Jak nazwać wirusa

Koronawirus, SARS-CoV-2, a może wirus z Wuhan? W czasach, gdy o tym samym patogenie rozprawiają nie tylko naukowcy, ale i politycy, ten wybór ma znaczenie.

30.03.2020

Czyta się kilka minut

Graffiti w Walencji, Wenezuela, 21 marca 2020 r. / JUAN CARLOS HERNANDEZ / ZUMA PRESS / FORUM / JUAN CARLOS HERNANDEZ / ZUMA PRESS / FORUM
Graffiti w Walencji, Wenezuela, 21 marca 2020 r. / JUAN CARLOS HERNANDEZ / ZUMA PRESS / FORUM / JUAN CARLOS HERNANDEZ / ZUMA PRESS / FORUM

Gdy Donald Trump użył 16 marca na Twitterze określenia „chiński wirus”, doskonale wiedział, co robi. Czasem coś na pozór tak niewinnego jak nazewnictwo medyczne może być elementem gry politycznej. W tym przypadku – co Trump przyznał zresztą później na konferencji prasowej – epitet „chiński” miał stanowić odpowiedź Amerykanów na sugestie ze strony rządu chińskiego, że nowy koronawirus pochodzi w istocie ze Stanów Zjednoczonych. Parę dni wcześniej rzecznik chińskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych Lijian Zhao stwierdził bowiem na Twitterze, że „epidemię do Wuhan mogła sprowadzić armia amerykańska”. Do Trumpa szybko dołączyli jego republikańscy koledzy, zalewając internet terminami typu „wirus z Wuhan”.

Na Trumpa spłynęła fala krytyki, nie tylko ze strony Chińczyków, za niepotrzebne i potencjalnie krzywdzące przyczepianie do wirusa etykietki geograficznej. Jednak to, co w świecie polityki może wywołać burzę, w samej nauce nie jest wcale zjawiskiem nietypowym. To dobra okazja, aby się przyjrzeć, jak właściwie powstają nazwy wirusów.

Dziedzictwo Linneusza

W naukach biologicznych przyjęło się, począwszy od wizjonerskiej propozycji Karola Linneusza z 1753 r., że gatunki istot żywych określa się formalnie poprzez dwa słowa po łacinie: nazwę rodzajową i gatunkową. Stąd Homo sapiens, Canis lupus (wilk) czy Citrus limoni (cytryna). Istnieją dziś trzy główne dokumenty regulujące to, jak może brzmieć nowa nazwa gatunkowa oraz jak tworzy się nazwy dla szerszych kategorii taksonomicznych, takich jak rodziny (człowiekowate), rzędy (walenie), gromady (ssaki) itd. Te dokumenty to Międzynarodowy Kodeks Nomenklatury Zoologicznej (obejmujący królestwo zwierząt), Międzynarodowy Kodeks Nomenklatury Botanicznej (rośliny i grzyby) i Międzynarodowy Kodeks Nomenklatury Bakterii. Dodajmy na marginesie, że biedne pierwotniaki, zapomniane jak zawsze, tułają się między kodeksami i w niektórych przypadkach istnieją dla nich dwie konkurencyjne nazwy.

Fundamentem we wszystkich tych trzech kodeksach jest linneuszowskie nazewnictwo „dwuwyrazowe”. W idealnym przypadku informuje ono o jakichś cechach danego stworzenia, czasem jednak wynika z czystej fantazji, jak choćby w przypadku chrząszcza Agra cadabra, papugi Vini vidivici albo osy Polemistus chewbacca.


CZYTAJ WIĘCEJ:


Bystry obserwator zauważy pewnie, że na powyższej liście nie pojawiły się wirusy. Cóż, nie są one komórkami żywymi w żadnym zwykłym sensie, lecz raczej swobodnie przemieszczającymi się porcjami materiału genetycznego w otoczce. Jednym z pobocznych skutków tego szczególnego statusu jest niemożliwość zastosowania do nich żadnej klasycznej definicji gatunku. Dla zoologa gatunek to zbiór organizmów, które mogą się rozmnażać, dając płodne potomstwo. Wirusy jednak nie rozmnażają się płciowo, a jedynie namnażają – są kopiowane przez komórkę gospodarza. Nawet szersze definicje gatunku, stosowne choćby dla bakterii, nie dają się łatwo zastosować w świecie wirusów.

Murmańskie norniki

Ostatecznie powstał specjalnie dla wirusów osobny dokument: Międzynarodowy Kodeks Klasyfikacji i Nazewnictwa Wirusów. Wszystko zaczyna się od wyizolowania wirusa, czego skutkiem jest izolat: definiowany po prostu jako konkretna próbka, którą udało się wyhodować. Gdy uzyska się solidną próbę tego typu izolatów, które wydają się mieć pewne cechy wspólne, można zacząć mówić o szczepie (choć czasem terminy te miesza się, a różne grupy wirusologów stosują je po swojemu). Zarówno izolaty, jak i szczepy nazywa się w praktyczny, choć mało elegancki sposób, umieszczając zwykle w nazwie gatunek gospodarza (czyli tego, kogo wirus atakuje), miejsce i czas wyizolowania oraz numer kodowy izolatu, a także jego przypuszczalne pokrewieństwo (może to pokswirus, może rabdowirus, a może koronawirus (CoV)?).

Przypuśćmy więc, że wyizolowaliśmy nowego, nieznanego nauce wirusa – tak jak chińscy badacze parę miesięcy temu. Jak go nazwiemy? Prawdopodobnie właśnie tak, jak zrobili to w grudniu 2019 r. chińscy naukowcy z Institute for Viral Disease Control and Prevention (IVDC) w prowincji Hubei (HB): BetaCoV/Wuhan/IVDC-HB-01/2019. Czasem identyfikacja ukryta jest głębiej pod kodami: EBOV/Hsap/COG/95 to wirus typu ebola (EBOV), atakujący Homo sapiens (Hsap), wyizolowany w Republice Konga (COG). Nazwy nie są może łatwe do zapamiętania, ale system dobrze się sprawdza. Określenie geograficzne jest zaś kluczowe: wirusy, jak wiadomo, lubią szybko mutować, a wiedza o pochodzeniu danego szczepu jest bezcenna, gdy próbuje się później rekonstruować jego ewolucję.

Nic więc dziwnego, że aż do końca stycznia środowisko naukowe powszechnie używało terminów typu „koronawirus z Wuhan”. Co więcej, gdy wirus dotarł do Włoch, naukowcy, zauważywszy, że różni się nieco od szczepu z Wuhan, bez wstydu używali terminu „wirus z Codogno”, od włoskiego miasta w Lombardii, gdzie dokonano izolacji.

Później, gdy już nowy wirus zostanie dobrze poznany, składa się do Międzynarodowego Komitetu Taksonomii Wirusów (ICTV) propozycję utworzenia nowego gatunku. Nie jest to gatunek w zwykłym sensie, a raczej, jak mówią biolodzy, quasi-gatunek oparty po prostu na względnej odrębności od innych wirusów. Nazwa też nie jest dwuimienna, jak w przypadku klasycznych gatunków, i składa się na nią nieco tylko uprzyjemnione określenie szczepu, wciąż w języku angielskim. Jest w tym pewna swoboda i nazwy wirusów liczą od dwóch aż do siedmiu słów. Typowe składniki takiej nazwy to: miejsce pierwszego wyizolowania, gatunek gospodarza, nazwa choroby i określenie typu wirusa.

Obecna edycja bazy ICTV zawiera 5560 nazw gatunków. Część z nich jest znana lub względnie łatwo da się rozszyfrować: Sudan ebolavirus, Human immunodeficiency virus 1, Koala retrovirus. To wygodny system. Jeszcze przed chwilą nie wiedziałem o istnieniu wirusa Cabbage leaf curl Jamaica virus, jednak po samej tylko jego nazwie wiem już, że wywołuje on chorobę kapusty, objawiającą się zwijaniem się liści, a wyizolowano go pierwotnie na Jamajce. Jednym z najnowszych dodatków do listy ICTV jest zaś Murmansk microtus virus, czyli wirus z rosyjskiego Murmańska atakujący norniki (niewielkie gryzonie o łacińskiej nazwie Microtus).

Nowy odnietoperzowy koronawirus

W drugiej połowie stycznia, gdy poznana została nie tylko natura nowego koronawirusa, ale i skala jego epidemii, kwestia jego nazwy nabrała wagi. Chińczycy, znani z obsesji na punkcie swojego wizerunku na arenie międzynarodowej, zaczęli silnie lobbować na rzecz odcięcia od nazwy wirusa jakiegokolwiek określenia geograficznego. Sekundowała im Światowa Organizacja Zdrowia, która w 2015 r. wydała ogólne zalecenie tego typu w odniesieniu do chorób (nie wirusów), sugerując, że wiązanie choroby z konkretnym miejscem może skutkować stygmatyzacją. Ostatecznie na początku lutego stanęło na nazwie ­SARS-CoV-2, ponieważ ten konkretny koronawirus okazał się być bliskim krewniakiem tego, który w 2003 r. wywołał epidemię ciężkiej (severe), ostrej (acute) niewydolności oddechowej (respiratory syndrome), czyli SARS.

Ponieważ jednak nazwa SARS-CoV-2 jest mało praktyczna, problem nie zniknął z dnia na dzień. Nie można dekretem zmienić sposobu, w jaki używa się języka. Część mediów zareagowała błyskawicznie, dokonując wręcz korekty istniejących źródeł. Czasopismo „Nature”, które jeszcze 24 stycznia opublikowało artykuł „Co należy wiedzieć o koronawirusie z Wuhan”, w połowie lutego podmieniło w nim słowa Wuhan coronavirus na novel coronavirus (czyli nowy koronawirus). Czasem naukowcy popadają jednak w rutynę, odruchowo używając określenia geograficznego, do którego są przyzwyczajeni. W jednym z najbardziej prestiżowych czasopism medycznych świata, „The New England Journal of Medicine”, jeszcze 5 marca ukazał się artykuł, w którym SARS-CoV-2 został określony jako nowy koronawirus z Wuhan.

Większość z nas nie jest jednak naukowcami i potrzeba nam praktycznej nazwy. Stąd krótki, poręczny koronawirus – niby nieprecyzyjny, ale przecież wiadomo, że mowa o SARS-CoV-2, a nie o pozostałych 39 gatunkach należących do rodziny wirusów Coronaviridae. Dziennikarze i politycy lubią jednak eksperymentować z innymi nazwami: czasem, by unikać żmudnych powtórzeń, czasem ze zwykłego wyrachowania. Tu wkracza „chiński wirus”.

Choroba chrześcijańska

Znane są oczywiście z historii inne przypadki celowego manipulowania nazwami chorób na arenie międzynarodowej. Gdy pod koniec XV w. w Neapolu wystąpiły pierwsze przypadki syfilisu, Włosi przypisali jego rozsiewanie – najprawdopodobniej słusznie – francuskim żołnierzom biorącym udział w tzw. pierwszej wojnie włoskiej. Stąd mal francese – choroba francuska (a potem pospolita franca). Włoski lekarz Girolamo Fracastoro, badacz syfilisu i jeden z ojców współczesnej epidemiologii, w 1530 r. opublikował poemat „Syfilis albo choroba francuska”, w którym pojawiła się rozpoznawana współcześnie, neutralna nazwa syfilis (głównym bohaterem poematu był pasterz Syfilus, na którego chorobę zesłał Apollo). Fracastoro odnotował też jednak, że sami Francuzi uparcie promują nazwę choroba włoska. Równolegle Holendrzy, niezbyt życzliwi panującym nad nimi katolickim, hiszpańskim Habsburgom, mówili o chorobie hiszpańskiej, Turcy zaś z równie łatwych do zrozumienia względów promowali określenie choroba chrześcijańska.

Motywacje religijne kierowały również ministrem zdrowia Izraela, Ja’akowem Litzmanem, który odmówił w 2009 r. używania nazwy świńska grypa. Dziwić może natomiast wysunięta przez niego kontrpropozycja, aby ową chorobę wywoływaną przez wirusa grypy H1N1 określać jako… grypę meksykańską. Wywołało to szybką reakcję ambasadora Meksyku w Izraelu Federica Salasa, po której rząd izraelski wyparł się słów swojego ministra. To m.in. po tego typu incydentach Światowa Organizacja Zdrowia – która odpowiada za oficjalną międzynarodową klasyfikację chorób ICD – zaleciła, aby w nazwach jednostek chorobowych już nigdy nie pojawiały się określenia geograficzne. Nazwy wirusów to jednak inne zagadnienie, a wykorzenienie z nich nazw państw i miast, jak widać, raczej nie nastąpi prędko.

Jak przedstawia się sytuacja obecnie? Naukowcy i pedanci mają do dyspozycji oficjalną nazwę SARS-CoV-2. Wszyscy pozostali – praktyczne określenie koronawirus. Używanie jakiejkolwiek nazwy innej niż jedna z tych dwóch, zwłaszcza publicznie i w pełni świadomie – a szczególnie określenia „chiński wirus” – trudno dziś interpretować inaczej niż jako celowy zabieg językowy. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof przyrody i dziennikarz naukowy, specjalizuje się w kosmologii, astrofizyce oraz zagadnieniach filozoficznych związanych z tymi naukami. Pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, członek Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2020