Jak skroić Warszawę

Czy w pospiesznie przepychanej reformie ustroju stolicy chodzi o poprawę życia mieszkańców? A może to przymiarka do narysowania wyborczej mapy Polski na nowo?

05.02.2017

Czyta się kilka minut

Przed drugą turą wyborów na prezydenta stolicy, listopad 2014 r. / Fot. Krystian Maj / FORUM
Przed drugą turą wyborów na prezydenta stolicy, listopad 2014 r. / Fot. Krystian Maj / FORUM

Stołeczny poseł Prawa i Sprawiedliwości oraz były kandydat na prezydenta Warszawy, Jacek Sasin, ogłosił projekt ustawy o metropolii warszawskiej zmieniający ustrój stolicy. Projekt – jak to bywa z priorytetowymi dla PiS inicjatywami – trafi pod obrady Sejmu w ekspresowym tempie. Chodzi o to, żeby włączyć do nowej metropolii kilkadziesiąt podmiejskich gmin, zmienić strukturę i liczebność rad dzielnic oraz uregulować kompetencje prezydenta. I zaczęło się tradycyjne przeciąganie liny. Włodarzyni miasta Hanna Gronkiewicz-Waltz zaczęła ostro: „Co by tu jeszcze spieprzyć, panowie, co by tu jeszcze? (…) Lech Kaczyński się w grobie przewraca!”. Sasin z kolei replikował szeregiem argumentów wyglądających na merytoryczne, choć tempo prac i brak czasu na rzeczową debatę ekspertów nie pozwalają wyrobić sobie zdania, jaka jest ich waga. Mówił zatem, że komunikacja miejska będzie scalona w jedno, co pomoże szczególnie tym z tzw. obwarzanka, że dotąd obce sobie gminy będą współpracować przy budowie oczyszczalni ścieków i że szkoły będą lepiej zarządzane.

– Projekt jest zagrożeniem dla dużych inwestycji infrastrukturalnych. Niepewna staje się rozbudowa drugiej linii metra i nowe trasy tramwajowe na Wilanów. Zubożona w ten sposób Warszawa nie będzie w stanie udźwignąć finansowania dwóch szkół w mojej dzielnicy – mówi Krzysztof Strzałkowski, burmistrz Woli.
Samorządowiec i poseł niezrzeszony, który dostał się do parlamentu z list Kukiza, Janusz Sanocki, też ma wątpliwości. – Warszawie potrzebna jest reforma, ale ta ustawa jest napisana na kolanie i jest kompletnie niedemokratyczna, bo nie było żadnych konsultacji społecznych przy projekcie – tłumaczy w rozmowie z nami. PiS bowiem wykorzystał swój ulubiony legislacyjny wybieg, nadając projektowi status poselskiego, co pozwala ominąć etap formalnych konsultacji między resortami i z udziałem partnerów społecznych oraz zwalnia autorów z przygotowania tzw. oceny skutków regulacji.

Podkowa Asterixa

Ruchy miejskie i eksperci są raczej zgodni, że jakaś ustawa o ustroju miasta jest bardzo potrzebna, ale że pisowski projekt to podchodzenie do operacji okulistycznej z dłutem i młotkiem.

– PiS-owi chodzi o prezydenturę w Warszawie i o wprowadzenie de facto jednomandatowych okręgów wyborczych pod płaszczem „reform ustrojowych”. To ma być prezent dla największych partii – tłumaczy nam Jan Śpiewak, b. szef stowarzyszenia Miasto Jest Nasze.

I tak też ustawę Sasina zrozumiał internet: jako mało subtelną próbę przejęcia władzy w ostatnim bastionie Platformy, czyli ratuszu przy placu Bankowym. W mediach społecznościowych pojawiły się mapki i memy szydzące z projektu: że na tej zasadzie do Warszawy można włączyć i resztę Polski. Dużo śmiechu i aluzji do wioski Asterixa otoczonej przez rzymskie garnizony wywołał fakt, że w pierwotnym projekcie Sasina do aglomeracji warszawskiej miała nie wejść Podkowa Leśna – to miasto-ogród, gdzie PiS wypada słabo w wyborach. Ale między anegdotami znalazła się całkiem poważna hipoteza: PiS jako pierwszy po 1989 r. chce w tak wyraźny sposób użyć znanego z Ameryki gerrymanderingu, czyli korzystnego dla jednej partii rysowania granic okręgu wyborczego, nie tylko w polityce lokalnej.

Salamandry na mapie

W 1812 r. zawadiacki gubernator Massachusetts Elbridge Gerry tak naszkicował kontury okręgu, że przypominał on salamandrę, łącznie z palcami i wypustkami. Wszystko po to, żeby w owym obwodzie upchnąć przychylnych mu wyborców i zapewnić zwycięstwo swojemu stronnikowi. Zobaczywszy ten dziwaczny kształt, reporterzy „Boston Gazette” zbili nazwisko polityka oraz nazwę płaza w jedno, i odtąd słowo „gerrymander” oznacza manipulację przy granicach okręgu tak, by wygrali ci, co go wytyczyli.

W Ameryce ta technika przeszła do porządku dziennego i do dziś korzystają z niej regularnie i Republikanie, i Demokraci. Ci pierwsi mają jednak pewną przewagę. W 2010 r. wygrali wybory do legislatur stanowych, odpowiedzialnych za planowanie map wyborczych w wyborach do federalnej Izby Reprezentantów. W kilku stanach tak wytyczyli granice JOW-ów, by pomimo niemal równego Demokratom poparcia zapewnić sobie więcej mandatów w Kongresie. Przykładowo: w Michigan obie partie generalnie remisują, ale Republikanie mają dziewięciu kongresmenów, a Demokraci pięciu. W Wirginii języczek u wagi nawet przesuwa się na stronę lewicy, a ma ona w Izbie czterech przedstawicieli wobec siedmiu z prawicy.

W USA gerrymandering, szczególnie ten faworyzujący Republikanów, jest prosty z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze Afroamerykanie i Latynosi to tradycyjny elektorat Demokratów i łatwo jest etniczne osiedla zamknąć w wyborczym getcie. Republikanie spisują taki okręg na straty i zgarniają to, co pozostało. Po drugie raczej lewicowe są duże miasta. Te również łatwiej jest zamknąć w jednym lub dwóch okręgach.
– Dodałbym też, iż większość wyborców w Ameryce deklaruje się w spisach wyborców jako Demokraci lub Republikanie. Władze stanowe mogą określić z dokładnością do jednego domostwa, czy opłaca się mieć to osiedle w korzystnym dla siebie obwodzie, czy nie. W Polsce jest to o wiele trudniejsze, bo głosujący nie deklarują na lata z góry, po czyjej są stronie, a poza tym o wiele częściej zmieniają zdanie – mówi dr Wojciech Rafałowski, socjolog z UW.

Blok na pół

Ale to nie znaczy, że u nas się nie próbuje. Dzisiejszy skok na warszawski ratusz jest dość widowiskowy, tymczasem po kryjomu dłubano przy granicach obwodów w stolicy, odkąd tylko weszła reforma samorządowa rządu Buzka. Radnych nie wybiera się w JOW-ach, lecz proporcjonalnie, z list partyjnych. Ale i tu można się bawić w salamandrę. Na kilka miesięcy przed wyborami samorządowymi w 2006 r. PiS podzielił po swojemu Pragę Południe. Z dotychczasowych czterech okręgów opartych na granicach historycznych dzielnic wykroił pięć mniejszych. Tworzenie mniejszych obwodów w systemie proporcjonalnym (czyli np. mających do obsadzenia pięć mandatów zamiast ośmiu) faworyzuje duże partie. Dla małych stronnictw oraz dla komitetów lokalnych z wyborczego tortu już nic nie zostaje. Ówczesna siatka była kreślona na tyle pośpiesznie, że granicę okręgów wytyczono wzdłuż ulicy Giedymina, na końcu której stał blok. Nowy podział dzielnicy dosłownie go przepoławiał. Radni PO zaskarżyli projekt do komisarza wyborczego i sprawę wygrali.

Ale ci ostatni, gdy mają władzę, to grają w identyczną grę. Przed wyborami w 2014 r. chcieli podłubać przy konturach, tłumacząc, że to kosmetyka i przesunięcie kilku domów w lewo i w prawo. W praktyce chodziło im właśnie o zmniejszenie puli mandatów w każdym z okręgów. Bo słynny pięcioprocentowy próg wyborczy nie jest jedyną barierą w tym, żeby uzyskać mandaty radnych. Jeżeli wspomniany tort składa się tylko z pięciu mandatów, to mały komitet musi uzyskać co najmniej 10 proc. głosów, żeby coś uszczknąć. Platformerski projekt w końcu upadł.

Partiom-duopolistom udało się według tego szablonu zablokować ruchy miejskie w Poznaniu. W kampanii samorządowej 2010 r. komitet My.Poznaniacy zdobył 9,3 proc. poparcia, co przy sprawiedliwej metodzie alokacji głosów na mandaty powinno mu dać trzy lub cztery miejsca w 37-osobowej radzie miasta. Po sprawnym gerrymanderingu duże stronnictwa podzieliły się wszystkim i dla prężnego bezpartyjnego komitetu nie zostało nic.

Zgarnąć premię

W ordynacji wyborczej do parlamentu od 1989 r. salamandry raczej się nie pojawiały. Do 2011 r. większościowe wybory do Senatu były proste, okręgi wytyczano według granic starych i nowych województw. Przesunięcia były minimalne. Okazją do wykrajania obwodów pod siebie było przejście na JOW-y przed wyborami w 2011 r., ale tutaj też raczej trzymano się granic powiatów. Tymczasem PiS już ogłosił, że planuje wyznaczyć kontury od nowa. Jarosław Kaczyński powiedział podczas jednej z konferencji, iż obecny senacki JOW nr 61 stworzono specjalnie po to, by wygrywał w nim Włodzimierz Cimoszewicz. I ogłosił konieczność jego „bardziej sprawiedliwego podziału”. Eksperci od systemów wyborczych są jednak zdania, że okręg 61. łączy tradycyjnie lewicowy powiat hajnowski z silnie prawicowym wysokomazowieckim, a o zwycięstwie decydowała popularność byłego premiera. Zresztą Cimoszewicza w Senacie już nie ma. Zastąpił go Tadeusz Romańczuk z PiS.

Planów obozu rządzącego wobec proporcjonalnej ordynacji do Sejmu nie znamy, ale – przykładem poznańskiej rady miejskiej – można 41 okręgów, w których wybiera się od 7 do 20 posłów, podzielić na mniejsze, żeby większą premię zgarniał zwycięzca.

Tego, że chodzi przede wszystkim o przejęcie władzy, nie udało się piarowsko ukryć przy okazji warszawskiej ustawy metropolitalnej.

– PiS po raz kolejny strzela sobie w kolano. Kultura polityczna polega na samoograniczaniu się. A przy ustawie warszawskiej ostentacyjnie chcą wziąć wszystko. To się może nie spodobać nawet tym mieszkańcom podwarszawskich gmin, którzy by na reformie skorzystali – komentuje poseł Sanocki. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zajmuje się polityką zagraniczną, głównie amerykańską oraz relacjami transatlantyckimi. Autor korespondencji i reportaży z USA.      więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2017