Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
40-letni Erik Olsson wygrzewa się na leżaku kilkadziesiąt metrów od Baru Przystań. Do Sopotu przyjechał z żoną i 10-letnim synem. W jednej z uliczek dochodzących do Monte Cassino wynajął luksusowy apartament. Spędzi tu dwa tygodnie.
– Choć noclegi w sopockich hotelach nie należą do najtańszych, to pobyt niewiele kosztuje w porównaniu do cen w Europie, nie wspominając o Skandynawii – przyznaje. – Mamy wyjątkowe lato. Woda w zimnym zwykle Bałtyku jest ciepła jak zupa. W Sopocie wiele się dzieje, miasto jest też świetnym miejscem wypadowym na Kaszuby, do Gdańska czy na zamek w Malborku.
W tym roku widać tu wielu Skandynawów: do popularności Sopotu przyczyniły się promocje w Szwecji oraz specjalne rabaty na promach. Stena Line oferuje bilet do Trójmiasta z Karlskrony za jedyne 99 szwedzkich koron, to niewiele więcej niż piwo, które w barze kosztuje 75 koron. Swoje robią też połączenia lotnicze z Oslo, Sztokholmem czy Malmö: codziennie kilka samolotów ze Skandynawii ląduje na lotnisku w Gdańsku-Rębiechowie.
Pół miliona na molo
Dawid Wilda ze Stowarzyszenia Turystycznego Sopot zaciera ręce: tak udanym sezonem nie było nawet Euro 2012. Wilda przyjmuje w restauracji na trzecim piętrze nowej siedziby informacji turystycznej przy placu Zdrojowym. Z okien rozpościera się widok na molo i zatokę, w dole tłumy przedzierają się z Monciaka na molo i z powrotem. Od kwietnia do końca lipca najdłuższym drewnianym pomostem (515 m) w Europie spaceruje blisko pół miliona osób (to miesiące, kiedy wejście jest płatne – 7,50 za bilet normalny – i chętnych można policzyć). Choć sezon się nie skończył, Wilda jest pewien, że będzie rekord.
– Pogoda wymarzona, a liczby same mówią za siebie – mówi. – Ten rok jest rekordowy, jeśli chodzi o obłożenie w hotelach i to nie tylko w miesiącach letnich. Sopot ma 5 tys. miejsc w hotelach i pensjonatach i tylko kilka procent jest wolnych. Stawiam śmiałą tezę, że sezon wysoki zaczyna się już w marcu. Taka sytuacja powoduje, że wczesną wiosną zaczynamy imprezy i koncerty. Miasto uprawia też świadomą politykę pokazywania Sopotu jako miejsca konferencji i spotkań branżowych. Wystarczy, że na taki miting przyjedzie 500 osób i mamy pełne trzy hotele.
W ubiegłym roku Rossmann zrobił w Sopocie spotkanie kadry kierowniczej, na które ściągnął 1000 osób. W niespełna 36-tysięcznym uzdrowisku takiej grupy trudno nie zauważyć.
Turystów nie odstraszają ceny. I tak: dwuosobowy apartament w Sheratonie to 885 zł, w Haffnerze – 630 zł, a Rezydencie – 594 zł. Mówi dyrektor hotelu Haffner Małgorzata Winiarska: – Tegoroczny sezon, jak 7 minionych miesięcy, nasz hotel może zaliczyć do bardzo udanych. Zwykle okres zimowy jest trudny, jednak ten rok okazał się wyjątkowy pod względem liczby zorganizowanych konferencji, jak i gości indywidualnych. Kluczowe jest stworzenie atrakcyjnej cenowo siatki lotniczych połączeń krajowych i zagranicznych.
Co roku Sopot odwiedza ok. 2 miliony turystów. Symboliczna opłata klimatyczna uiszczana przez nich w hotelach wynosi 4,20 zł. – Szacujemy, że tegoroczne wpływy z turystyki mogą wynieść prawie 30 milionów zł – mówi Justyna Mazur z Urzędu Miasta.
Statystyki urzędników nie obejmują prywatnych kwater i zysków ich właścicieli, bo ci często działają w szarej strefie. Z liczby ogłoszeń w internecie można wnioskować, że to co najmniej kilka tysięcy dodatkowych miejsc noclegowych.
Lans na hokerach
Żeby zjeść kolację w restauracji i winiarni Monte Wino przy placu Przyjaciół na Monciaku, stolik trzeba rezerwować. To serce Sopotu. Przeciętne wino kosztuje 80 zł, ceny za przystawkę, zupę, drugie danie i butelkę dla dwóch osób zaczynają się od 200 zł. Co ciekawe: można też kupić lampkę szampana za 29 zł.
Siedząc latem w ogródku, mamy pewność, że będziemy widzieć, co się dzieje na Monciaku i że sami będziemy widoczni. Obsługa przy barierkach ustawiła zwykłe stoliki, zaś te dalsze są wyższe, ze specjalnymi hokerami. – Początkowo goście narzekali – mówi menedżerka Magda Dutkiewicz – ale potem zauważyli, że to dobre miejsca. Do nas nie trafia młodzież, a raczej osoby z zasobniejszym portfelem. Mamy stałą, lojalną klientelę w sezonie i poza nim.
Latem tłum turystów i imprezowiczów przetacza się przez Monciak cały dzień. Po sezonie weekend zaczyna się już w czwartek, bo Sopot to imprezownia całego Trójmiasta: w kilkudziesięciu klubach można szaleć do rana.
Do legendarnego SPATiF-u rzadziej zagląda bohema, a już na pewno nie w sezonie. W weekendy panuje ścisk jak w beczce ze śledziami, zwłaszcza że już dawno zrezygnowano z kart wejściowych.
Mówi znany DJ, rezydent modnego sopockiego klubu (12 lat w branży): – Przez ostatnie lata zmieniło się pokolenie klubowiczów. 10 lat temu przychodziło się dla muzyki, a ludzi przyciągało się artystami i ciekawym line-upem. Obecnie muzyka nie ma znaczenia, imprezy w klubach nie różnią się od siebie niczym prócz nazwy. Moim zdaniem bywalcy zmienili się na minus: to „pokolenie Facebooka”, nastawione na szybkie, łatwe życie, więc także na szybką i łatwą rozrywkę.
Oczywiście są miejsca, które oparły się tej tendencji: Teatr Agnieszki Osieckiej i Klub Atelier, Klub Sfinks 700, Mollo Club Sopot, Clubogaleria Soho czy Zatoka Sztuki.
Znany DJ: – 10 lat temu w Sopocie było dziesięć klubów i każdy promował inny rodzaj sztuki. W każdym królowała inna muzyka. Dzisiaj, aby szybko zarobić, wystarczy komercyjna papka muzyczna i tani alkohol. Są też kluby go-go, w tym osławione z oskubywania klientów Cocomo.
Rodowita Sopocianka (mieszka tu od 50 lat): – Sopot zatracił swój charakter i tak naprawdę nie wiadomo, do kogo jest kierowana obecna oferta turystyczna. Z jednej strony mamy ekskluzywne hotele, a z drugiej na wizytowym deptaku kebaby i sieciowe restauracje.
Idąc od góry, mijamy: McDonald’s, Subway, KFC, Green Way, So!Coffee czy Cafe Ferber. – Na takim deptaku brakuje lokalnych specjałów. Wiadomo, że jak człowiek przyjeżdża na wakacje, to chce zjeść coś miejscowego – mówi moja rozmówczyni.
Kultura, panie!
Miejscem, które od lat opiera się komercjalizacji i ściąga innego gościa, jest stojący nieco na uboczu Dworek Sierakowskich. Kawiarenka artystyczna Młody Byron żyje swoim życiem.
Patryk Dziczek, właściciel lokalu: – Nas sezon do końca nie dotyczy. Mamy stałych bywalców, dla których robimy koncerty, recitale, monodramy i festiwale. Chętnie wpadają aktorzy i lokalni artyści, bo zapewniamy ciszę i miejsce na dyskusje. Z inną publicznością często jest tak, że woli kupić i wypić siedem browarów, niż wydać 15 zł za spektakl. Mamy takie sytuacje, że są goście i piją, a jak trzeba zapłacić za kawałek sztuki, to znikają.
Z uwagi na liczbę turystów lokalni artyści już nie brylują w SPATiF-ie: zeszli do podziemia. Na Facebooku powstała grupa „Ukryte Miejsce”. Cykliczne spotkania są urządzane w mieszkaniu przy ul. Niepodległości. Miejsce jest owiane tajemnicą.
Turysta o kulturę może się otrzeć w Atelier, które działa tuż przy plaży. Funkcjonują tam obecnie trzy teatry, w tym wyjątkowe w kraju przedsięwzięcie Kulturalna Plaża. Przez całe wakacje wieczorami można zobaczyć (z widokiem na morze) spektakle, koncerty czy pokazy filmowe.
– To najlepiej położony teatr w Polsce – mówi Ewelina Wolejko z działu promocji teatru. – Zwykle mamy kilkaset osób. Wszystkich trudno zliczyć, bo spektakle są za darmo i ludzie często oglądają, siedząc na piasku. Chcemy za rok kontynuować projekt.
Wiceprezydent Sopotu Joanna Cichocka-Gula jak automat rzuca z pamięci liczby: – Sopot Classic – 14 tys., Literacki Sopot – 10 tys., Dwa Teatry – 12 tys., Sopot Film – 10 tys., ARTLOOP – 8 tys., Jazz – 3 tys. Te dane mówią, że obraliśmy słuszny kierunek rozwoju. Staramy się promować miasto poprzez wysoką kulturę. Jest stereotyp, że Sopot to takie wesołe miasteczko, ale mamy tu 11 festiwali, w tym cztery ogólnopolskie.
W tym tygodniu (21–24 sierpnia) po raz trzeci rusza festiwal Literacki Sopot. Udział wezmą m.in. Sylwia Chutnik, Ignacy Karpowicz, Adam Michnik, młodzi reporterzy i autorzy kryminałów, a także goście z Rosji, m.in. Władimir Sorokin.
Konie, żagle i walki bez reguł
Choć władze miasta mówią, że stawiają tylko na sztukę i elitarne sporty, to nie do końca prawda. Kiedy idę na spotkanie z prezydentem Jackiem Karnowskim, hostessy na Monciaku wciskają mi reklamówkę gali sportów walki (MMA), która odbywa się w Hali Stulecia (impreza nie ma patronatu UM). Od czasu, gdy imperium Ryszarda Krauzego chybocze się w posadach, z Sopotu zniknął tenis na światowym poziomie. Prezydent wiosną zapowiadał wprawdzie, że wielki tenis wróci do Sopotu, ale na obietnicach się skończyło. Były halowe mistrzostwa świata w lekkoatletyce, zawody jeździeckie i żeglarskie.
– Panu podoba się plac Przyjaciół Sopotu? – pytam prezydenta.
– Ludzie głosują nogami. Codziennie przebywa tam wielu gości i mieszkańców. Pewnie, że mi się podoba. Olbrzymia liczba osób tam przychodzi. Poszliśmy w jakość. Zastosowaliśmy szlachetny kamień i zasadziliśmy platany – odpowiada Jacek Karnowski.
– W jakim kierunku Sopot będzie się rozwijał?
– Chcemy, żeby rozwijał się jako kulturalny kurort, ale w różnych odcieniach – mówi prezydent. – Chcemy, żeby były koncerty klasyczne, ale także i popowe. Cieszymy się ze wszystkich gości, ale trzymamy pewien standard. Nie chcemy disco polo i tego typu imprez nie wspieramy. Jesteśmy na takim etapie, że mamy sukces, mamy wielu turystów i teraz musimy tym sukcesem jakoś posterować. Aby zachować charakter kurortu, staramy się pozbywać tych, co przyjeżdżają tylko się napić. W ostatni weekend było 200 mandatów. Chciałbym, żeby było więcej fajnej muzyki, fajnych wystaw, żeby wszystko poszło w kierunku sportów takich jak tenis, żeglarstwo, hippika czy koszykówka.
Liczba stałych mieszkańców Sopotu co roku spada. Z obecnych 36 tys. jedna czwarta to ludzie w podeszłym wieku. Mówi dyrektor Muzeum Sopotu Małgorzata Buchholz-Todoroska: – Pamiętam Sopot z dzieciństwa: to było miasto dużo mniejsze, ale z intensywną identyfikacją. Teraz wiele się buduje, ale rezydencje przez większość roku stoją puste. Po zmianach, które dokonują się przez ostatnie lata, Sopot zatracił tożsamość.