Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Prosto z serca – wychodząc ze spotkania powiedział do abp. Fisichelli: „Musiałem to powiedzieć!”. Przemówienie trwało godzinę (organizatorzy spodziewali się 7 minut!). Poszczególne jego fragmenty witane były na przemian aplauzem i intensywną ciszą. Ci, co byli, będą długo pamiętać!
Zaraz na początku papież „odbił się” od słów powitania, w których abp Fisichella przedstawił mu obecnych młodych ludzi jako tych, którzy na zawsze chcą oddać swoje życie Chrystusowi i Kościołowi. Na zawsze – wychwycił Franciszek. „Na zawsze” nie jest dziś oczywiste – w świecie, który opanowała „kultura prowizorki” (to określenie padło ze dwadzieścia razy). Wszystko jest jedynie na ten moment: postanowienia, decyzje, wybory, zobowiązania. Ale na zawsze?! „Na zawsze” jest jednak warunkiem spełnionego człowieczeństwa. Jest warunkiem miłości.
Potem było o radości. Nie mogło być inaczej. Aulę Pawła VI radość wręcz roznosiła. „Co Wam daje radość?” – pytał papież. Wymieniał (mrużąc oko) kilka gadżetów, po to tylko, by zaraz sformułować trafiającą w sedno odpowiedź: rzeczy nie sprawiają radości (a już na pewno nie taką, która trafiałaby głęboko do wnętrza człowieka) – taką radość sprawia tylko spotkanie z osobą (Osobą)! Radość jest markerem sensownie przeżywanego powołania – jest też oznaką świętości.
W takim razie, co sprawia – pytał papież – że księża czy osoby konsekrowane są smutni? Kiedy się takimi stają? „Powiem Wam!” I zaraz padła odpowiedź, w pierwszym momencie szokująca. Przyczyną smutku jest celibat. Nie każdy, lecz bezsensownie – źle przeżywany. To znaczy, kiedy nie jest doświadczeniem miłości do/od Chrystusa. Miłości, która owocuje w osobach konsekrowanych i celibatariuszach duchowym ojcostwem i macierzyństwem. Duchową płodnością. Ta jest niesłychanym źródłem radości.
I zaraz kolejne słowo-klucz: koherentność, prawdziwość, przeciwieństwo obłudy i dwulicowości. Koherentność młodych – właściwie zakładana, stanowiąca jakby „naturalną” cechę młodości; ale także koherentność wychowawców w seminariach i nowicjatach.
I dalej: prawdziwość a sakrament pokuty – tak! O tym też mówił! Mówił, że trzeba być prawdziwym, szczerym, przejrzystym wobec spowiednika. Najlepiej tego samego. Nie być penitentem-wagabundą, który szuka przypadkowych spowiedników, by nigdy nie stanąć przed żadnym w pełnej i prostej prawdzie: „Ojcze, zgrzeszyłem. Uczyniłem to i to, i to, i to”.
I na koniec wezwanie do wyjścia z siebie, a właściwie do ciągłego wychodzenia z siebie, przez dwoje drzwi, na przemian – w stronę Chrystusa: kontemplacja; i w stronę ludzi: ewangelizacja. Z mocą. Z młodością. Nowością. Bez uprawiania ulubionego sportu nas, starszych, a mianowicie zawodów w lamentowaniu.