Jak zepsuć coś, czego nie naprawiono

Tli się jeszcze w polskim narodzie potrzeba obcowania z kulturą. Nie każdy mieszka w Łodzi, żeby mieć blisko do teatru pod wezwaniem Jerzego Kropiwnickiego. Ludzie oglądają więc publiczną telewizję. Rozwścieczony rząd wymyśla kolejny sposób, by zmądrzeli i przestali.

08.09.2009

Czyta się kilka minut

Ekipa rządząca popełniła w sprawie publicznych mediów błędy, ale jak się wydaje, ma tego świadomość. Może premier rzeczywiście nie chce się angażować w sprawy przebudowy mediów publicznych i ich finansowania, może zwyczajnie nie wierzy w reformowalność tych instytucji. Może są jeszcze jakieś inne powody. Ale jakie by nie były, daleka jeszcze droga do "krucjaty rządu przeciwko telewizji publicznej", co na łamach "TP" ogłosił Grzegorz Jankowicz.

Dla twórców symbolem wszelkiego platformerskiego zła stała się obrończyni nowej ustawy - Iwona Śledzińska-Katarasińska. Symbolem oporu - Agnieszka Holland. Niedawno symbol zła przyznała, że właściwie zgadza się ze wszystkimi głównymi postulatami symbolu oporu. Nikt szybko nie zapomni tego, co obie strony podczas wojny mówiły, ale nadzieja na rozbrojenie jest. Zawsze jednak znajdzie się ktoś, kto lubi wojnę i chciałby jeszcze trochę popatrzeć, jak strzelają. Grzegorz Jankowicz znalazł więc drugi front i podejrzał, że rząd nocami zwozi tam sprzęt i pieniądze. Słynni platformerscy piarowcy wymyślili nawet perfidnie, że kolejny przyczółek do walki z kulturą i twórcami ma się nazywać Narodowy (ha ha!) Instytut Audiowizualny, czyli NinA.

Nihil novi

Instytut powstał w kwietniu 2009 r. z przekształcenia Polskiego Wydawnictwa Audiowizualnego, instytucji kierowanej przez Michała Merczyńskiego. Dyrektor pozostał ten sam, ponieważ trudno zakwestionować dorobek PWA: wydano wiele nadzwyczaj wartościowych płyt i boxów, m.in. z rejestracjami wybitnych przedstawień teatralnych, koncertów i oper. Upowszechniono też ukrywane w piwnicach arcydzieła polskiej animacji i dokumentu. Polskie Wydawnictwo Audiowizualne miało świetną markę w kraju i doskonałą opinię na świecie, potwierdzoną zresztą nagrodami - o czym kilkakrotnie także na łamach "TP" pisano.

Narodowy Instytut Audiowizualny ma więc doskonałe warunki do tworzenia czegoś, pardon, naprawdę wielkiego i narodowego. Trzeba tylko odpowiednich zapisów prawnych i organizacyjnych, które pozwolą instytucji zająć się na wielką skalę ratowaniem i upowszechnianiem polskich osiągnięć audiowizualnych (z pominięciem rzecz jasna filmu fabularnego).

Czyli w zasadzie o co chodzi? Zarówno dzielnemu obrońcy kultury, jak i "Tygodnikowi"?

Kilka miesięcy temu premier, a następnie minister kultury postanowili wspomóc dwie misyjne anteny publiczne: TVP Kultura i radiową Dwójkę. Stało się tak po informacjach o kłopotach finansowych obu anten i spodziewanych cięciach budżetów. Sęk jednak w tym, a może szczęście w nieszczęściu, że rząd ani minister nie mogą wprost dofinansować publicznych nadawców.

Pewnie to słusznie wymyślił ustawodawca, chcąc uniknąć politycznych wpływów na publiczne media. Dziś, z perspektywy czasu, możemy się tylko uśmiechnąć, ale jest jak jest. Aby więc pomóc obu antenom, postanowiono wykorzystać istnienie Narodowego Instytutu Audiowizualnego, a także Narodowego Centrum Kultury. Doraźnie przez Instytut ma przejść 4 mln złotych (2 mln na TVP Kultura i 2 mln na radiową Dwójkę), przez NCK - 1 mln (dla TVP Kultura).

Jak to zwykle bywa z pieniędzmi publicznymi, do tego jeszcze przekazywanymi z rezerwy budżetowej, czasu jest mało, bo działa kalendarz. Pieniądze z bieżącej pomocy muszą być wydane do końca roku, co oczywiście nie wyklucza kolejnej pomocy w przyszłości.

I tu zaczynają się problemy. Cztery miesiące to bardzo niewiele na przygotowanie i rejestrację dużych przedsięwzięć, ale trzeba próbować. Możliwości prawnych jest kilka, ale najlepsze wydają się dwie. Albo TVP będzie z NinA koprodukować (wspólnie finansować) rejestracje, dzieląc się prawami, albo NinA wyprodukuje audycje z przyznanych pieniędzy, przekazując TVP Kultura prawa do emisji (licencję), sama zachowując prawa do dalszego upowszechniania, np. na płytach DVD.

To drugie rozwiązanie wydaje się znacznie lepsze. TVP Kultura (piszę głównie o TVP Kultura, a nie radiu, gdyż problemów z radiem praktycznie nie ma) dostaje za niewielkie pieniądze znakomite nagrania. Może je emitować wielokrotnie. Ponosi więc kilkakrotnie niższe koszty, niż gdyby rejestrowała je sama.

Taka forma jest i była powszechną praktyką we współpracy NInA (dawniej PWA) z TVP Kultura i Dwójką. Tak był realizowany Festiwal Pawła Szymańskiego w 2006 r. (z PR 2), tak były realizowane rejestracje choćby spektakli Krzysztofa Warlikowskiego ("Burza", "Krum"), Jerzego Grzegorzewskiego ("Sędziowie"), Mariusza Trelińskiego (wrocławski "Król Roger") z TVP Kultura. Niejednokrotnie zdarzało się też, że TVP Kultura wykupywała - za niewielką opłatą licencyjną - audycje i programy produkowane przez Instytut czy PWA (koncert Balanescu Quartet z polskimi animacjami, dokumenty z cyklu "Artyści naiwni"). Czyli: nihil novi (Grzegorz Jankowicz napisał o interpasywności rządu, to i ja się pochwalę, że mam w domu słownik).

Ratujmy to wszystko!

Tymczasem dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" porozmawiał z "pragnącymi zachować anonimowość pracownikami telewizji", którzy powiedzieli mu, że boją się zagrożenia autonomii programowej. O mój Boże, Drogi Redaktorze (rym częstochowski, bo Kraków blisko Częstochowy). Lista propozycji programów powstała podczas spotkań przedstawicieli telewizji (radia) i NinA. Nikt nikomu niczego nie narzucał. Prawdą jest, o czym już wspomniałem, że korzystniejsza jest sprzedaż licencji, bo daje to szanse zakupu przez TVP Kultura bardzo wielu wartościowych pozycji. Upraszczając: może mieć np. licencje do emisji 10 spektakli zamiast na własność 2 spektakle. Doprawdy trudno dopatrzyć się w tym czegoś innego niż woli przekazania TVP Kultura jak największej liczby wartościowych dzieł.

Okazuje się jednak, że - zdaniem autora "TP" - w TVP Kultura są ludzie, którzy chcieliby, ale nie bardzo. I jeszcze zgłaszają wątpliwości, że NinA nie wie dokładnie, co da się nagrać... Czyli zadeklarowana chęć pomocy i sfinansowania nagrań wielu wybitnych przedstawień, koncertów i oper to po prostu - rozwijając twórczo wstępne przesłanie Redaktora Jankowicza - dalszy ciąg cynicznej krucjaty rządu.

Panie Redaktorze "Tygodnika Powszechnego"! Jak Pan słusznie zauważył, problemem są nieprzebrane i niezdigitalizowane w większości archiwa TVP SA. Szacuje się, że koszt ich cyfryzacji to kilkadziesiąt milionów euro. Tymczasowo ratuje się to, co się najbardziej opłaca, czyli głównie filmy i seriale, które gwarantują oglądalność i przychody reklamowe. Prawdą jest, że TVP SA przeznaczała ostatnio sporo pieniędzy na te działania, bez względu na to, z jakiej opcji był prezes. Ale co z resztą archiwów? Co z taśmami, zwłaszcza z końca lat 70. i początku 80., które - jak twierdzą europejscy specjaliści - rozpadną się (stracą obraz i dźwięk) za 10-15 lat?!

Z góry można przewidzieć, że TVP SA nie będzie miała wystarczających pieniędzy na cyfryzację wszystkiego, co wartościowe. Nie będzie też możliwości prawnych dofinansowywania telewizyjnych archiwów działających pod zarządem spółki.

Ale są doświadczenia europejskie, zwłaszcza francuskie (INA) i holenderskie (Sound and Vision). Odrzucając wstępne założenie, że to kraje bogatsze, a w Polsce nie wszystkie dzieci jedzą drugie śniadanie, warto spojrzeć na nowszą propozycję holenderską. Ten niewielki kraj ma sporo nadawców publicznych (w skomplikowanej strukturze), ale tamtejszy Instytut gromadzi wszystkie audycje przez nich wyprodukowane w wersji cyfrowej, a starsze są już praktycznie zdigitalizowane. Stwierdzono, że dorobek audiowizualny (w tym telewizyjny) to część narodowej kultury, i rząd sfinansował fantastyczny architektonicznie budynek Instytutu. Nowoczesny między innymi dlatego, żeby archiwa nie kojarzyły się z zapyziałymi magazynami. W Instytucie zorganizowano interaktywne Muzeum Telewizji, gdzie zachwycona młodzież godzinami ogląda sprzęt i programy sprzed lat, nagrywa sobie programy w starych dekoracjach itd. W większości Instytut jest dotowany z budżetu, ale w istotnej części zarabia na działalności komercyjnej.

To naprawdę ostatnie chwile na decyzje o ratowaniu polskiego dorobku audiowizualnego. Nie może przy tym powstać wrażenie, że ktoś chce osłabiać programowe zaplecze publicznych mediów. Chodzi wyłącznie o sprawne ratowanie, a następnie zarządzanie dorobkiem kilku pokoleń twórców. Mamy w magazynach znakomite programy muzyczne i rozrywkowe z udziałem wybitnych artystów, mamy bodaj najlepsze na świecie archiwum teatru telewizji, wybitne dokumenty Waltera czy Fidyka, zapisy historycznych wydarzeń, fantastyczne rozmowy z pisarzami i kompozytorami. Ratujmy to wszystko jak najszybciej!

Jest dla mnie oczywiste, że TVP SA i Polskie Radio powinny korzystać z tych zbiorów na specjalnych warunkach, być może powinny to być opłaty tak niskie, że aż symboliczne, media te przecież mają do spełnienia misję i powinny być zachęcane, także ekonomicznie, do prezentowania niekomercyjnych audycji kulturalnych.

Nie kombinujmy

Powstała konkretna koncepcja, są mimo kryzysu pieniądze, nie kombinujmy więc "tak po polsku", jak to w zarodku ukatrupić. Czas płynie. I jeszcze ? propos pieniędzy. Autor artykułu wypomniał Narodowemu Instytutowi Audiowizualnemu 20 tys. zł na przygotowanie każdego internetowego "Dwutygodnika.com", pisząc, że takie kwoty niektóre pisma otrzymują w postaci dotacji rocznej. Być może, Panie Redaktorze. Ale - po pierwsze - to autorski projekt NInA, na który Instytut znalazł środki we własnym budżecie, po drugie - to część projektu Europejskiego Kongresu Kultury, który odbędzie się w Polsce, we Wrocławiu, podczas polskiej prezydencji w Unii Europejskiej w 2011 r., a który NInA koordynuje (i dla którego stworzyła "platformę myśli" w postaci portalu o kulturze). Po trzecie wreszcie - za

20 tys. nie wydrukuje Pan ani nie rozkolportuje świetnego, aktualnego i wspieranego wybitnymi piórami pisma. Skoro ktoś uznał, że pomoże ono polskiej kulturze i są na to pieniądze, to niech tak zostanie. Dotychczas czytałem wyłącznie same pochwały i gratulacje dla twórców "Dwutygodnika". Jeśli chodzi o krytykę - jest Pan pierwszy, gratuluję, zawsze to miło być pierwszym.

Piotr Radziszewski jest dziennikarzem i menadżerem telewizyjnym, pracował m.in. w TVP, TVN i TVN24. Doradca w Narodowym Instytucie Audiowizualnym.

Śródtytuły pochodzą od redakcji "TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2009