Istota

Trwa w nas ten sam Chrystus, co w tabernakulum. Co jest świętsze w tym momencie: naczynie wykonane z metalu czy nasze ciało, "świątynia Ducha Świętego"?

06.09.2011

Czyta się kilka minut

Co jest najważniejszego w obrzędzie Mszy? Na pewno wielu z nas zadawało sobie to pytanie. Ale trzeba je postawić inaczej. Każdy moment liturgii eucharystycznej jest równie ważny. Każdy jest także równie potrzebny w całej i niepodzielnej strukturze celebracji.

Czym byłaby Msza święta bez liturgii słowa? Chociaż mówi się o niej, że tylko przygotowuje do przyjęcia tajemnic eucharystii, jest niezbędna. Bez niej obrzęd utraciłby wewnętrzną logikę, a nie zapominajmy, że słowa "logika" i "logos" mają wspólny korzeń.

Lepiej jest zapytać o istotę tej całości. Każda rzecz ma swoją istotę, tym bardziej ma ją liturgia Mszy. Do istoty odnosi się zresztą pojęcie przeistoczenia, integralnie związane z akcją liturgiczną.

Całe dzieje stworzonego świata sprowadzić można do opowieści o przeistoczeniach. Wcielenie Boga w człowieka jest centralnym momentem tej historii. Kolejnym przeistoczeniem jest przemiana chleba i wina w osobę Chrystusa, w jego ciało i krew. Ale na tym nie koniec. Ten pokarm jest przecież dla kogoś przeznaczony. Historia toczy się dalej: pokolenia wiernych przychodzą do stołu Pańskiego.

Sens tych przeistoczeń wzbudza nasz odruchowy sprzeciw. Ta Uczta i ta Ofiara jest tak bardzo dla ludzi, że staje się w naszych oczach nieludzka. Rodzimy się jako poganie, a i chrzest nie niweluje naturalnych impulsów nadających kształt naszej mentalności. Dlatego nie mieści nam się w głowach, jakim cudem Wszechmocnemu spodobało się przyjąć postać bezbronnego, leżącego w żłobie człowieczka. Było to skandalem dla Rzymian, było nim i dla Żydów. Jeżeli zaś przemianę tę traktować w całej jej nagiej istocie - trudna jest ona do przyjęcia również dla nas, współczesnych chrześcijan.

Podobnie jest z przemianą eucharystyczną. Mało która kontrowersja wywoływała w przeszłości, także tej niedawnej, tyle gorących sporów, co kwestia realnej obecności Chrystusa pod postaciami chleba i wina. Przez setki lat wylano o to mnóstwo krwi i atramentu.

O ostatnie z przeistoczeń nikt się z nikim nie spiera, ale to nie oznacza, że nie ma tutaj napięcia między sensem symbolu a naszą ograniczoną zdolnością postrzegania. Trudności ze zrozumieniem sensu komunii to wcale nie monopol naszych czasów: mieli je już pierwsi chrześcijanie. Wystarczy posłuchać świętego Pawła, który szczerze martwi się, że gdy jego bracia i siostry w Koryncie "schodzą się razem jako Kościół", nikt nie pamięta o wspólnym posiłku, lecz "każdy już wcześniej zabiera się do własnego jedzenia" (1 Kor 11). Problem realnej obecności Chrystusa w chlebie i winie, o który biły się późniejsze pokolenia teologów, w ogóle nie zaprząta głowy Apostoła! Jemu zależy na czymś jeszcze ważniejszym - z punktu widzenia zwykłego zjadacza chleba. Nie po to podchodzimy do stołu Pańskiego, by jeść i pić samemu. Robimy to wspólnie z całym zgromadzeniem. Tylko wtedy jesteśmy znakiem Chrystusa.

Spyta ktoś: o co chodzi? Przecież co niedziela wspólnie przyjmujemy komunię w kościele. Tylko czy aby naprawdę? Czy przyjmując biały opłatek rzeczywiście czujemy się częścią ucztującego zgromadzenia?

Księża wiele mówią o realnej obecności Chrystusa w postaciach eucharystycznych, zapominają jednak o realności Jego osoby w nas samych, zgromadzonych przy ołtarzu. O tym, że prawdziwy Chrystus jest także w serdecznym spojrzeniu, geście, uśmiechu.

Czy Jego obecność ustaje, gdy wychodzimy na zewnątrz kościoła? Żadną miarą! Powiedział przecież: "Kto spożywa moje ciało i krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim" (J 6, 56). On trwa w nas nadal, póki tego trwania sami nie skalamy grzechami. A i wtedy nas nie opuszcza.

Trudno to wszystko przyjąć. Jeszcze trudniej zrozumieć co innego. Popatrzmy na tabernakulum, na monstrancję z hostią - obiekty wielkiego kultu w Kościele. A teraz spójrzmy na siebie. Przyjmujemy Chrystusa w eucharystii. Trwa w nas ten sam Chrystus, co w tabernakulum. Co jest świętsze w tym momencie: naczynie wykonane z metalu czy nasze ciało, "świątynia Ducha Świętego"?

Być może niejednego z czytelników oburzą te słowa. Ale na tym właśnie polega skandal eucharystii, która jest wielkim, powszechnym zobowiązaniem do życia w świętości. Można o tym nie mówić, ale nie przybędzie prawdziwej pobożności od tego milczenia. Porównanie chrześcijanina do żywej monstrancji nie poniża Boga, który sam uniżył się do poziomu pokarmu dla człowieka. Że nie jesteśmy tego godni? On przecież o tym świetnie wie, wpisał to już przed wiekami w swój plan zbawienia. Doskonale to wyraził święty Paweł: "Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas" (2 Kor 4, 7). Te gliniane naczynia to nasze ciała.

Po dokonaniu się cudu komunii pozostaje już tylko jedno: końcowa modlitwa z wezwaniem księdza: "Idźcie, ofiara spełniona!" i śpiewem wiernych wychodzących ze świątyni. To "idźcie" skierowane jest do zgromadzenia świętych, którzy za chwilę wyjdą, by odmieniać świat. Dlatego wielkim nieporozumieniem są wszelkie liturgiczne wynalazki, aplikowane na zakończenie Mszy, nawet tak czcigodne, jak litanie czy adoracje. "Idących" nie wolno zatrzymywać ani rzucać na kolana, nawet pod najświętszym pozorem.

Może dlatego nie mówimy o paradoksie komunii, że jej prawdziwy sens tak daleko wykracza poza nasze nawyki pojęciowe, odziedziczone po pogańskich przodkach? Być może odpychamy od siebie świadomość istoty eucharystii, gdyż boimy się jej rewolucyjnych konsekwencji w naszym życiu. Tego, że prawda, raz przyjęta w całej swej jaskrawości, podziała na nas jak młode wino na apostołów w Wieczerniku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2011