razy chwaliła Šimašiusa „za szacunek wobec praw człowieka”; tymczasem jego przeciwnicy zarzucali mu „chore pomysły”. „Wąskie umysły zwężają ulice” – takie tytuły ukazywały się choćby w miejscowej polskiej prasie [chodzi o uszczuplanie przestrzeni dla aut na rzecz pieszych, rowerów i komunikacji publicznej – red.].

Parada kandydatów

W wyborach samorządowych, które na Litwie odbędą się w niedzielę 5 marca, w Wilnie o funkcję mera ubiega się aż szesnastu kandydatów, z czego zaledwie część wpisała swoje nazwisko także na listę potencjalnych radnych.

Wśród nich znajdują się: wspierany przez Šimašiusa poseł na Sejm Tomas Vytautas Raskevičius (działacz społeczności LGBT), a także Waldemar Tomaszewski, przedstawiający się jako gorliwy katolik, który od kilkunastu lat reprezentuje w Parlamencie Europejskim ugrupowanie o przydługiej nazwie: Akcja Wyborcza Polaków na Litwie – Związek Chrześcijańskich Rodzin.

Z kolei Mykolas Majauskas, przez wiele lat młoda nadzieja konserwatystów, w ogóle nie zgłosił swojej listy i gdyby wygrał drugą turę, nie miałby własnych ludzi w radzie miejskiej. – W Wilnie byłby to precedens, ale podobne sytuacje zdarzały się w innych samorządach. Zresztą uprawnienia mera zostały niedawno wzmocnione i teoretycznie nowy mer może mniej lub bardziej skutecznie rządzić bez rady miejskiej – informuje „Tygodnik” Aleksander Radczenko, były publicysta. Od 2015 r. na Litwie mera wybiera się w wyborach bezpośrednich, a niedawno nastąpiła także inna ważna zmiana: żaden polityk nie może stać na czele samorządu dłużej niż trzy kadencje.

Majauskas, który na swoją kampanię zgromadził najwięcej środków spośród wszystkich kandydatów, spłatał politycznego psikusa kandydatowi konserwatywnego Związku Ojczyzny Valdasowi Benkunskasowi, dotąd pełniącemu funkcję wicemera („Nie ma charyzmy” – surowo ocenia go z rozmowie ze mną publicysta Rimvydas Valatka; sam Benkunskas określa się jako „mer bez cyrków”). Teoretycznie głosy prawicowego elektoratu mogą się więc rozbić (na razie na Benkunskasa chce głosować prawie 18 proc. ankietowanych, a na Majauskasa 9 proc.). Na tym mogą skorzystać inni kandydaci – jak były mer, „nieustannie powracający” Artūras Zuokas (24 proc. poparcia) czy Raskevičius (10 proc.). Zuokas to według Valatki „symbol korupcji”, ale wciąż wielu wilnian mu wierzy.

Centrum i peryferie

Tomas Raskevičius przekonuje mnie, że ma dobry plan dla Wilna, zgodny z progresywnym profilem Partii Wolności, która przebojem weszła w 2020 r. do Sejmu i dziś współtworzy centroprawicowy gabinet premier Ingridy Šimonytė. Ostatnio jego partia dostała jednak zadyszki – przez ponad dwa lata nie udało się w Sejmie przeprowadzić sztandarowego projektu partnerstw cywilnych; teraz wolnościowcy obiecują dokonać tego w samorządzie stołecznym. Sam Raskevičius podkreśla, że jego program nie koncentruje się tylko na sprawach światopoglądowych.

– Wilno musi stać się miastem, które stawia ludzi ponad pojazdy silnikowe. Proponuję ulice wygodne nie tylko dla samochodów, ale także dla komunikacji miejskiej, rowerów i pieszych. Chcę zobaczyć miasto, które zapewnia przestrzeń dla kawiarni, barów, sklepików czy usług nie tylko w centrum miasta, ale także w tzw. dzielnicach sypialnych – mówi „Tygodnikowi” Raskevičius.

Akurat los przedmieść jest bolączką półmilionowego miasta, które pięknie rozwija się w centrum, ale którego peryferie są wciąż zaniedbane.

Kolejny priorytet to edukacja. – Prawie co czwarte dziecko na Litwie uczęszcza do szkoły w Wilnie. Musimy inwestować w budynki szkolne, w dobrych nauczycieli, poprzez podnoszenie ich wynagrodzeń. A także skutecznie przeciwdziałać molestowaniu i zapewnić edukację seksualną – dodaje Raskevičius.

To ostatnie, podobnie jak wsparcie dla społeczności LGBT, ma być wyróżnikiem kandydata Partii Wolności, na którą głosuje głównie młode pokolenie. Odchodzący mer Remigijus Šimašius w zeszłym roku poszedł w marszu Baltic Pride, na co nigdy nie zdecydowałby się np. Zuokas.

„Nie lekceważmy polskiej partii”

Czy Wilno byłoby gotowe na mera geja?

– Stolica Litwy jest prawdopodobnie najbardziej liberalnym i tolerancyjnym miastem naszego kraju, tradycyjnie głosującym na centroprawicę, więc sądzę, że nie miałoby problemu z merem gejem, Żydem czy Polakiem – tłumaczy „Tygodnikowi” Radczenko (akurat na Litwie to właśnie centroprawica jest życzliwa zmianom w obyczajowości). – Bardziej liczy się, z jakiej partii jest kandydat i jaki program reprezentuje. Liczy się też jego charyzma. Moim zdaniem Raskevičius merem nie zostanie, ale nie z powodu orientacji seksualnej. Partia Wolności dołuje w sondażach.

Pewne jest natomiast, że mer z polskiej listy nie ma większych szans. Według ostatniego sondażu na Waldemara Tomaszewskiego chce głosować niespełna 3 proc. wyborców. Nawet jeśli przy urnie będzie to trzy razy więcej (elektorat polskiej partii ma tendencje, by ukrywać swoje preferencje), nie ma szans na wejście do drugiej tury.

Czy w tej drugiej turze zderzą się zatem konserwatysta Benkunskas oraz eksmer Zuokas? Gdyby doszło do takiej rozgrywki, na pierwszego głosowałoby 41 proc., a na drugiego 38 proc. Zuokas jest popularny wśród wileńskich Polaków, a AWPL-ZChR wiele razy współrządziła z nim w koalicji.

„Nie należy lekceważyć polskiej partii” – mówił ostatnio Zuokas nadawcy publicznemu LRT, co jest zachętą do koalicji. Gdyby jednak wygrał konserwatysta, raczej zbuduje sojusz odtwarzający koalicję sejmową – jeśli do rady miejskiej dostanie się nie tylko Partia Wolności, ale także Ruch Liberałów.

Ten ostatni na pozór zagrał odważnie: liderem jego listy jest członek społeczności żydowskiej Daniel Lupshitz, a z czwartego miejsca kandyduje Polka, socjolożka i dyrektorka Instytutu Społeczeństwa Przyszłości Eryka Godlewska. Tyle że Wilno już jakiś czas temu odrobiło swoją lekcję tolerancji – nie musi udowadniać, że jest miastem tolerancyjnym.

Rosyjskie interesy mera Kowna

Nieco gorzej jest pod tym względem w Kownie: jego mer Visvaldas Matijošaitis (bezpartyjny) wsławił się próbą zakazu imprezy LGBT organizowanej w tym 300-tysięcznym mieście. Kilka lat temu radny Kowna Gintautas Labanauskas był inicjatorem referendum w sprawie ograniczenia w przestrzeni publicznej informacji dotyczącej homoseksualizmu. Dziś jest on kandydatem na mera z partii Związek Demokratów „W imię Litwy” (to ugrupowanie byłego premiera Sauliusa Skvernelisa).

Co ciekawe, kandydat na włodarza Wilna z tego samego ugrupowania Lukas Savickas nie tylko głosował w Sejmie za związkami partnerskimi, ale także wpisał na swoją listę kandydatów Zygmunta Klonowskiego z polskiego środowiska konkurencyjnego wobec AWPL-ZChR, skupionego wokół wydawcy „Kuriera Wileńskiego”. Na Savickasa na razie chce głosować jednak tylko niespełna 3 proc., a zwolennicy Klonowskiego twierdzą, że jego osiemnaste miejsce na liście nie jest afrontem wobec polskiej społeczności.

My wracamy jednak do Kowna. Swoimi refleksjami na temat sceny politycznej w tym mieście dzieli się z „Tygodnikiem” politolog z kowieńskiego Uniwersytetu Witolda Wielkiego dr Ignas Kalpokas. – Sądzę, że zwycięstwo obecnego mera Matijošaitisa w pierwszej rundzie jest bardzo prawdopodobne. Choć żyjemy w pewnym rozdarciu: z jednej strony popieramy Ukrainę, z drugiej zaś większości wyborców w Kownie nie wydaje się przeszkadzać fakt, że Matijošaitis kontynuuje swoje interesy w Rosji – twierdzi Kalpokas.

Matijošaitis, umieszczany wśród najbogatszych Litwinów, jest jednym z właścicieli Vičiūnų grupė – konsorcjum ­spożywczego, które prowadzi swój biznes m.in. w Rosji.

Baryton nie ma szans

Ignas Kalpokas ma także za złe merowi Kowna rozpowszechnianie wiary w „spisek elit wileńskich”, które chcą „podkopać Kowno”. Takie dystansowanie się od Wilna jest modne na litewskiej prowincji. Kalpokas przewiduje, że w radzie miejskiej „przedwojennej stolicy” znajdą się jeszcze tylko dwie partie: Związek Chłopów i Zielonych, który w latach 2016-20 rządził Litwą ręką swojego charyzmatycznego lidera Ramūnasa Karbauskisa (i dziś na mera Kowna wystawia byłego ministra zdrowia, popularnego w okresie pandemii Aurelijusa Verygę), a także konserwatyści.

Kowno, głosujące tradycyjnie na prawicę aż do roku 2015, było przez ponad dwie dekady w rękach konserwatystów. Dziś kandydatem konserwatywnego Związku Ojczyzny na mera jest Vytautas Juozapaitis – solista operowy (baryton), wykładowca akademicki i szef komisji kultury w Sejmie. Jednak nie ma większych szans.

– Obiektywnie za rządów konserwatystów w Kownie na wszystko brakowało pieniędzy i nic ciekawego się nie działo. Dlatego w 2015 r. ludzie zaufali Matijošaitisowi, który pokazał, że jednak pieniądze potrafi znaleźć i coś od tego czasu w mieście drgnęło – mówi mi członkini polskiej społeczności w Kownie (chciała zachować anonimowość).

W 2022 r. miasto było Europejską Stolicą Kultury, każdy turysta pochwali jego rozwój. Kalpokas ma jednak zastrzeżenia: – Matijošaitis z dużym powodzeniem kultywuje ideę, że sprawy miejskie nie mają nic wspólnego z polityką i dotyczą tylko dróg i budynków publicznych. One rzeczywiście są budowane pod jego rządami, choć towarzyszy temu wiele oskarżeń o korupcję.

Na prowincji żyje się inaczej

Z Kowna do leżących na litewskiej Suwalszczyźnie Łoździejów (lit. Lazdijai) jest 106 kilometrów, a to już zupełnie inny świat.

– Widziałam, jak mój rejon i jego politycy nie wykorzystują szans, które poprawiłyby życie mieszkańców. Dlatego postanowiłam wejść do polityki – mówi mi dziennikarka Vilma Danauskienė, kandydatka na mera z listy Związku Chłopów i Zielonych. – Nasz rejon ma jeden z najgorszych wskaźników rozwoju społeczno-gospodarczego na Litwie. Jest tu wysokie bezrobocie, poziom inwestycji zagranicznych nie sięga nawet stu euro na mieszkańca, społeczeństwo się starzeje, młode rodziny nie przyjeżdżają, bo nie ma pracy – wylicza Danauskienė.

Nie wierzy w ugrupowania rządzące przez lata Łoździejami, choć wśród nich jest mer Ausma Miškinienė, wybrana z tej samej partii (teraz przeszła do konkurencji). Danauskienė podkreśla, że Łoździeje mają okazję skorzystać z Programu Współpracy Transgranicznej z Polską – do Suwałk jest stąd tylko 51 kilometrów – ale niewiele się dzieje.

– Nie przygotowujemy wspólnych projektów rozwoju infrastruktury, nie szukamy inwestorów. Mogę przypomnieć, że to nasza partia przyjęła w Sejmie Program Rozwoju Regionalnego w kadencji 2016-20, tak zwaną Białą Księgę Regionów. Wszystko już jest, wystarczy to wdrożyć – deklaruje świeżo upieczona polityczka.

Danauskienė uważa, że po odzyskaniu niepodległości w 1990 r. nie dbano o prowincję litewską, rozwijały się raczej duże miasta.

Kto będzie rządzić wokół Wilna

W zaufanie wyborców wierzy wciąż Polak Robert Duchniewicz, przewodniczący Litewskiej Partii Socjaldemokratycznej (LSDP) w rejonie wileńskim. Polacy stanowią tu połowę ludności. Rejon wileński leży zaraz obok stolicy, ale nie rozwija się tak, jak powinien rozwijać się obszar podstołeczny. Wiele osób obwinia za to polską partię AWPL-ZChR, która od 1995 r. niepodzielnie rządzi Wileńszczyzną (tą poza samym Wilnem).

– Czas na zmianę władzy – mówią przedstawiciele litewskiej prawicy w rejonie. Ale mówi to także Duchniewicz, który w rozmowie z „Tygodnikiem” twierdzi, że gdyby wybory były uczciwe, AWPL-ZChR dawno straciłaby w tym rejonie większość. Ponieważ rejon zamieszkuje coraz więcej Litwinów: pracują w Wilnie, a po pracy wracają do nowo zbudowanych domów. Im akurat polska partia nie jest w smak. Choć i wśród Polaków jest wiele zastrzeżeń.

„Obecna władza utraciła poczucie rzeczywistości – mówi portalowi LRT kandydat Związku Ojczyzny na mera rejonu wileńskiego Gediminas Kazėnas. – Na pewno inwestycje rosną. Obecna władza lubi się tym pochwalić, a my uważamy, że żadna to ich zasługa. Inwestycje zawdzięcza się temu, że obok jest Wilno”.

Duchniewicz podkreśla w rozmowie z „Tygodnikiem”, że w rejonie problemem wciąż jest infrastruktura, którą jego LSDP chciałaby poprawić. Kolejne postulaty to stworzenie Wileńskiej Strefy Ekonomicznej i podpisanie umowy ze stolicą, by wspólnie rozwiązywać problemy, choćby komunikacyjne. – Rejon wileński musi być dobrze skomunikowany z Wilnem – deklaruje Duchniewicz, który wciąż wierzy, że 5 marca AWPL-ZChR straci większość w tutejszej radzie.

Co się liczy w stolicy

– W Wilnie musimy stawić czoło takim wyzwaniom jak zagęszczenie ruchu, inwestować w infrastrukturę transportową, by uczynić transport publiczny dostępnym i wygodnym dla mieszkańców – mówi mi konserwatysta Mykolas Majauskas.

– W ciągu czterech lat samorząd nie zbuduje tramwaju, gondoli czy metra – nieco złośliwie dodaje jego rywal Benkunskas. Co ciekawe, większość kandydatów obiecuje bezpłatną komunikację miejską, którą jakiś czas temu wprowadziła stolica Estonii.

Waldemar Tomaszewski szuka wyborców innym sposobem: postuluje rozwój turystyki sakralnej, która ma ukazać Wilno jako miasto Bożego Miłosierdzia; wszak w latach 30. w tutejszym klasztorze przebywała św. Faustyna Kowalska. „Mamy na Antokolu jej domek. Wpisaliśmy do programu, by go przystosować dla odwiedzających” – mówił Tomaszewski.

Ale w wyborach lokalnych będzie on raczej rozliczany z tego, co jego partia robi, będąc od 2017 r. w koalicji rządzącej Wilnem. A także czego nie zrobiła, rządząc kiedyś krajem razem ze Związkiem Chłopów i Zielonych. Polskość czy katolickość nie odgrywają już w Wilnie takiej roli jak kiedyś. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Wszystkie drogi prowadzą do Wilna